Huawei P40 Pro kontynuuje rewolucję, którą rozpoczął model P9 z 2016 roku. Choć wyścig na megapiksele w aparatach telefonicznych trwał od dawna, to przed czterema laty po raz pierwszy mogłem z pełną świadomością powiedzieć, że nadchodzi kres fotografii ery przedsmartfonowej. P9 z podwójnym obiektywem wskazał kierunek rozwoju branży i przekonał mnie, że te śmiesznie małe układy optyczne rzeczywiście mogą zastąpić klasyczne aparaty wykorzystywane przez amatorów. A w przypadku fotografii ulicznej - również znacznie droższe, profesjonalne sprzęty. Owszem, już wcześniej pojawiały się smartfony skrojone z myślą o fotografii mobilnej, ale to testowanie Huawei P9 najbardziej zapadło mi w pamięć. Mimo iż minęło blisko pół dekady od czasu, kiedy recenzowałem ten model, nadal jestem w stanie odtworzyć w pamięci trasę, jaką pokonałem wokół domu w trakcie testowania głównego układu optycznego. Pamiętam nawet poszczególne ujęcia wykonywane za jego pośrednictwem. O Huawei P40 Pro także będę pamiętał przez lata. Ale nie dlatego, że jest w stanie zrobić rewelacyjne zdjęcia. Ten telefon wywołał we mnie frustrację, przez którą straciłem chęć napisania klasycznej recenzji. Frustrację, której źródłem jest monopolistyczna pozycja Google w branży mobilnej, moje uzależnienie od usług tej korporacji oraz nieugięta postawa Donalda Trumpa. Wojna handlowa pomiędzy Chinami i USA wywołana przez amerykańskiego prezydenta mocno podkopała pozycję Huawei. Donald Trump wielokrotnie wypowiadał się na temat potencjalnych niebezpieczeństw, jakie niesie chińska myśl technologiczna. I w końcu dopiął swego: uniemożliwił Huawei prowadzenie biznesu z większością przedsiębiorców ze Stanów Zjednoczonych. Istnieje spora szansa, że prawdziwym powodem uderzenia w korporację była chęć uniezależnienia się od jej rozwiązań z zakresu technologii 5G, gdyż Huawei zaczęło wyrastać na lidera w tym segmencie gospodarki. Niestety, rykoszetem oberwała cała branża mobilna. Huawei P30 Pro był ostatnim modelem w pełni rozwijającym potencjał linii P. Huawei P40 Pro w wyniku sankcji gospodarczych został odcięty od Usług Google, w tym m.in. Sklepu Play. Odebrano mu szansę na sięgnięcie po tytuł smartfona 2020 roku. W teorii telefon nie może korzystać z szeregu kluczowych aplikacji, ale Huawei aktywnie pracuje nad tym, aby wdrożyć je za pośrednictwem AppGallery. Niestety, to proces niezwykle żmudny i minie jeszcze wiele tygodni, nim większość programów zadebiutuje w oficjalnej odsłonie w tym sklepie. Tyle teorii, w praktyce zaś nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainstalować część niedostępnych apek z alternatywnych źródeł. Jednym z dostępnych trików jest możliwość skorzystania z oprogramowania Phone Clone, które przenosi programy bezpośrednio pomiędzy telefonami. Tak zainstalujesz m.in. Facebooka czy Instagrama, ale już nie Netflixa. Choć ten skopiuje się, to przy próbie logowania zobaczymy informację o tym, że do działania serwisu VoD potrzebne są Usługi Google. Ten problem też da się rozwiązać, wystarczy zainstalować aplikację z alternatywnego źródła, korzystając z wyszukiwarki MoreApps. Takie działanie niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo, gdyż programy udostępniane w niezależnych sklepach muszą być modyfikowane przez społeczność, aby prawidłowo działać. To z kolei wiąże się z ryzykiem, że ktoś wstrzyknie do aplikacji złośliwy kod. Z drugiej strony nic nie stoi także na przeszkodzie, aby część aplikacji uruchamiać za pośrednictwem ich webowej odsłony – przeglądarka Huawei pozwala tworzyć skróty do poszczególnych witryn i umieszczać je na pulpicie.
Zdjęcie: naEKRANIE
+1 więcej
Kiedy tak bawiłem się w obchodzenie problemów wywołanych sankcjami nałożonymi przez administrację Donalda Trumpa, narastała we mnie frustracja na monopolistyczną pozycję Google w branży mobilnej. Fakt, na co dzień korzystam zarówno z Gmaila, YouTube’a czy Dysku i nie zamierzam z nich rezygnować, ale absurdalną wydaje się sytuacja, w której to od tej firmy zależy, czy będę mógł w pełni wykorzystać potencjał mojego telefonu bazującego na Androidzie. Owszem, powiązanie Usług Google z częścią aplikacji było konieczne, aby zapewnić nam określony poziom bezpieczeństwa. Ale kiedy po uruchomieniu mobilnej odsłony HBO GO otrzymuję komunikat, że do oglądania filmów potrzebne są Usługi Google, a potem okazuje się, że każdy film i serial odpalam bez najmniejszego problemu, to coś we mnie pęka. Machnąłbym na tę sytuację ręką, gdybym zainstalował nieoficjalną wersję aplikacji z jakiegoś niezależnego sklepu, zmodyfikowaną przez społeczność. Pomyślałbym, że ktoś zdjął zabezpieczenia Usług Google i zapomniał o wyłączeniu powiadomienia. Ale kiedy korzystam z Phone Clone i bezpośrednio przenoszę apkę z jednego urządzenia na drugie, to czuję się oszukany. Nie zamierzam recenzować Huawei P40 Pro. Za kilka tygodni taki tekst mógłby stać się skrajnie nieaktualny. W każdym tygodniu biblioteka AppGallery rozszerza się i dziś P40 Pro nie przypomina telefonu z dnia swojej światowej premiery. Jest zdecydowanie lepszy i wszechstronniejszy niż miesiąc temu, ale od debiutu jedno pozostało niezmienne: P40 Pro nadal oferuje świetny aparat, znak rozpoznawczy serii P, który stał się moim podstawowym narzędziem do fotografowania innych recenzowanych sprzętów. Być może Donald Trump jest mądrzejszy od całego świata i wie o czymś, o czym nie wiedzą przedstawiciele banków, serwisów aukcyjnych, sklepów internetowych, usługodawców VoD czy serwisów społecznościowych, które coraz chętniej lgną do AppGallery i dorzucają do sklepu swoje produkty. Być może faktycznie przetwarzanie naszych danych przez producentów z Chin stanowi ryzyko dla naszej prywatności. Ale skoro Google mogło śledzić użytkowników korzystających z trybu incognito w Chromie, to chciałbym mieć możliwość oddania swojej prywatności komu mi się żywnie podoba. Tak, jeśli ktoś oglądał ślizgacze za pośrednictwem trybu incognito w Chromie, licząc na to, że jego preferencje seksualne pozostaną słodką tajemnicą (jego oraz dostawcy internetu), może poczuć się zawiedziony. Jak się okazało, tryb, który miał zapewnić prywatność podczas przeglądania sieci, pozwalał zbierać dane za pośrednictwem Google Analitycs, Google Ad Managera oraz części wtyczek internetowych. Proceder ten trwał od czerwca 2016. Do kalifornijskiego sądu trafił pozew zbiorowy przeciwko Google i jeśli wymiar sprawiedliwości przychyli się do skargi konsumentów, firma może zapłacić zadośćuczynienia o łącznej wysokości sięgającej 5 miliardów dolarów. Usługi korporacji, która przez cztery lata dawała nam złudne poczucie prywatności, mają decydować o tym, czy będę w stanie w pełni wykorzystać potencjał swojego telefonu? Cóż, najwyraźniej amerykańskie śledzenie jest lepsze niż chińskie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj