Czarownice, dziwaczne symbole, krwawe rytuały, orgie, inkantacje, tajemne stowarzyszenia i wreszcie sam diabeł – horror okultystyczny to bez wątpienia jedna z najciekawszych odnóg kina grozy, mimo iż oficjalnie nie figuruje jako gatunek.
Wrodzone ludzkie pragnienie zrozumienia nieznanego i zakazanego jest powodem, dlaczego okultyzm (z łaciny „occulere”, oznaczające „skrywać”) jest nieustannie praktykowany na świecie. Gdyby zapędzić się w fascynujące filozofie związane z Thelemą, hermetyzmem, kabałą, gnostycyzmem, teozofią czy chociażby najmocniej oddziałującym na popkulturę satanizmem laveyańskim, przed nami rozpostrze się całkowicie alternatywna droga myślenia, dla jednych mogąca być zbieraniną bredni, a dla innych wkroczeniem w prawdziwie mistyczne rejony.
Choć okultystyczne wierzenia są stare niczym świat, to sztuki piękne, a przede wszystkim kinematografia, przeważnie była zafascynowana najmroczniejszymi aspektami wiedzy tajemnej, czyli diabłami, czarownicami, czarną magią, różnego rodzaju sektami czy konspiracjami związanymi z zakonem iluminatów. Naturalnym poletkiem dla tego typu tematyki był rzecz jasna horror, który na przestrzeni swojej historii wyodrębnił przynajmniej dwa rodzaje kina okultystycznego: filmy satanistyczne oraz folk horror. Do tej grupy co niektórzy zaliczają również horrory demoniczne, których najsłynniejszym przedstawicielem jest Egzorcysta, lecz te przeważnie pomijają w swojej fabule charakterystyczne dla horroru okultystycznego przedstawianie sekt lub wplatanie symboliki ezoterycznej, stąd przyjęło się, że dwie wcześniej wymienione kategorie można spokojnie uznawać za pojęcia synonimiczne.
Horror okultystyczny nie jest może tak dobrze skodyfikowany, jak chociażby nurt slashera, lecz można wyodrębnić kilka linii fabularnych. Najczęściej możemy spotkać w nim postać czarnego maga i libertyna na wzór Aleistera Crowleya, który jest przywódcą sekty czczącej diabła (Noc demonów, Narzeczona diabła); wszechpotężną wiedźmę (Maska Szatana) lub cały sabat czarownic (trylogia Trzech Matek Dario Argento), różnego rodzaju inkarnacje antychrysta (Omen, Harry Angel czy Książę ciemności) oraz konflikt między starymi i nowymi wierzeniami (Krew na szponach szatana, Kult). Choć produkcje grozy o charakterze ezoterycznym na większą skalę zaczęły pojawiać się dopiero w latach 60. XX wieku, ich początki sięgają znacznie wcześniej, bo już w czasach kina niemego powstało dzieło, które właściwie skupiło całą esencję związaną z tematyką czarnoksięstwa, podstępnymi wiedźmami i rogatymi kusicielami. Mowa o Czarownicach duńskiego reżysera Benjamina Christensena z 1922 roku. Ten niezwykły filmowy artefakt do dziś zadziwia swoją formą antycypującą współczesne mockumenty oraz dokumenty fabularyzowane, odważnie i zarazem nie bez czarnego humoru eksplorując naukową hipotezę, która zderza średniowieczne wyobrażenie czarownic z pacjentkami współczesnego psychiatryka cierpiącymi na nerwicę histeryczną. Idea reżysera, w której dowodzi on, że skłonność ludzi do zła wynika przede wszystkim z zabobonów i braku naukowego zrozumienia, jest czymś, co horror okultystyczny będzie powielał nieustannie przez kolejne dekady, umiejscawiając akcję w różnych epokach i społecznościach, ale praktycznie z tymi samymi wnioskami. Cudowna fantazja Christensena jako pierwsza ukazała, jakie możliwości drzemią w opowieściach zabarwionych okultyzmem.
Rok 1922 był generalnie kluczowy dla kina grozy, bowiem oprócz Czarownic widzowie otrzymali jeszcze „Nosferatu, eine Symphonie des Grauens F.W. Murnaua, gdzie pojawiają się subtelne nawiązania do okultystycznej symboliki, najbardziej zauważalne w scenie z tajemniczym kontraktem, który dzierży w jednej ze scen tytułowe monstrum. Będący na pograniczu jawy i snu, genialny Wampir (1932) Carla Theodora Dreyera również przemyca coś z okultyzmu, bowiem w filmie główny bohater jest zafascynowany jego mrocznymi zagadnieniami. Za to w Czarnym kocie (1934) Edgara G. Ulmera, w którym główne role zagrali Bela Lugosi oraz Boris Karloff, spotykamy się z klasycznym paradygmatem kina satanistycznego – zamożnymi czcicieli diabła. Ta dziś raczej zapomniana produkcja w pewnym stopniu rozwijała myśl Christensena odnośnie do wyobrażenia, jak może wyglądać zainteresowanie współczesnych ludzi zakazaną wiedzą. W czasach dominacji potworów Universalu, ten krótki i jak na tamte czasy szalony film klasy B był odświeżającym odstępstwem od reguły, prezentując przy okazji prawdopodobnie pierwszy rytuał czarnej mszy w amerykańskim kinie.
Podobny scenariusz znajdziemy w Siódmej ofierze (1943) Marka Robsona, gdzie młoda protagonistka naraża się niebezpiecznym członkom kultu szatana podczas próby odszukania swojej zaginionej siostry. Ten powszechnie ceniony miks czarnego kina i horroru gotyckiego jest istotny przede wszystkim ze względu na osobę jego producenta, Vala Lewtona, odpowiedzialnego w latach 40. za serię klasycznych thrillerów (Ludzie-koty, Wędrowałem z zombie oraz The Leopard Man). Wszystkie te filmy wyreżyserował Jacques Tourneur, który w 1957 roku zaserwował Noc demona, jeden z najlepszych horrorów okultystycznych w historii, rzucając pierwszą cegiełkę, która w przyszłości uczyni Wielką Brytanię być może najważniejszym eksporterem tego rodzaju kina. Nawet mocniej niż w przypadku Czarnego kota i Siódmej ofiary zaakcentowano w filmie przynależność okultystycznych praktyk do wyższej klasy. Przywódca kultu satanistycznego dr Julian Karswell jawi się jako współczesna wariacja czarnoksiężnika rozprawiającego się ze swoimi rywalami za pomocą klątw. Jego postać jest zarazem pierwszą kinową aluzją do najsłynniejszego brytyjskiego okultysty Aleistera Crowleya. Nakręcony z dużym wyczuciem film Tourneura w klasyczny sposób zderza także dwie opozycyjne siły, które będą jedną z norm w horrorach satanistycznych – naukowca niewierzącego w zjawiska nadprzyrodzone oraz opływającego w bogactwa mistyka, który zamierza go ukarać za krótkowzroczność i innowierstwo.
Noc demona tylko umocniła przekonanie, że głównymi złoczyńcami próbującymi składać ofiary i wzywać szatana na ziemski padół są burżuje. Idealnym potwierdzeniem tej reguły jest standardowa produkcja brytyjska lat 60., Narzeczona diabła (1968) Terence Fisher ze stajni Hammer Films. W tej skądinąd udanej adaptacji książki Dennisa Wheatleya już właściwie każda postać mieszkająca w wielkiej posiadłości jest powiązana z satanizmem i czarną magią. Diabeł w tamtym okresie stał się zresztą dość modnym tematem za sprawą alternatywnych, religijno-filozoficznych poszukiwań wyłaniającej się kontrkultury hipisów, co nie uciekło uwadze Hollywood. W rejony kina satanistycznego w tym samym roku zawędrował Roman Polański w Rosemary's Baby, adaptacji bestsellera Iry Levina. Z większą głębią psychologiczną i maestrią realizacyjną od tego, co do tej pory zaprezentował horror okultystyczny, wypełniony po brzegi paranoją i niepokojącym klimatem film Polańskiego ogrywał swoją tematykę w niejednoznacznej manierze – to, czy sąsiedzi postaci granej przez Mię Farrow faktycznie należą do wyznawców diabła, można równie dobrze uznać za urojenie ciężarnej kobiety.