Tim Burton, gdy nawiązał współpracę z wytwórnią Warner Bros., ze szczególną uwagą przeglądał scenariusze, które trafiały w jego ręce. Kiedy pod koniec lat 80. dostał propozycję wyreżyserowania kultowej czarnej komedii Sok z żuka, stwierdził, że bioegzorcysta Beetlejuice będzie idealnym bohaterem jego kolejnego dzieła. Niemal natychmiast przemówiło do niego odmienne podejście twórców do przedstawionej historii. Michael McDowell i Warren Skaaren w swoim projekcie znacznie odbiegli od popularnej w Hollywood formy scenariusza. Przygody Beetlejuice'a nie stroniły od niedopuszczalnego przez wielu twórców czarnego humoru oraz poniekąd pozbawionej logiki fabuły. "Szaleństwo jednej osoby jest rzeczywistością dla drugiej"- powtarzał Burton, który w postaci był w stanie odnaleźć trochę własnego charakteru. Podobnie było w przypadku Pee-Wee Hermana,  którego wielką przygodę reżyser przedstawił 3 lata wcześniej. Beetlejuice znacznie różnił się od szalonego rowerzysty. Wyjątkowy proces twórczy Tim rozpoczął od przelania swojej wizji na papier. Ilustracje w charakterystycznym stylu pozwoliły Michaelowi Keatonowi - wcielającemu się w Bettlejuice'a - na lepsze zapoznanie się z bohaterem. To właśnie on wraz z Burtonem przyczynił się do powstania jego ekscentrycznej osobowości. "Wiele rzeczy w filmie było improwizowanych, a wiele z nich powstało dzięki spotkaniom z Michaelem Keatonem w jego domu. Michael był taki zabawny. Wkładał do buzi sztuczne zęby i jego głos się zmieniał. To był proces budowania bohatera, ale też świetna zabawa"- wspomina. Reżyser, zainspirowany pomysłami Keatona, w podobny sposób postanowił podejść do postaci Lydii Deeds (Winona Ryder). Społecznie odizolowana nastolatka przypominała mu jego najmłodsze lata, w których większość czasu spędzał w towarzystwie własnej wyobraźni. W jej przypadku Burton również rozpoczął proces twórczy od rysowania autorskich ilustracji. Genialne w swojej prostocie rysunki stały się nieodłącznym elementem filmowych projektów reżysera. Warto dodać, że twórca już wcześniej wykorzystywał  talent artystyczny podczas tworzenia licznych animacji krótkometrażowych. Jego wyjątkowe ambicje zauważyli nawet przedstawiciele Disneya, którzy zatrudnili młodego rysownika. Burton nie spełniał się jednak jako twórca prostych postaci narzuconych przez animatorów, gdyż był zainteresowany bardziej oryginalnym stylem szkiców.
Źródło: materiały prasowe
Burton powyższe doświadczenie postanowił odzwierciedlić w kolejnym wyjątkowym projekcie. W Edwardzie Nożycorękim z 1999 roku przedstawił jedną ze swoich najbardziej osobistych wizji świata. Co ciekawe, pierwszy zarys postaci pojawił się w jego głowie jeszcze za czasów licealnych. Kiedy wspomniał o rysunku Edwarda scenarzystce, Caroline Thompson, ta od razu poczuła wyjątkową więź z tajemniczym bohaterem. "Opowiedział mi o rysunku, który wykonał wiele lat wcześniej. Kiedy mówił mi o tym, z niezrozumiałych dla mnie powodów nagle zrozumiałem dokładnie, o czym była ta historia. Nigdy już mi się to nie przydarzyło, niestety. To było jak dar z niebios"- wspomina. W filmie Burton od początku starał się przekazać, że nawet odmienne charaktery powinny być akceptowane przez resztę społeczeństwa.  "Zawsze byłem źle odbierany. Mogłem ubrać się w kostium klauna i śmiać się ze szczęśliwymi ludźmi, ale oni i tak powiedzieliby, że jestem mroczną osobowością" - wspomina. Twórca postanowił nakręcić film na osiedlu łudząco podobnym do tego, które znał z najmłodszych lat. N ekranie przedstawił jednak zupełne przeciwieństwo ponurej dzielnicy. Ekipa filmowa pomalowała domy pastelową farbą! W ten sposób reżyser stworzył świadomy kontrast pomiędzy pozornie mrocznym charakterem Edwarda i otaczającym go szczęściem innych postaci. "Każdy, kto posiada ambicje artystyczne, próbuje na nowo połączyć się ze sposobem, w jaki postrzegał rzeczy jako dziecko"- twierdzi Tim Burton. Dlatego też w jego produkcji nie zabrakło prawdziwych reakcji bohaterów na odmienne osobowości. "Pamiętam, jak dorastałem i zdałem sobie sprawę, że na świecie nie ma miejsca na akceptacje. Od najmłodszych lat uczą cię, aby żyć w zgodzie z pewnymi rzeczami. W Ameryce już od pierwszego dnia szkoły jesteś kategoryzowany: ta osoba jest mądra, a ta nie jest, ta jest dziwna, a ta jest normalna. To był najmocniejszy impuls w przypadku filmu. Myślę, że jest on właśnie reakcją przeciw tego typu kategoryzowaniu"- tłumaczy Burton, który przez swoich rówieśników był uważany za cichego introwertyka. To, że Tim rozumiał odmienne osobności, udowodnił w filmie Gnijąca panna młoda z 2005 roku. Kukiełkowa produkcja zrealizowana techniką animacji poklatkowej skupiła się na losach Victora Van Dorta (Johnny Depp). "Uwielbiam wszystkie formy animacji, ale jest coś wyjątkowego i specjalnego w animacji poklatkowej: jest bardziej prawdziwa. Myślę, że jest to również rodzaj samotnej i mrocznej pracy"- twierdzi Burton. Z pomocą kontrastu pomiędzy światem życia i śmierci ponownie poruszył kwestię akceptacji. Szczególnie odzwierciedla ją postać przyszłego pana młodego. Victor (Johnny Depp) od pierwszych minut przejawia zachowania typowe dla introwertyków.  Poznaje gnijącą Emily (Helena Bonham Carter) w świecie umarłych. To właśnie tam znajduje akceptujące go towarzystwo. Wzorując jego losy na własnych doświadczeniach, Burton przekazał nam, iż dzięki swojej wyjątkowości możemy przyciągnąć odpowiednie osoby, dla których mamy szanse stać się prawdziwą inspiracją. "Powróciłem do czasów dzieciństwa. Pamiętam, że to, co ludzie nazywali normalnym, nie było normalne. A to, co nazywali nienormalnym, nie było nienormalne. Wychowałem się według pewnego rodzaju podmiejskiego stylu życia, w którym śmierć odbierano jako mroczną i negatywną"- tłumaczy. Twórca czerpał inspiracje również z kultowych horrorów, które uwielbiał oglądać jako dziecko. W pierwszych szkicach do Gnijącej panny młodej wykorzystał motywy z ekranizacji słynnej powieści autorstwa Mary Shelley, Frankenstein. Filmem ponownie zainspirował się w przypadku animacji Frankenweenie z 2012 roku. Tim Burton w swoich filmach często tworzy również własne interpretacje kultowych postaci ze świata kina. Kiedy w 1992 roku na ekranach pojawił się Powrót Batmana, wielu widzów nie kryło swojego zachwytu postacią Pingwina (Danny DeVito). Żaden twórca nie dorównał wyjątkowej kreacji Oswalda Cobblepota. Jak się okazuje, Burton, tworząc symbol filmu oparty na DC Comics, inspirował się filmem Gabinet doktora Caligari z 1920 roku. W ekscentrycznym sposobie bycia filmowego hipnotyzera odnalazł cechy pasujące do Pingwina. Postanowił zmienić eleganckiego kryminalistę w zdeformowanego psychopatę. Pingwin już zawsze będzie kojarzył się z bezwzględnym mordercą z Gotham City.
fot. Warner
Tim Burton chciał ponownie wykorzystać kostium Pingwina. Wysoki cylinder, który ten dumnie prezentował na głowie, stał się jednym z najbardziej charakterystycznych elementów w produkcjach reżysera. Kojarzy  się z nim Szalony Kapelusznik z Alicji w krainie czarów. Własną adaptację powieści Lewisa Carrolla Burton przedstawił światu w 2010 roku. Mimo iż udało mu się stworzyć kolejną, niepowtarzalną wersję szczególnie ekscentrycznego bohatera, produkcja nie trafiła do większości krytyków filmowych. Wcześniejszy projekt, w którym również pojawił się cylinder, przyniósł mu o wiele więcej szczęścia. Charlie i fabryka czekolady z 2005 roku był filmem szczególnym dla Tima - nie tylko ze względu na postać Willy'ego Wonki.  Twórca od zawsze widział tego bohatera w nieco inny sposób niż w produkcji Willy Wonka i fabryka czekolady z 1971 roku. Wraz ze scenarzystą Johnem Augustem postanowił rozbudować jego charakter. Podążając śladami książki, Burton odkrył autentyczne szaleństwo w jego dotychczas spokojnym sposobie bycia. Odwiedził nawet żonę nieżyjącego już Dahla, aby przedstawić jej swoją wizję. Lucy Dahl do dziś wspomina, jak Burton wszedł do byłej pracowni jej męża i powiedział: "To jest dom rodziny Bucketów!". Od tamtej pory była pewna, że to właśnie Burton jest idealnym reżyserem do odzwierciedlenia równie szalonej wizji jej męża. Co ciekawe, książka Roalda Dahla zawierała niemal wszystko to, co Burton sam napisałby w swoim scenariuszu."Brak politycznej poprawności i jego czarny humor nie mógł być bardziej podobny do Dahla. Kolejną rzeczą, którą powiedział Dahl, a która niezwykle pasuje do Tima, jest to, że dzieci są małymi dzikusami. Myślę, że Tima najlepiej rozumieją właśnie dzieci, a także dorośli, którzy mają w sobie wewnętrzne dziecko"- podsumowała jego wyjątkową twórczość aktorka Helena Bonham Carter. Burton nieustannie przypomina nam, że wyobraźnia i odmienne podejście do rzeczywistości są równie wartościowe w dorosłym życiu. Nie powinniśmy się także wstydzić tego, kim naprawdę jesteśmy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj