Jerzy Kromolowski i Mary Olson-Kromolowski [WYWIAD]
KAMILA MARKOWSKA: Słyszy się, że strajk amerykańskich scenarzystów rozstrzygnął w pewnym stopniu problem sztucznej inteligencji. Jak to wygląda z państwa perspektywy? JERZY KROMOLOWSKI: Na razie podjęto pierwsze kroki. Dla kilku problematycznych kwestii znaleziono rozwiązania, a autorzy zdecydowali się przystać na te warunki. Ale! Ta sprawa nie zostanie tak szybko rozstrzygnięta. Należy pamiętać, że aktorzy wciąż walczą i mają jeszcze większe problemy niż scenarzyści, bo mówimy w ich przypadku o prawie artysty do własnego wizerunku. Dlatego problem sztucznej inteligencji będzie ciągle powracać. MARY OLSON-KROMOLOWSKI: My postrzegamy AI jako narzędzie. Podczas negocjacji uznano, że sztuczna inteligencja nie będzie rozpatrywana jako autor i nikt nie będzie mógł jej szkolić na naszych materiałach. Jednak problem polega na tym, że istnieje wiele luk prawnych. Wszystko dostępne jest w Internecie. Tym samym sztuczna inteligencja już się szkoli. Poza tym nikt jeszcze nie wie, jak daleko się ona posunie. Za trzy lata będzie to jeden z kluczowych tematów. A zatem AI to ogromny problem dla ludzi w całej branży, nie tylko dla scenarzystów. J.K.: W moim odczuciu najpoważniejszy dla aktorów. Dlatego ich strajk nie został jeszcze zakończony. W grę wchodzi odzyskanie praw do własnego wizerunku. Scenarzyści natomiast mogą korzystać z narzędzi AI do pisania scenariuszy. Jesteście państwo otwarci na taką opcję? J.K.: Rzeczywiście dano nam taką możliwość. Praca z AI została zaakceptowana, ale wyłącznie w postaci narzędzia. Jednak sam bym z tego nie skorzystał. M.O.K.: Od niedawna interesuje się możliwościami sztucznej inteligencji, jednak to tylko powierzchowne działania. Praca, którą wykonujemy, jest bardzo zniuansowana, a AI jeszcze takie nie jest. Dlatego dochodzimy do wniosku, że nie wpłynie na nas tak bardzo, jak na przyszłe generacje. Czy w Ameryce scenarzysta kiedykolwiek został zastąpiony przez AI? M.O.K.: Było kilka przypadków, w których próbowano pisać za pomocą sztucznej inteligencji scenariusze, ale żaden z tych skryptów nie został ostatecznie wyprodukowany. Najczęściej scenarzyści używają sztucznej inteligencji w telewizji, aby przyspieszyć proces tworzenia. Należy jednak pamiętać, że na tym etapie AI zależy od kluczy i instrukcji twórcy. Informacje przekazywane przez scenarzystę, dotyczące rozwoju i emocjonalnych stanów postaci, mogą zostać wykorzystane przez sztuczną inteligencję w przydatny sposób. J.K.: I tak się dzieje właśnie w przypadku seriali. Musimy zwrócić uwagę na fakt, że Amerykańska Gildia Scenarzystów liczy blisko 12 000 członków, a większość z nich to scenarzyści telewizyjni. Powiedziałbym, że twórców scenariuszy do filmów fabularnych jest 700 czy 800. Telewizja jest bardziej czasochłonna. Narzuca też określone zasady i struktury. Stąd też pojawia się wniosek, że AI jest o wiele bardziej groźna dla seriali. Produkcje fabularne są obecnie czymś w rodzaju pracy na zamówienie. (śmiech) Ale AI to rozpędzająca się machina. M.O.K.: Tak. Szczerze uwielbiam koncepcję sztucznej inteligencji, która robi wspaniałe rzeczy, a potem nagle zaczyna mieć halucynacje. (śmiech) Było kilka bardzo dziwnych sytuacji, które naprawdę się wydarzyły. Pamiętam, jak prawnicy użyli AI bez świadomości, że sztuczna inteligencja stworzyła własne odniesienia do sprawy. Bez uprzedniego sprawdzenia treści poszli do sądu i całość została obalona. Bo oni nie włożyli w to ludzkiej pracy. Jedną z rzeczy, które gildia osiągnęła w tych ostatnich negocjacjach, jest to, że AI nie może być postrzegane jako osoba. Sztuczna inteligencja nie może być uważana za twórczy podmiot z własnością intelektualną. J.K.: Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek. To tylko pierwszy krok i wszyscy będą do sprawy wracać… M.O.K.: Każdy kraj zacznie tworzyć własne przepisy dotyczące sztucznej inteligencji, a my musimy wyznaczyć jej granice. Przykładem może być deepfake w Internecie – to jest bardzo destrukcyjna rzecz i społeczeństwo musi być edukowane o jej negatywnych aspektach J.K.: Jestem przekonany, że Unia Europejska narzuci własne rozwiązania. Natomiast branża rozrywkowa ma do czynienia z platformami i modelami, które są zdestabilizowane. Stare modele produkcji, tworzenia filmów i telewizji już odeszły. Nowe się nie pojawiły – jest strajk. Nic teraz się nie dzieje w amerykańskim przemyśle filmowym i telewizyjnym. Prawdopodobnie nic się nie wydarzy przynajmniej przez następne dwa miesiące. Miejmy nadzieję, że do stycznia sprawy ruszą... Europie to jest na rękę, bo wiele produkcji przenosi się właśnie tutaj. A w Europie kręcony jest także i państwa film. Czego możemy się spodziewać po Modim? M.O.K.: To 48 godzin z życia Amedeo Modiglianiego, który w kluczowym momencie swojego istnienia cierpiał i niedługo później zmarł na gruźlicę. Wiedział, że jest chory, ale walczył o uznanie swojej pracy. To obraz uzdolnionego człowieka. J.K.: Jednak Modi nie jest filmem biograficznym. Co prawda wszystkie postacie są prawdziwe, ale biografia nie była naszą intencją. M.O.K.: Po prostu uchwyciliśmy esencję tego okresu i umieściliśmy całość w dramatycznej sekcji. Możemy się zatem spodziewać fikcji? M.O.K.: Jest trochę twórczej swobody, ale wszystko opiera się na niesamowitych postaciach. J.K.: Spędziliśmy masę czasu na badaniu jego życia. Właściwie moglibyśmy zrobić doktorat z jego życiorysu. (śmiech) Wertowaliśmy wszystko, co było dostępne – i to w rozmaitych językach. Szukaliśmy informacji po angielsku, włosku, polsku i francusku. Możemy przyznać, że Amadeo Modigliani żyje teraz w naszym domu. A reżyserem produkcji jest Johnny Depp. Czy sprawa sądowa z Amber Heard w jakimś stopniu mogła zaszkodzić projektowi? M.O.K.: W zasadzie pracę nad filmem zaczęliśmy od współpracy z Alem Pacino. J.K.: To tak naprawdę jego projekt. Wizja i marzenie... M.O.K.: Na podstawie oryginalnej wersji napisaliśmy scenariusz, który z czasem zmodyfikowaliśmy. Johnny był bardzo zainteresowany współtworzeniem tej produkcji, ale był na tyle miły i rozważny, że pomyślał o wpływie rozprawy na nasz film. Powiedział: „Nie upubliczniajmy więc żadnych ogłoszeń ani nie idźmy naprzód, dopóki nie dowiemy się, czy sprawa zostanie rozwiązana na moją korzyść”. Okazał się niezwykle odpowiedzialną osobą pod tym względem. Jednak wszystko zaczęło się od Ala Pacino. Jak zatem wyglądał proces przejścia od Pacino do Deppa? J.K.: Al zawsze chciał zagrać Modiglianiego. Marzył o tym przez 40 czy 50 lat. Dennis McIntyre, czyli jego przyjaciel, napisał sztukę z myślą o nim. Pacino jednak nigdy w niej nie wystąpił. Sztuka zresztą nie była powalająca, ale Al miał aspiracje, by przemienić ją w długometrażową produkcję. Kwestia realizacji filmu Modi ciągnęła się przez lata. Wiele osób było zaangażowanych w ten projekt. W pewnym momencie pojawił się też Martin Scorsese. My z Alem rozpoczęliśmy współpracę po przedstawieniu nas sobie przez producenta, z którym pracowaliśmy wcześniej. Przez kilka lat działaliśmy wspólnie, bo Pacino chciał wyreżyserować i wyprodukować ten film. Jednak wszyscy wiemy, że Al to przede wszystkim świetny aktor. Gdy pojawiają się obiecujące role, woli grać niż siedzieć na fotelu reżysera. Choć był zaangażowany w pracę nad projektem, przyjął rolę w Irlandczyku. Później wybuchła epidemia, zatem wszystko stanęło w miejscu… Zakładam, że Al przedstawił Johnnemu swoją wizję, a on wyraził swoje zainteresowanie projektem. W ten sposób znalazł się wśród nas. Jak byście państwo opisali współpracę z Alem Pacino? J.K. To było wspaniałe przeżycie! M.O.K.: Al to wyjątkowa osoba. Jest niezwykle hojny, ciepły, życzliwy, skromny i błyskotliwy. Praca z nim to naprawdę cudowne doświadczenie. Ale Modi nie jest jedyną produkcją, którą mieliście w planach. Jest też coś specjalnego dla naszych rodaków. J.K.: Między innymi z tego powodu znów gościmy w Polsce. Mamy przed sobą rozmowy z kilkoma producentami o możliwości zrealizowania bardzo osobistego filmu, do którego scenariusz napisaliśmy w trakcie pandemii. Chcemy go nakręcić w Polsce, ale w języku angielskim. Wujek z Ameryki przedstawi w lekki sposób dzieciństwo z lat 50. i 60., czyli zza żelaznej kurtyny. Jest to też próba ukazania Ameryki z perspektywy Polaków. Producent filmu Modi będzie producentem ze strony amerykańskiej i angielskiej, a ja zostanę reżyserem. Możemy oczekiwać polskich odtwórców ról? J.K.: Oczywiście, ale pierwszoplanowi bohaterowie zostaną przypisani amerykańskim lub brytyjskim aktorom. Polacy otrzymają drugoplanowe role. Będzie również polska ekipa i polski operator. Ten film wpisuje się w tradycję szwedzkiej produkcji Lasse Hallströma Moje pieskie życie. Całość zostanie wykonana bez przytłaczającego charakteru, bo nie chcę robić poważnych historii. Tylko z uśmiechem mogę spojrzeć wstecz.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj