Podczas minionego weekendu w Pasadenie odbył się trzydniowy konwent organizowany przez Zack Snyder, na którym pokazał on fanom trzy swoje filmy w wersjach reżyserskich – Dawn of the Dead, Watchmen i Batman v Superman: Dawn of Justice . Projekcji każdego z obrazów towarzyszyły pytania publiczności do Snydera i zaproszonych przez niego specjalnych gości. Przeglądając filmy nagrane przez uczestników wydarzenia, zdjęcia z reżyserem i ich spisane wrażenia z całego weekendu, wysuwam tylko jeden wniosek – Zack Snyder to przesympatyczny, skromny, zwykły gość, niesamowicie wdzięczny swoim fanom za wsparcie, jakie mu okazują; człowiek oddany swojej pasji i czerpiący ogromną radość z możliwości jej realizowania. Fan komiksów, który udziela się charytatywnie zastrzykami finansowymi, eventami takimi jak wspomniany wyżej i projektowaniem limitowanych t-shirtów, których sprzedaż zasila wybrane fundacje. W mediach społecznościowych prowadzi dialog ze swoimi fanami jak równy z równym, odpowiadając na wiele zawiłych pytań, przedstawiając kulisy produkcji swoich filmów, udzielając im aprobaty, gdy interpretują po swojemu jego dzieła. Często wrzuca zdjęcia zza kulis i storyboardy przedstawiające nakręcone (lub nie) sceny. Z wywiadów przeprowadzonych z jego współpracownikami i aktorami płynie czysty strumień pozytywnej energii i pochwał nad cierpliwością Snydera, jego samokontrolą, zaangażowaniem w każdy aspekt produkcji filmowej. Gerard Butler w jednym z wywiadów do filmu Hunter Killer wspominał sytuację, gdy Snyder pokazywał mu na planie produkcji 300, jak aktor ma rzucić włócznią; Butler uznał sposób reżysera za niewykonalny, na co tamten chwycił włócznię i powiedział „spróbuj tak”, po czym cisnął nią z oddali prosto w sam środek tarczy. W wielu innych przypadkach dokładnie pokazywał swoim aktorom, jakie ruchy mają wykonywać podczas scen akcji, skacząc, bijąc i rzucając się po ziemi jak atleta; w kuluarach ponoć żartobliwie mówiono, że gdyby Snyder nie został reżyserem, byłby fantastycznym kaskaderem.
fot. Twitter/Zack Snyder
Snyder nie jest kłótliwy i konfliktowy, zawsze pozostaje profesjonalny, nawet gdy macierzysta wytwórnia po raz kolejny postanawia skrócić jego film lub gdy na planie zaczną się dziać nieprzyjemne rzeczy. Nie jest opryskliwy dla dziennikarzy, nie wdaje się w żadne skandale czy romanse, ma żonę, gromadkę dzieci i stara się prowadzić normalne życie, jak każdy z nas. Czy to możliwe, by postać z powyższego opisu była jednym z najbardziej znienawidzonych przez fanów współczesnych reżyserów filmowych? Niestety tak. Zack Snyder od lat spotyka się z otwartą niechęcią, jawną agresją, a nawet nienawiścią w Internecie. Słyszy się, że Snyder jest głupi, nie ma pojęcia o filmach, nie umie czytać komiksów i nie zna się na nich. Według wielu interesują go tylko obrazki, nie używa kolorów, jego filmy nie mają żadnej głębi, a jedyne dwa, które mu cudem wyszły, są udane tylko dlatego, że przeniósł powieści graficzne na film w skali jeden do jeden...a to przecież żadna sztuka. To ledwie niektóre z inwektyw, jakimi jest obrzucany, te łagodniejsze. A to tylko „fani”, są jeszcze rzesze portali, blogerów i youtuberów, którzy chyba za swoją życiową misję uznali zmieszanie Snydera z błotem, deprymując i podważając każdy jego artystyczny wybór, rozkładając na czynniki pierwsze jego filmy, krytykując każdy element, a nawet stosując absurdalne hiperbole; film Batman v Superman: Świt sprawiedliwości otrzymał łatkę najgorszego filmu wszech czasów - wystarczy zastanowić się sekundę by zrozumieć jak bardzo kłamliwy i krzywdzący to argument. Nie byłoby problemu, gdyby to nie trafiało do masowego widza, ale niestety trafia; jak mówi stare przysłowie, kłamstwo powtarzane odpowiednią ilość razy, staje się prawdą. I tak dzięki uprzejmości mediów Zack Snyder stał się partaczem i synonimem porażki, a jego filmy wyśmiewanymi w większości przez kompletnych ignorantów bublami, którzy na fali mody na filmy superbohaterskie podczepili się do tego wagonika. A skoro powszechnie mówi się, że superbohaterowie mogą być tylko tacy jak w filmach Marvela, to musi to być prawda. To przecież wiedza powszechna, że kino rozpoczęło się w 2008 roku wraz z filmem Iron Man, a przedtem nie było niczego. Pół biedy gdyby to był tylko mój sarkastyczny żart, gorzej, że istnieje cała masa widzów, którzy właśnie tak postrzegają współczesną kinematografię, dzieląc ją na Nowy i Stary Testament, przed MCU i po MCU. Wszystko co było przed ich nie interesuje, a wszystko co będzie po, powinno być jak MCU, inaczej jest złe. I nie zrozummy się źle, nie sugeruję tu, że tak postrzegają kino wszyscy fani filmów spod znaku Domu Pomysłów, ja sam zaliczam się do tego grona, ale nie mogę zaprzeczać, że istnieje silny ruch, wręcz tendencja do postrzegania wszystkiego co nie posiada zabawowej Marvelowskiej formuły za złe i niepotrzebne. Często czytam komentarze typu „po co chodzić do kina na coś, co nie ma efektów, mogę to obejrzeć w domu” – piszący tego typu deklaracje chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że właśnie przez takie podejście mamy coraz więcej chłamu, rimejków, ribótów i kolejnych części, coraz więcej pustych filmów dających tylko rozrywkę, a coraz mniej takich, które poruszą, zmuszą do refleksji, do zmiany, powiedzą coś ważnego. Zaczynamy jako ludzie gardzić kinem zaangażowanym, przewracać oczami na myśl o czymś trudnym, zawiłej fabule, metaforach, bo coraz bardziej przyzwyczajamy się do prostej rozrywki; paru facetów w pelerynach się pobije, coś wybuchnie, będzie przy tym sporo śmiechu i kolejny identyczny film odhaczony. Można iść dalej i czekać na następny, który będzie taki sam jak poprzedni. Zack Snyder próbował zmienić ten stan rzeczy, przecinając metaforyczny węzeł naszych przyzwyczajeń jak Aleksander Wielki, szybko i brutalnie. Mocno dekonstrukcyjne Watchmen było przedsmakiem tego, co reżyser planował, wywracając poniekąd do góry nogami status quo świata DC. Tam, gdzie konkurencja widziała postaci z bajek, operujące w fikcyjnym, nierealnym świecie, działającym na nierealnych zasadach, Snyder zobaczył szansę na ukazanie humanizmu, zaczynając od legendarnie wręcz nierzeczywistego bohatera. Superman dla każdego, kto nie jest fanem, nie czytał komiksów i nie interesują go te sprawy, jawi się jako archaiczny fruwający harcerzyk, który nosi czerwone majty na niebieskich kalesonach i wygląda maksymalnie niepoważnie bijąc przestępców z uśmiechem na twarzy. To postać absurdalna dla każdego racjonalnie patrzącego na świat, dla którego superbohaterowie są głupi i dla dzieci. I taki był Superman w filmach do czasu, gdy Zack Snyder powiedział „dość” i wyposażył go w emocje, które każdy z nas zna i może się z nimi utożsamić. Postać fikcyjna, która była nieistniejącym ideałem, stała się prawdziwa, operując na zasadach naszego świata, który często nie jest kolorowy, bezpieczny i dobry lecz pełen zła i szarości. Zack Snyder zadał proste pytanie – co by było, gdyby Superman pojawił się w naszym świecie? Jak zareagowałaby ludzkość na niego i jak on zareagował by na nich? Ten zabieg sprawił, że osoba kompletnie niezainteresowana wcześniej Supermanem, fan Batmana wyśmiewający tego niebieskiego pana w rajtuzach taki jak ja, zmienił kompletnie zdanie i rozpoczął swoją nadal trwającą przygodę z tym bohaterem, poznając tony komiksów i interpretacji Supermana.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj