Filmy taneczne od lat spełniają podobne do siebie funkcje. Mają przede wszystkim zachwycać choreografiami, poruszać serca widzów, być emocjonalnym rollercosterem oraz dobrze się kończyć. Powielany schemat może się nam wydawać mdły i przewidywalny. Warto jednak zastanowić się, kiedy to wszystko się zaczęło. Po dobrze przyjętych filmach Gorączka sobotniej nocy i Grease twórcy chętniej zaczęli sięgać po tego typu format. W latach 80. światło dzienne ujrzała produkcja Footloose, lecz to właśnie Wirujący seks poruszył światem jak żaden inny film taneczny. Z perspektywy dzisiejszych czasów film stał się absolutnym klasykiem. Dlaczego jednak Wirujący seks to pozycja absolutnie kultowa? Odpowiedź tkwi w tym, co inni, machając ręką, nazwą „kiczem”. Dirty Dancing swoją prostą historią poruszył serca widzów na całym świecie. Młoda dziewczyna, Frances „Baby” Houseman (Jennifer Grey), spędza wakacje w ośrodku wypoczynkowym ze swoimi rodzicami. Jest rok 1963, a Baby najzwyczajniej w świecie jest znużona kolejnymi bankietami dla dorosłych. Wszystko się zmienia, gdy trafia do stodoły, w której ogląda pokaz mambo w wykonaniu instruktora Johnny’ego (Patrick Swayze) i jego partnerki. Szybko okazuje się, że właśnie trwają przygotowania do konkursu tanecznego, w którym partnerka Johnny’ego nie będzie mogła wystąpić. Baby postanawia wykorzystać okazję i zatańczyć w konkursie z instruktorem. Młoda dziewczyna i tancerz udzielający jej lekcji szybko się w sobie zakochują. To właśnie taniec jest tutaj ogniwem spajającym dwa zupełnie odmienne światy. Historia Baby i Johnny’ego stała się marzeniem sennym nastolatek, które pragnęły przeżyć podobną wakacyjną przygodę. Może właśnie dlatego film został nazwany „najbardziej babskim filmem wszech czasów”. Dirty Dancing było kierowane do dziewczyn w młodym wieku i oddziaływało na podstawowe emocje, jakie czujemy w okresie dojrzewania. Czas, w którym ukazał się film, też nie jest przypadkowy – premiera miała miejsce w 1987, gdy akcja dzieje się w 1963. Nie bez powodu twórcy umieścili bohaterów na początku lat 60.  Miał być to film, który połączy dwa pokolenia przez ukazanie rewolucji seksualnej w tak prosty i skuteczny sposób. Po finałowym tańcu, który wykonuje główna para bohaterów do bezbłędnej piosenki pt. (I’ve Had) The Time Of My Life, rodzice Frances akceptują jej związek ze starszym żigolakiem i zachwycają się pięknym tańcem. Owa akceptacja staje się właściwie ręką wyciągniętą przez starszych w stronę młodszych, mówiącą: „Czasy się zmieniły, a w podążaniu za uczuciami nie ma nic złego”. Pruderyjne postawy zostają w łagodny sposób potępione. Oba pokolenia wychodziły zachwycone z sal kinowych, a wiele osób decydowało się na powtórzenie seansu wiele, wiele razy. Film, który kosztował jedynie 6 milionów dolarów, zarobił około 218 milionów na całym świecie. Niskobudżetowa produkcja stała się przeogromnym hitem. Jeden ze słynnych producentów tamtych czasów, Aaron Russo, po pokazaniu przez wytwórnię gotowej wersji filmu, powiedział: „Spalcie negatyw i odbierzcie ubezpieczenie", uważając film za bezwartościowy. Owszem, jak spojrzymy na Wirujący seks krytycznym okiem, możemy zauważyć naiwność, ckliwość i banały powielane przez całą fabułę. Grzeczna dziewczyna z dobrego domu i wyzwolony, starszy facet tańczący po godzinach dla znudzonych mężatek to titanicowy schemat, który widzieliśmy milion razy. W końcu historia Baby i Johnny’ego jest na tyle czarująca, że nikt nie głowi się nad tym, co się dzieje po zakończeniu pobytu w ośrodku. Frances idzie do szkoły, Johnny zostaje w swojej pracy. Czy ich związek miał szanse na przetrwanie? Jeżeli uczucie było tak silne, czy wystarczyła im jedynie ta „wakacyjna przygoda”? Sam polski tytuł eksponuje wszystkie tandetne skojarzenia, jakie przychodzą nam na myśl. Tłumaczenie Wirujący seks bez problemu może się znaleźć na pierwszym miejscu w rankingu najgorszych polskich tłumaczeń, pokonując nawet Elektronicznego mordercę. Całe szczęście tytuł był tak absurdalny, że nigdy się nie przyjął, a w świadomości Polaków traktowany jest jako ciekawostka. Film jednak ma wiele elementów sprawiających, że podczas seansu jesteśmy w stanie poczuć tzw. „magię”. Dirty Dancing idealnie balansuje na granicy erotyzmu i namiętności, tworząc film odpowiedni zarówno do obejrzenia podczas randki, jak i wieczoru z rodzicami. Sam Patrick Swayze, który stał się dla świata prawdziwym symbolem seksu, wykonuje wiele piosenek osobiście. Podobno "She's like a wind" aktor napisał dla swojej żony Lisy Niemi, co tylko dodaje autentyczności utworowi. Cały soundtrack był na tyle udany, że krótko po premierze ruszyła trasa koncertowa z repertuarem wszystkich piosenek. Gdyby tego było mało, najpopularniejszy utwór , (I’ve Had) The Time Of My Life wygrał Złoty Glob oraz Oscara za najlepszą piosenkę. Melodie skomponowane na potrzeby filmu nawet dzisiaj każdy poznaje od pierwszej sekundy, a magia finałowej piosenki w połączeniu ze słynnym podnoszeniem sprawia, że film kończy się spektakularnie. W dodatku wpływ, jaki produkcja z 1987 roku miała na kino oraz filmy gatunkowe – zaczynając od melodramatów, kończąc na serii Step Up – wydaje się z perspektywy czasu ogromny.
remake Dirty Dancing / źródło: instagram.com/therealsarahhyland
Sami twórcy, odnosząc zaskakujący sukces, skusili się na kontynuacje klasyka, lecz niestety te skończyły się fiaskiem. Co prawda wersja z 2004 cieszyła się popularnością wśród widzów, zarobiła jednak tylko trochę więcej, niż sama kosztowała. Poza w miarę chwytliwą muzyką tandetne wykonanie drugiej części, która dzieje się na Kubie, sprawiło, że film został odebrany jako płytki. Możliwe, że zabrakło tego, co widownia pokochała najbardziej – czyli dwójki głównych aktorów. Próbowano jeszcze raz sprzedać ten sam pomysł w 2017, a nawet zatrudnić Jennifer Grey. Ta jednak odmówiła udziału w filmie, a remake Dirty Dancing okazał się totalną porażką. Być może jest to problem podejścia, które przede wszystkim nie potrafiło wytworzyć nostalgii do oryginału, ale jest szansa, że ogłoszone w 2020 roku plany na bezpośrednią kontynuację z Jennfier Grey będą tym, na co wszyscy czekają. Nieudane próby kontynuacji kultowego tytuły pokazują, że sukcesu pierwszej części nie da się powtórzyć. To, co zaskakiwało za pierwszym razem, będzie budzić nostalgię przy seansie po latach. Soundtrack będzie nadal zachwycał, a film z biegiem czasu staje się coraz bardziej doceniany jako klasyk kina. Po otrzymaniu takiej etykiety nosi się je dumnie prawdopodobnie do końca. Może jednak to wyżej wspomniana nutka magii sprawia, że Dirty Dancing jest (mimo wszystko) jedyne w swoim rodzaju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj