W poprzednim odcinku: No to gramy [01x09]

ŚWIATŁA STADIONÓW

"Nie z tego stadionu 2"

Prowadzący szeroko uśmiechnął się.

- Witam bardzo ciepło i bardzo wiosennie w kolejnym odcinku "TV Ball" - przywitał się. - Dziś, po zeszłotygodniowych przygodach z Kubą, postanowiłem nie zapraszać nikogo do studia. Dzięki temu początek tego programu, jak i jego koniec, będzie całkowicie i tylko o mnie - wyjaśnił brak gościa. - Tak więc, zaczynamy… Więc panie Prowadzący, jak pan ocenia przygotowania państwa seriali do EURO? - zadał sam sobie pytanie, poczym szybko wstał i przebiegł na drugą stronę stołu. Oklapł na krzesło, rozsiadł się na nim wygodnie i tak sam sobie odpowiedział:

- Hm, bardzo dobre i trafne pytanie, panie Prowadzący. Bardzo dziękuję, że mi je pan zadał.

Prowadzący szybko wstał i wrócił na poprzednie miejsce.

- Ależ nie ma problemu, cała przyjemność po stronie.

Znów wstał i znów przebiegł.

- Ależ jeszcze raz bardzo gorąco dziękuję.

Kolejna zmiana miejsc

- Ależ naprawdę nie ma za co.

- Ależ jest.

- Ależ nie ma.

- Jest.

- Nie ma…

- JEST! - ryknął Prowadzący-Gość.

- NIE MA!!! - huknął Prowadzący-Prowadzący.

I w tym momencie doszło do niewytłumaczalnej sytuacji - obaj Prowadzący rzucili się na siebie i zaczęli bić.

Tymczasem w studiu pojawił się dobrze znany z pierwszej części "Nie z tego stadionu" Pan Od Spraw Tajemniczych, z Muchą Pod Szyją.

- Dlaczego doszło do tego rozdwojenia, dlaczego Prowadzący, chociaż jeden, bije się w dwie osoby na raz, czy stoją za tym kosmici i kto zjadł moją kanapkę? - popisowo ściągnął okulary. - O tym już po wizycie na Stadionie Imienia Hanki Mostowiak. Tylko w strefie 11.

Huknęła ta straszna, praktycznie nie do wiary, muzyka…

STADION IMIENIA HANKI MOSTOWIAK

- Noż jak z jakiegoś jarmarku - warknął Trener, wskazując dużą grupę osób, która zajęła pół płyty boiska i tam organizowała jakieś huczne przyjęcie. - Co to, jakieś wesele czy inne zaręczyny?

- Przyjęcie komunijne - wyjaśnił Asystent.

Trener łypnął podejrzliwie.

- Ty chcesz powiedzieć… że to party nie przymierzają jak królewski bal… to przyjęcie komunijne?

- Jest tak - westchnął Asystent.

- No co za czasy - Trener pokręcił głową i odwrócił się od biesiadników. - Zapomnijmy, że oni nam się tu szwendają i bierzmy się do selekcji. Bo Euro już tuż tuż… - zaczął przeglądać notatki, ale w tym momencie dostał czymś w głowię. Odwrócił się. To grupa dzieci, ubrana tak odświętnie, stała za nim i się śmiała. W ich stronę toczyła się zaś duża piłka, która prawdopodobnie przed chwilą przywaliła Trenerowi w głowę. Dzieci się powykrzywiały i odbiegły do gości.

- Przyszłość narodu, ta… - westchnął Trener. - To kogo dziś mamy do selekcji? - spojrzał na Asystenta.

- Ucieszy się Trener, ponownie różnych typów z fantastycznych produkcji! - ucieszył się Asystent. Trener był mniej radosny.

- Chyba nie muszę ci przypominać, jak się to ostatnio skończyło? I nie mówię o tej ustawce, ale na przykład o bobkach dinozaura w moim samochodzie…

- Spokojnie, dinozaury poszły w odstawkę, tylko publiczna o nich pamięta - wyjaśnił Asystent. - Jako pierwszy powinien się pojawić Superman…

- Superman? - Trener zrobił wielkie oczy. - Prawdziwy Superman?

- No tak prawie, znaczy prawdziwy, ale taki bardziej z czasów młodzieńczych… Tylko że go za bardzo nie widzę… - Asystent nerwowo rozglądał się dookoła - Nie no, przecież pociąg ze Smallville już dawno przyjechał… - sprawdził na zegarku.

- Tak, już widzę jak Superman jeździ pociągami - Trener też zaczął go szukać; przyjrzał się biesiadnikom. - Jeżeli on dalej nosi tę swoją czerwoną kurteczkę, to go mam! - wskazał gdzieś w tłum.

Podbiegli tam, wymijając po drodze dwudziestu kelnerów, trzydziestu fotografów i nie wiedzieć czemu jednego mięsnego jeża. W końcu dotarli do stolika przy którym siedział Superman… A raczej ktoś do niego podobny, tylko jakby odjąć tak ze sto kilo.

- Clark? - zapytał zaniepokojony Asystent, widząc jak osobnik pałaszuje wielkie udko z kurczaka.

- Cla…k - z pełnymi ustami odpowiedział ów typ.

- No cóż, widać że na Supermana znalazł się trzeci sposób pokonania: po kryptonicie i miłości, to polskie imprezy - zauważył Trener. - Dobra Clark, wstajesz i pokazujesz, na co cię stać. Jak dobiegniesz do tamtej bramki… - wskazał odległy punkt - …jesteś w drużynie.

- O…ej - nie przerywając konsumpcji odpowiedział Clark. Z trudem wstał, zachwiał się… ale ruszył. Wpierw powoli, ociężale, niemalże jak ta lokomotywa…

Nagle dostał przyśpieszenia, wystrzeliło nim jak z procy, pędem ruszył na bramkę. Ale było jedno ale - taką masę trudno ruszyć, ale potem też i zatrzymać. Clark nie wyhamował, przebił się przez bramkę, potem ogrodzenie, a potem wywalił dziurę w murze i tyle było go widać.

- Czyli Supermana raczej mieć nie będziemy… - Asystent coś skreślił na liście.

- Czasem odpada kawałek dachu, czasem dziura w ścianie, bywa - zauważył Trener, rozglądając się po biesiadnikach. Bawili się w najlepsze: starsi siedzieli, zajadali różne rzeczy lub popijali… różne napoje. Zaś dzieci, w tym kilka na bank komunijnych (Trener poznał po silniej opaleniźnie i bliznach po operacjach plastycznych) ścigało się na swych nowych quadach, motorach czy nawet w mini-kabrioletach.

- Masakra - westchnął. I naraz poczuł to…

Dziwny niepokój. Jakby zbliżało się coś dziwnego, coś strasznego, coś, czego należało się obawiać.

Nerwowo spojrzał za siebie. Stał tam facet, ubrany w czarny płaszcz i czarny kapelusz. Miał dziwne, puste spojrzenie.

- Zawsze przychodzi czas zapłaty - powiedział mocnym, chłodnym głosem, patrząc się na Trenera. Ten przełknął ślinę. Znał tego Nieznajomego…

- Ale… ale… ale… ja… - zająknął Trener, widząc że typ jest coraz bliżej, że niepokój coraz bardziej wzrasta, że będzie totalnie źle, gdy…

- Ale ja nie do ciebie przyszedłem - tym samym głosem odpowiedział Nieznajomy. - Tylko do gospodarza tego przyjęcia. Nie zapłacił za catering, a miał to z góry zrobić więc wynajęli mniej jako Windykatora - podał Trenerowi wizytówkę. - Naznaczeni, spółka z.o.o. - wyjaśnił - Zawsze do usług - skłonił się, poczym odszedł w tłum, szukając gospodarza.

- Chodźmy już stąd - zaskomlał Trener.

Opuścili tłum i znów znaleźli się na pustej części boiska. Asystent odszedł na chwilę na bok, gdyż zadzwonił jego telefon.

- Nie no, nie mogę. Od ponad 10 odcinków dzieje się wszystko, tylko nie piłka! Wszystko - szepnął Trener. Nogi zaczęły mu drżeć - Już jestem normalnie na granicy wytrzymania…

- A co możesz powiedzieć o nas? - Trener usłyszał za sobą. Odwrócił się. Stała tam ekipa, znaczy jakaś kobieta z długimi, jasnymi włosami, jakiś młody typek oraz starszy facet, ewidentnie naukowiec - Od pierwszego sezonu jesteśmy na granicy światów, od drugiego na granicy zamówienia, a do piątego na granicy końca - to mówiła owa kobieta.

- A mogliby po prostu mówić Fringe, po prostu mówić ciągle yes. I się nie martwić, że rozwalimy ten świat - dodał naukowiec.

Trener zamrugał oczami. Czuł, że powoli odchodzi od zmysłów.

- Zawsze przychodzi czas zapłaty - ponownie usłyszał za sobą głos Nieznajomego. Podskoczył przerażony i okręcił głowę. Uspokoił się, gdy się okazało, że przy Nieznajomym stoi chyba gospodarz przyjęcia, cały czerwony na twarzy.

- Ale ja nie mam na razie kasy, ludzie zamiast pieniędzy prezenty poprzynosili i teraz nie mam jak zapłacić - pieklił się.

- Zawsze przychodzi czas zapłaty - Nieznajomy był nieugięty. A gospodarz mało co ze złości nie eksplodował.

- Z przygotowań do komunii to się najbardziej chyba diabeł cieszy - Trener rzucił maksymą.

- Żebyś wiedział - obok niego stanął zwykły mężczyzna… ale w jego oczach Trener widział dokładnie, że czaiło się coś czarciego. Miał dość… ale to jeszcze nie był koniec. Huknęło, koło czarciego typa przeleciały jakieś pociski. Ten syknął, obrócił się na pięcie i zniknął w ogniu. Zaraz też koło trenera zjawiło się dwóch typów, których dobrze znał i dobrze pamiętał…

- O nie, to przez was ostatnio była ustawka na stadionie! - krzyknął Trener na widok Sama i Deana Winchesterów - Co wy tu robicie?!

- A w Diablo sobie gramy! - po swojemu odpowiedział Dean i tyle braci było widać.

Trener siadł na trawie, głowę spuścił, nosem pociągnął. Czuł, że za chwilę trafi do jednej sali z Murdockiem.

Na sto procent…

I ZNÓW STUDIO… A RACZEJ POBOJOWISKO

Prowadzący siedział wśród szczątków stołu. Siedział to zbyt wiele… raczej leżał, z krwawiącym nosem i podbitym okiem. Jego alter ego już nie było.

- To szokujące, ale prawdziwe - stwierdził Pan od Spraw Tajemniczych.

- Niestety, ma pan rację - westchnął Prowadzący - Jak ja się mogłem tak poniżyć… - pokręcił głową.

- Ja mówiłem o tym, że nie ma już Strefy 11. I dlatego właśnie w kolejnym programie Strefa 11 wyjaśni, dlaczego jej już nie ma.

Prowadzący nie miał siły by cokolwiek powiedzieć…

CIĄG DALSZY NASTĄPI

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj