W poprzednich odcinku: Rebooty... [01x12]
POPRZEDNIO W "ŚWIATŁACH STADIONÓW"
…czuć zbliżającą się wielkimi krokami klęskę…
…Witam bardzo serdecznie w finałowym wydaniu "TV Ball"!…
…odgrzewanych kotletów jest za dużo, wszechświat nie wytrzyma… zapadnie się sam w sobie…
…Kim jesteście?
- Waszym ratunkiem - postacie wyszły z kręgu światła…
…sumienie nas ruszyło i postanowiliśmy pomóc…
…Trener czuł, że wraca gry. Tak, zdecydowanie wraca do gry…
…To po tym, jak państwo Seriali wygrało EURO…
…No się tak pan patrzysz, buta sportowego pan nie widziałeś…
…"Światła Stadionów: The Most Ultimate Amazing Ever Super Hero"…
…Nie but, ale Wielki But… Dawny pachołek starego świata… A przyszły niszczyciel!…
…Te mistrzostwa wygrałem ja. Tylko ja…
…mogłem dojść do tego, do czego chciałem. Do władzy!…
…Nie dam zniszczyć tego, nie dam ci zniszczyć seriali…
…Prowadzący nagle zamilkł. Końcówka drugiej sznurówki wbiła mu się centralnie w serce…
…to państwo to ja…
Pora zacząć koniec.
ŚWIATŁA STADIONÓW
FINAŁ, CZĘŚĆ II
"Rebooty... i stare buty"
STADION IMIENIA HANNAH III MONTOWIAK
6 CZERWCA 2062
NA CHWILĘ PRZED KOŃCEM ŚWIATA
Ziemia drżała, niebo było czarne. Koniec świata nadchodził wielkimi krokami.
Wielki But stał i realizował scenariusz kontynuacji "Świateł stadionów". Jak na razie wszystko toczyło się według jego myśli - Prowadzący, martwy, leżał z tyłu, koniec nadchodził nieubłaganie. Nic nie mogło stanąć na przeszkodzie…
Nie mogło… ale… czy to przypadkiem Prowadzący nie poruszył swoją martwą dłonią w całkiem żywy sposób?
6 CZERWCA 2012
Drużyna państwa Seriali, przy aplauzie publiki, wbiegła na murawę stadionu Narodowego imienia Hanki Mostowiak. Ich przeciwnicy już tam byli.
Trener z Asystentem znajdowali się w części przeznaczonej dla szkoleniowców.
- Panie Trenerze… cokolwiek się stanie. Te dwanaście tygodni pozostanie na zawsze w mojej głowie - cicho szepnął Asystent.
Trener tylko pokiwał głową. Był zbyt zdenerwowany, by móc coś odpowiedzieć. Drżał z przejęcia.
Tymczasem sznurówki w jednym z butów jednego z zawodników państwa Seriali też drżały. Zupełnie, jakby się ten but denerwował…
6 CZERWCA 2062
But realizował swój apokaliptyczny scenariusz. Świat Seriali pomału rozpadał się na części pierwsze.
- Hahahahaha! - zaśmiał się despota. Był już o krok od całkowitego spełnienia swojego planu.
Tymczasem dłoń Prowadzącego zacisnęła cię całkowicie. Mężczyzna otworzył oczy. Zobaczył, co się dzieje.
- O nie, tak się bawić nie będziemy - wykrztusił i poderwał się na równie nogi. Wykorzystując to, że wiatr wył jak opętany, a but był tak zajęty upiornym śmiechem, dopadł go od tyłu, poczym z całej siły kopnął. But z krzykiem poleciał gdzieś między wielkie roboty.
Prowadzący przyklęknął nad pozostawionym scenariuszem. Z kieszeni wyciągnął zapalniczkę. Spróbował ją odpalić. Niestety, wiatr ciągle zdmuchiwał płomień.
Spróbował drugi raz, trzeci, czwarty…
Czwartego razu nie było. Uderzenie ze sznurówki znów powaliło go na ziemię.
- Ty nie żyjesz!!! - ryknął but, końcem sznurówki wskazując na pierś Prowadzącego. Po dziurze, z której sączyła się krew, nie było teraz ani śladu - Zabiłem cię!
- Ale zapomniałeś o jednej rzeczy - Prowadzący majestatycznie podniósł się z ziemi. - Jestem obywatelem państwa Seriali. I żadne, często absurdalne zagrania scenarzystów co powrotu postaci z zaświatów… nie są mi obce! - krzyknął. Jego głos echem potoczył się po stadionie, a w tle majestatycznie i epicko powiewała flaga państwa Seriali.
- Twojego państwa już nie ma! - huknął But, strzelając sznurówką jak batem. Prowadzący odskoczył w bok, za nogę robota. Sznurówka wgięła w blaszanym odnóżu spory ślad.
- Ono jest, w przeszłości. Za chwilę pojawi się tu doktor, wrócę tam i nie dopuszczę, abyś wygrał te mistrzostwa! - krzyknął Prowadzący.
- Po mojej podeszwie! - zawył but, ponownie uderzając w robota. Ten się niebezpiecznie zachwiał.
Prowadzący pędem rzucił się pomiędzy rekwizyty z filmów i seriali. Słyszał za sobą groźne kroki buta.
- No fajnie, tylko jak to go tu załatwić… - mruknął sam do siebie, skręcając w jakiś zaułek. Była to dosyć obskurnie wyglądająca ulica, opatrzona nazwą Wspólna po Apokalipsie.
Nie omieszkał tego skomentować kolejnym facepalmem.
Popędził nią i wypadł na sam środek sporych rozmiarów krateru, w którym był rozbity latający spodek. Obok niego nieruchomo stała wielka kukła jakiegoś dziwnego stwora. I dopiero opis "Alf z serii ALF: żarłoczny pasażer Nostromo" wyjaśniło, co tu się działo.
Niestety, huk rozwalanych ścian ulicy Wspólnej jednoznacznie świadczył, że but nadchodzi. Prowadzący pobiegł przed siebie… i musiał zaraz zawrócić. But jakimś cudem nadchodził z drugiej strony, pchając przed sobą dwie wielkie kukły braci Mroczków.
Znów strzeliły sznurówki buta. Tym razem dosięgły Prowadzącego, rozrywając mu marynarkę i powodując paskudną ranę na prawym ramieniu. Na szczęście to go nie zatrzymało. Gwałtownie skręcił w lewo… i jak nie straci równowagi, jak nie poleci w dół… Spadek nie był duży i Prowadzący zatrzymał się szybko. Z trudem wstał i… zdębiał. Prawdopodobnie znalazł się w jakiś podziemiach Stadionu, centralnie przed… sklepem obuwniczym. Mało myśląc wbiegł do niego.
W środku panowały totalne ciemności. Kiedy zaczął w nich widzieć, pomału ruszył w głąb sklepu. Wydawał mu się znajomy, bardzo znajomy, jakby…
- Zaraz, a to co… - nachylił się nad dziwnym modelem, prawdopodobnie kobiecej stopy, tylko należącej do pani znacznych rozmiarów. Przy niej była karteczka: "Na pamiątkę najgrubszej baby, jaka wlazła do tego sklepu po buty - Al, zdobywca czterech przyłożeń w jednym spotkaniu, oskarżony o wielokrotne obrażanie grubych bab, prawdziwy facet".
Prowadzący już wiedział wszystko. I wiedział też, jak pokonać buta…
6 CZERWCA 2012
Zawodnicy ustawili się na środku boiska, w oczekiwaniu na hymny obu krajów. Ci z państwa Seriali wyglądali tak jakoś bardziej na wzruszonych. W końcu to był ich pierwszy raz. Nie mówiąc o bucie jednego z nich, który drżał bardziej niż kto inny.
Tymczasem pan Komentator i pan Włodzimierz zabierali się za komentowanie meczu. Mieli ubrane słuchawki, pan Włodzimierz już szykował sobie dwadzieścia encyklopedii sportu, pan Komentator miał ze sto mazaków, a Rurek… a Rurek już czekał z mopem i płynem do czyszczenia stołów.
Można rzec, wszyscy byli gotowi na to spotkanie. Nie wiedząc nawet, jak dramatyczne może mieć ono skutki…
A może…?
6 CZERWCA 2062
But przebił się przez szybę wystawy sklepowej.
- Jak śmiałeś naruszać katakumby moich towarzyszy! - ryknął, machając na prawo i lewo swoimi sznurówkami.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Wiem, że tu jesteś, widziałem, jak wchodziłeś! - zawył, niszcząc ladę i zrywając kilka półek. Był gotowy zabijać.
- Wyłaź! - zawył but, haratając ściany sklepu.
I wtedy z tyłu buta pojawił się Prowadzący. Do tej pory był schowany bardzo dobrze i czekał tylko na okazję.
Na właśnie taką okazję.
- Jestem - powiedział głośno, lecz spokojnie. But odwrócił się w jego stronę. Ledwo jego szwy się trzymały, tak był zdenerwowany.
- Giń! - zawył, próbując zaatakować Prowadzącego. Ten jednak był szybszy. Z całej siły kopnął buta, zanim ten zamachnął sznurówkami. Despotę poderwało go w górę, zawirował dwa razy i… centralnie nadział się na model stopy.
Szwy ostatecznie nie wytrzymały. But, z głośnym:
- Nooooo! - rozpadł się na kawałki. Jego strzępy oraz podeszwa smętnie opadły na podłogę.
Skończyło się. But… został pokonany.
- Al, byłbyś ze mnie dumny - Prowadzący sam siebie docenił - To cię oduczy apokalipsy! - krzyknął do szczątków; czuł się w tym momencie jak Rambo, Terminator czy nawet Ryszard Lubicz po udanej akcji w domu publicznym.
Nagle coś z tyłu huknęło. Prowadzący obejrzał się za siebie. Na zewnątrz koniec świata postępował zbyt szybko!
Mężczyzna wybiegł ze sklepu. Jakimś cudem odnalazł drogę do miejsca, gdzie był scenariusz. Padł przed nim na kolana. Tym razem udało mu się odpalić zapalniczkę. Przyłożył ogień do kartek. Te zajęły się nadspodziewanie szybko. Po minucie scenariusz przestał istnieć.
Prowadzący wstał i rozejrzał się. Wiatr ucichł, niebo zaczynało się rozpogadzać, ziemia przestała drżeć.
- Uf… - obtarł pot z czoła. - Od czasu finału "Zagubionych" tak się nie spociłem. Ale tam to było w sumie spocenie intelektualne, bo nie mogłem za Chiny zrozumieć. A tu… - a tu się uśmiechnął, gdyż zrozumiał, i to nie zakończenie "Zagubionych": zrozumiał, że w tym momencie stał się bohaterem. Prawdziwym bohaterem serialu, tak jak wszyscy, których do tej spotykał w państwie Seriali.
Tak, to był jego dzień. To był… jego serial.
Ale jeszcze się nie skończył, gdyż zostało do zrobienia jedno…
Nad Prowadzącym pojawił się DeLorean.
- Great Scott, udało się! - zaskrzeczał doktor Brown. - I jeszcze pokonałeś Wielkiego Buta!
- To jeszcze nie koniec - krzyknął Prowadzący. - Musimy czym prędzej wrócić do przeszłości i tam go powstrzymać.
- Wskakuj! - doktor zrzucił Prowadzącemu drabinkę sznurkową. Ten bez problemu, jak na bohatera przystało, wspiął się po niej w górę.
- Do 2012! - Prowadzący wydał polecenie. Doktor wpisał odpowiednie dane do komputera. DeLorean ruszył, rozpędzając się do 88 mil na godzinę. Kiedy osiągnął tę prędkość, błysnęło, huknęło…
6 CZERWCA 2012
…i samochód zmaterializował się nad płytą stadionu imienia Hanki Mostowiak. Prowadzący wychylił się przez okno wozu, jednocześnie przykładając znalezioną w bocznej kieszeni drzwi lornetkę do oczu. Na dole zawodnicy stali w godnej pozie, gdyż z głośników płynął hymn.
- Zaraz cię znajdę, bucie… - syknął Prowadzący, sprawdzając stopy bohaterów. - Jest! - ryknął, kiedy doszedł do należących Ryśka z Klanu. Jego lewy but drżał w najlepsze - Co jest martwe, lepiej by zostało martwe… - syknął znaną maksymę (ale nie odnosił jej zbytnio do siebie). - Lecimy do Ryśka!
Doktor skierował DeLoreana w dół. Pojazd gładko wylądował na murawie, wzbudzając niemałe zainteresowanie ludzi.
Prowadzący wyskoczył z pojazdu i podbiegł do Ryśka, na swój sposób zaskoczonego sytuacją.
- Co się dzieje? - Rysiu zapytał spokojnie.
- Grażynka dzwoniła i powiedziała, że jest oburzona, że nie masz na sobie butów, które dała ci do trumny - rzucił Prowadzący, pół serio, pół na poważnie. Rysiek potraktował to… bardzo poważnie. Zaraz zaczął zrywać swoje buty, poczym z płaczem pobiegł w stronę wyjścia ze stadionu. Publika, nie wiedzieć czemu, zaczęła wesoło krzyczeć:
- Kot ci buty ukradł?!
Prowadzący, nie zważając na te okrzyki, schylił się nad lewym butem Ryśka. Wyglądał niewinnie… ale jego sznurówki drżały podejrzanie.
- Siema gagatku, jak cię ostatnio widziałem, byłeś trochę w kawałkach - warknął Gospodarz, podnosząc go z ziemi. - Doktorze, mamy go. Proszę nastawić czas na erę, kiedy były tu wulkany. Już wiem, jak go załatwię! - Prowadzący wskoczył do DeLoreana.
Doktor Brown ustawił co trzeba. Auto wzniosło się w górę, błysnęło i zniknęło gdzieś w czasie.
Sekundę później nastąpił drugi błysk i wehikuł znów był nad stadionem. Wylądował bezpiecznie poza linią boczną boiska.
Prowadzący, doktor i mały pterodaktyl, który przez przypadek wpadł im na pokład, jak pozbywali się buta, wysiedli z pojazdu. Wszyscy zgromadzeni na stadionie - kibice, zawodnicy, działacze związków piłkarski, pan pierwszy Scenarzysta… i inni… patrzyli się na nich wielkimi oczami.
- Coś mi się wydaje, że chyba trochę mamy do opowiedzenia - westchnął Prowadzący, opierając się o bok wozu.
Tak, jak to zwykli czynić bohaterowie po swoich wielkich akcjach.
Oni i ich wierne samochody.
Tak, jak bohaterowie…
30 MINUT PÓŹNIEJ
Prowadzący, Trener, Asystent, doktor Brown, obaj komentatorzy i Rurek stali razem, w części trenerskiej. To właśnie stąd mieli oglądać spotkanie.
Prowadzący szybko uwinął się w opowiedzeniu całej historii z przyszłości - o tym, co zrobił but. I nawet wszyscy mu uwierzyli - do tego stopnia, że jeden z reżyserów, ten co niby jako jedyny rozumiał wspomnianych już "Zagubionych", zaczął pisać na podstawie opowieści scenariusz. Postanowiono też, że spotkanie piłkarskie, trochę opóźnione, ale dojdzie do skutku.
Zawodnicy właśnie ustawiali się na środku boiska. Za kilka sekund sędzia miał dać znać do rozpoczęcia meczu.
- Ach, a była taka szansa, by to wygrać - westchnął Trener. Na wieść o tym, że w innej linii czasowej zdobyli puchar, był skłonny cofać się w czasie, żeby uratować buta przed lawą wulkaniczną… Na szczęście Asystent sprawnie mu to wyperswadował - Ach, taka szansa… - dodał ciszej.
- Ale nie takim kosztem, Trenerze - twardo odpowiedział Prowadzący. - Piłka piłką, ale to państwo zbudowane jest na serialach. I niech tak pozostanie. A futbol niech będzie, nie zaszkodzi się czasem poruszać. Tylko najważniejsze, by pamiętać, że seriale…
- …to nasza pasja! - dokończył wspólnie cały stadion.
- Jest tak - cicho mruknął Gospodarz "TV Ball".
Rozległ się pierwszy gwizdek. Prowadzący tylko mocno zacisnął kciuki.
KONIEC