DAWID MUSZYŃSKI: Jesteś znakomitym przykładem na to, że kariera aktora nie kończy się na The Walking Dead. TOM PAYNE: Oczywiście! Jest życie po The Walking Dead. Ale mówiąc tak poważnie, to miałem ogromne szczęście, że dostałem kolejny projekt, który okazał się na tyle udany, że zamówiono drugi sezon. A tęsknisz trochę za poprzednią ekipą? Tak. Polubiłem tych bohaterów i grających ich aktorów. Jednak najbardziej zrozpaczona była moja narzeczona Jennifer. Tak ciebie lubiła w tym serialu? Tego nie wiem, ale uwielbiała moje długie włosy, które w nim miałem. A do kolejnego projektu musiałem je mocno ściąć, co spotkało się z rozpaczą z jej strony. Kochała mnie w długich włosach. Syn marnotrawny, w którym teraz grasz jedną z głównych ról, jest bardzo podobny do Milczenia owiec. Nie uciekniemy od tego porównania. Choć trzeba przyznać, że sama koncepcja współpracy agenta wymiaru sprawiedliwości z mordercą nie jest czymś nowym. Jednak dynamika naszych bohaterów, czyli syna i ojca, to już jest coś ciekawego. Można na tym budować nowe pomysły. Ojciec morderca i syn, który ściga podobnych do niego zwyrodnialców. Daje to pole do tworzenia świetnych historii. O czym można się przekonać już w pierwszym sezonie. Co jest największym problemem Malcolma? To, że pamięta swojego ojca jako wielkiego człowieka, a nie potwora, jakim był w rzeczywistości. Gdy został aresztowany, Malcolm miał raptem 11 lat. Ojciec nigdy go nie skrzywdził… Czekaj, czekaj. Jak to nie skrzywdził? Przecież lwia część pierwszego sezonu opiera się na tym, że Malcolm powoli zaczyna sobie przypominać pewne traumatyczne przeżycia z ojcem. Tak, ale on tego na początku nie pamięta. Jego psychika wypchnęła traumatyczne wspomnienia. I dlatego pamięta go jako kochającego ojca, który zawsze starał się go chronić. A że te wspominania mają bardzo mało wspólnego z rzeczywistością, to już inna sprawa. Fajne jest to, że scenarzyści nie musieli tego zmyślać, bo tak naprawdę działa nasza psychika. Wypieramy złe wspomnienia, bardzo często zastępując je innymi.
foto. Fox
Ok. Bo już się zacząłem obawiać, że rozmawiamy o innych serialach. Malcolm z rożnych powodów jest wrakiem człowieka, ma tiki nerwowe, które się pogłębiają, gdy jego przeszłość zaczyna powoli do niego wracać. A dzieje się to za sprawą ojca, z którym ponownie się spotyka. Oczywiście wszystko w kwestiach zawodowych, ale dr Martin Whitly jest inteligentnym gościem i wie, jak podczas pozornie niewinnej rozmowy, manipulować rozmówcą. W tym wypadku synem. I nie tylko synem, ale tu musielibyśmy zagłębić się w finałowy odcinek, a w Polsce serial dopiero startuje. Jak tam przygotowania do kolejnego sezonu? Pandemia nas spowolniła, ale prace powinny zaraz ruszyć. Udało nam się przetrawiać ten okres i otrzymać zamówienie na 2. sezon, co bardzo mnie cieszy, bo na razie udało nam się jedynie musnąć cały problem rodziny Whitly’ów. A co zobaczymy w 2. sezonie? Nie mogę ci powiedzieć bez zdradzania finału pierwszego. Ale ujmę to tak, Malcolm będzie jeszcze większym wrakiem człowieka niż poprzednio. Problemy, które musi ukrywać, zaczną odciskać na nim coraz większe piękno. Ojciec go ograł. Udało mu się zmanipulować jedyną czystą osobę w jego otoczeniu i nie wiadomo, jak Malcolm to zniesie. Co zrobi z tymi emocjami. Pęknie? No w tym sezonie kilka razy pękł, więc jest to bardzo prawdopodobne (śmiech). Łatwo było ci z jednego dużego serialu od razu rzucić się w wir następnego? Nie. Mocno zastanawiałem się nad tym, czy ja w ogóle chcę wziąć udział w kolejnym serialu telewizyjnym. Jednak gdy zobaczyłem, jakie nazwiska stoją za tą produkcja i że mojego ojca będzie grał Michael Sheen, wiedziałem, że nie mogę odrzucić tej propozycji. Do tego poczułem, że będę miał okazję, by przetestować swoje umiejętności aktorskie, bo jak widziałeś ekspresja Malcolma i to, przez co przechodzi w tej historii, jest bardzo intensywne. Pandemia dała ci trochę nieproszonego urlopu. Podobał ci się taki stan? Nie. Wiem, że wielu moich zapracowanych kolegów cieszyło się z tego, nazwijmy to - przymusowego urlopu. Dla mnie jednak był to stan, od którego od lat chciałem uciec. Przez bardzo długi czas byłem bezrobotny. Nie mogłem znaleźć pracy ani w telewizji, ani w teatrze, więc dobrze znałem ten stan siedzenia w domu i bardzo się go obawiałem. Przez ostatnie lata to się zmieniło, ale nie jest tak, że zapomniałem o tym okresie. Jest on moją zmorą, więc nie przywitałem go z otwartymi ramionami. Nie mogę się doczekać, jak wrócimy na plan. A jak pandemia wpłynęła na twoją pracę? O tym mógłbym mówić godzinami. Na pewno stałem się bardziej świadomy. To znaczy? Zdałem sobie sprawę, że nie mogę schować się w domu i czekać na to, jak ta cała sytuacja się ustabilizuje. Jeśli ja nie wrócę na plan, to będzie oznaczało, że serial może zostać skasowany. Jeśli tak się stanie, to nie tylko ja stracę pracę, ale mnóstwo osób pracujących przy jego powstawaniu. Mam więc względem nich zobowiązania i nie mogę ich zawieść. I właśnie to zrozumiałem w pandemii. Każdy z aktorów jest firmą, która utrzymuje ten przemysł i nie mogę myśleć tylko o sobie. To ciężka odpowiedzialność, ale też ogromna motywacja do pracy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj