Odchodzimy nieco od tematu science-fiction, który w dwóch ostatnich tygodniach zdominował naszą „Gwiazdę Hataka”. Tym razem przedstawiamy jedno z największych, komediowych odkryć ostatnich lat. Mowa o Jimie Parsonsie, dzięki któremu serial „The Big Bang Theory” jest obecnie najpopularniejszym serialem komediowym w amerykańskiej telewizji.
37-letni aktor zadebiutował w telewizji dokładnie 7 lat temu, kiedy wystąpił gościnnie w prawniczym serialu „Judging Amy” (wystąpił w siedmiu odcinkach). Rok później, również gościnnie, zagrał w produkcji „Ed”. Prawdziwa kariera serialowa rozpoczęła się jednak dopiero w 2007 roku, kiedy premierę miał nowy sitcom – „The Big Bang Theory”. Na przestrzeni trzech lat serial CBS stał się najpopularniejszą komedią w USA. Parsons wcielający się w Sheldona - kujona przekonanego o swoim geniuszu, przy jednoczesnym, kompletnym braku jakichkolwiek emocji – potrafi rozśmieszyć każdego, mającego choć minimum dystansu do samego siebie.
Jego świetną kreację aktorską doceniono podczas ostatniej gali Emmy, gdzie został wyróżniony statuetką dla najlepszego aktora w serialu komediowym. Warto dodać, że do nagrody nominowany był również i w 2009 roku.
Początki aktorstwa Jima były jednak dosyć skomplikowane. W 1991 roku ukończył liceum w Houston, skąd pochodzi. Również w Houston ukończył Uniwersytet z tytułem Bachelor of Arts w dziedzinie teatru. Dopiero w 1999 roku przeniósł się do San Diego, gdzie uczęszczał na tamtejszy Uniwersytet. Chcąc zrobić karierę, w 2001 roku wyjechał do Nowego Jorku. Brał udział w ponad 30 przesłuchaniach, ale przeważnie spotykał się z negatywnymi opiniami. Akceptacja przyszła dopiero ze strony „The Big Bang Theory”. Chuck Lorre – twórca serialu był zachwycony Parsonsem, a samemu Jimowi rola Sheldona bardzo spasowała.
Obecnie aktor mieszka w Los Angeles. W ramach nowego kontraktu, który podpisał we wrześniu 2010 roku otrzymuje okrągłe 200 tys. dolarów za odcinek „TBBT”. Kwota ma rosnąć co sezon.