Wirusy komputerowe traktowane są przez ludzi jako coś najgorszego z najgorszych. Przypisuje się im same złe cechy: niszczenie danych na dyskach, wykradanie haseł. Po prostu – czarne charaktery na całego. Niejako na przekór temu obrazowi, w 1994 w polskiej telewizji pojawił się pewien serial. W nim wystąpił przykład "dobrego wirusa" zwanego WOW.

Serial (prawie) z życia wzięty

Mamy rok 1994. Laurentine, senna mieścina położona gdzieś... gdzieś bliżej niewiadomo (niektórzy doszukają się łudzącego podobieństwa do polskiego Międzygórza). W miejscowej szkole nauczycielem matematyki jest Mat Kely – młody, zdolny informatyk, bardzo zapatrzony w komputery (z twarzy nawet podobny do Wojciecha Malajkata). Co prawda kiedyś pracował na zdecydowanie lepiej płatnej posadzie niż nauczyciel. Był zatrudniony w COMPUTRONICSie, wielkiej firmie informatycznej działającej w Laurentine (na czele której stoi bardzo mroczny Morgan, dziwnie przypominający jednego aktora, Marka Barbasiewicza). Mat zdecydował się jednak COMPUTRONICS opuścić, kiedy zdał sobie sprawę, że jego praca jest wykorzystywana do kradzieży pieniędzy z kont bankowych. Od tego czasu wolał poświęcić swój czas i wiedzę na uczenie młodych pokoleń w szkole... I właśnie tam poznał Jima (niektórzy mówią, że to był młody Mateusz Damięcki, ale my wiemy lepiej i to był Jim!).

Jim był, i tu wielkie zaskoczenie, uczniem tej szkoły. Razem z rodzicami, siostrą oraz babcią mieszkał w Laurentine. Niestety, orłem z matematyki nie był. Dlatego Mat zgodził mu się dawać korepetycje. I właśnie podczas jednej z ich lekcji doszło do dziwnego zjawiska...

[image-browser playlist="608190" suggest=""]©1994 TVP

Wiedz, że coś się kryje w komputerze matematyka

Wszystko zaczęło się już rano feralnego dnia. Wtedy Mat zauważył, że na jednym z jego komputerów zagnieździł się bug – czyli złośliwy wirus komputerowy (a niestety nie zauważył umizgów młodej sąsiadki, Mary, która mu nawet kanapki do pracy przygotowała). Bardziej przejęty losem komputera niż swoim stanem cywilnym, prostym RESETEM z prądu rozwiązał problem... Albo tak mu się wydawało.

Nadeszło popołudnie. Mat wrócił do mieszkania. Wkrótce też przyszedł Jim na korepetycje. Zajęcia rozpoczęły się i były, w duchu nowoczesności, przeprowadzane na komputerze. Jim i Mat dobrze się bawili, wykorzystując możliwości komputera do nauki, jednak nie zdawali sobie sprawy, że ich poczynania, z mieszkania obok, śledzi doktor Angus Hardock (niektórzy mówili też na niego Tomasz Sapryk). Był to pracownik COMPUTRONICSu, wydelegowany przez Morgana do szpiegowania Mata. Dzięki jednemu sprytnemu urządzeniu mógł uzyskiwać dostęp do komputera matematyka.

[image-browser playlist="608191" suggest=""]©1994 TVP

Wróćmy do Jima i Mata. Nauka szła w najlepsze, kiedy niespodziewanie, na ekranie, znów pojawił się bug, ten z rana. Zamiast jednak niszczyć komputer, zaczął pomagać Jimowi w rozwiązywaniu równania. Co więcej, okazało się, że wirus ten potrafi sam grać w gry komputerowe oraz mówić. Nie uciekło to uwadze Hardocka – postanowił wyssać wirusa z komputera Mata. I właśnie wtedy zaczęło się dziać...

[image-browser playlist="608192" suggest=""]©1994 TVP

Jak u Hitchcoka – najpierw trzęsienie ziemi...

...a potem, po natankowemu, "coś się działo". Otóż wirus postanowił... wyjść z komputera Mata. Tak, tak. Program komputerowy stał się istotą cielesną. Znaczy niewielką kulką, świecącą na niebiesko i czerwono, przy tym ciągle wirującą i posiadającą bardzo miły pyszczek. Oraz specyficzny sposób mówienia. Mat i Jim z początku podchodzili nieufnie do tajemniczego przybysza, jednak już po chwili byli z nim za pan brat. Jim nazwał go, w przypływie zachwytu, po prostu "Wow".

Niestety, w tym samym momencie i doktor zobaczył wirującą kulkę. Upatrując w tym szansę zdobycia najbardziej zaawansowanego komputera na świecie, na siłę postanowił ukraść Wow. Na szczęście Mat i Jim stanęli w obronie wirusa. Po szalonym pościgu, Wow znalazł bezpieczną kryjówkę w domu Jima, gdzie, oczywiście przebywał w kompletnej tajemnicy.

[image-browser playlist="608193" suggest=""]©1994 TVP

To był tylko pierwszy odcinek, a dalej…

Jim i Wow zaprzyjaźnili się. Z czasem rodzina chłopca dowiedziała się o nowym lokatorze, jednak nie miała nic przeciw pociesznemu wirusowi. Który to potrafił być niekiedy bardzo użyteczny: sam zamawiał zakupy przez sieć, czy pomagał Jimowi w nauce.

Jednak doktor i poinformowany przez niego Morgan postanowili nie odpuszczać i dopaść Wow. Knuli coraz to nowe intrygi oraz zastawiali coraz to bardziej wymyślne pułapki, by złapać wirusa i wykorzystać go do swoich niecnych celów.

Na szczęście Wow mógł liczyć na pomoc Jima, Mata, ich przyjaciół oraz mieszkańców Laurentine (m.in. miejscowego szefa policji Sierżanta Ronnie, łudząco przypominającego niejakiego Pana Japę, czyli Krzysztofa Janczaka). Dzięki nim wychodził z każdej pułapki, zastawionej przez doktora i Morgana cało. Choć czasem potrafiło być naprawdę ciężko, jak wtedy, gdy doktor wraz z niejakim Maxem (na planie wołali za nim, niewiadomo dlaczego, Cezary Pazura), postanowili stworzyć sobowtóra Wow... Ale na szczęście od czego ma się przyjaciół.

A wszystko, rzecz jasna, okraszone emocjonującym i szczęśliwym finałem.

Fenomen "WOW"

WOW pojawił się w polskiej telewizji 9 stycznia 1994 roku, w czasie ferii zimowych. I od razu stał się hitem. Scenariusz i reżyseria Jerzego Łukaszewicza oraz niezapomniany temat muzyczny Michała Lorenca sprawiły, że widzowie oszaleli na punkcie tego sympatycznego wirusa.

WOW, wielokrotnie emitowany przez TVP, zwłaszcza w porze wakacji czy ferii, niezmiennie przyciągał przed telewizory rzesze widzów. Wśród nich bywali tacy, którzy ten serial widzieli kilkakrotnie. Jednak nie przeszkadzało im to, by go obejrzeć któryś raz. Bywały nawet próby budowy własnych replik Wow - co często zarezerwowane jest tylko dla największych serialowych i filmowych klasyków.

Dziś można powiedzieć, że ten serial był kiczowaty, jednak niewątpliwie miał swój urok. Oraz, i to chyba najważniejsze, przesłanie. Niczym dobra bajka: że w życiu ważniejsza jest przyjaźń niż pieniądze, że zło zawsze zostanie ukarane.

Nie pozostaje nic innego, jak życzyć każdemu, by w tym zabieganym świecie odnalazł swojego "okrągłego Wow, super mięciutkiego Wow". By znów mógł poczuć się dzieckiem. By znów mógł uwierzyć w dobro...

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj