Udało się w tym wypadku trafić do takiego, wspaniałego teamu. Znam Olę Pisulę [gwiazda i współscenarzystka filmu - przyp. red.] z Teatru Polskiego w Bydgoszczy i wiedziałam, że Ola pracuje nad takim scenariuszem. Bardzo jej kibicowałam, aby udało się go w końcu zamknąć. Wiem, ile lat zabrała im praca nad tym i w końcu pojawiła się pewna możliwość castingowania do jednej z postaci. To była jedna z przyjaciółek Kamy, którą odgrywa Ola Pisula. Castingu nie wygrałam, ale Paweł zaproponował mi rolę Panny Młodej. Przeczytałam wspaniały scenariusz, byłam tak oczarowana i zaskoczona tym , że można od razu widzieć film w wyobraźni, czytając sam scenariusz, że absolutnie nie było mowy o tym, żeby w to nie wchodzić.
Artur Żmijewski:
To jest zawsze splot kilku okoliczności i sytuacji, ale przede wszystkim o tym zdecydował świetny scenariusz, który przeczytałem i mądry człowiek, z którym się spotkałem, który mi wytłumaczył, jaki film chce zrobić. Jego pomysł na stworzenie tego filmu bardzo mi się spodobał.
Jak się okazuje sam wątek postaci granej przez Julię Wyszyńską był wymyślony przez samą aktorkę - między innymi pomysł z muzyką Chopina. Dialogi pani Julia pisała na bieżąco na planie.
Paweł planował rozbudować już na planie rolę Wiktorii, więc w zasadzie wszystkie teksty są przeze mnie improwizowane i one pojawiły się tylko i wyłącznie dlatego, że je sobie napisałam [śmiech]. To było bardzo przyjemne, lubię improwizować. [...] Ten Chopin pojawił się w trakcie moich poszukiwań dotyczących szalonych i udziwnionych porodów. W zasadzie cały wątek Wiktorii jest wymyślony przeze mnie. Proponowałam różne rzeczy, które wyszukałam w Internecie. Rzeczywiście ta oferta porodów jest szalona. Niektóre miejsca, w których zachęca się kobiety do porodu są absurdalne. Ja bym się bała na przykład rodzić w rzece. Miałam wiele różnych propozycji, które wysyłałam Pawłowi, a ten wybierał te najciekawsze. Chopin znalazł się na liście najlepszej muzyk do słuchania dla kobiet w ciąży.
Ponadto aktorka postarała się opisać rys psychologiczny swojej postaci.
To na pewno perfekcjonistka. Wydaje mi się, że każdy perfekcjonista jest zagubiony i obudowuje się bezpiecznymi konstrukcjami, żeby się jego życie nie załamało, a Wiktoria jest patologicznie perfekcyjna. Myślę, że jest osobą znerwicowaną, postacią, która buduje swój wizerunek tylko poprzez opinię otoczenia, swoich najbliższych. A to wiąże się z tym, że jak tylko komuś coś się nie podoba, to wali jej się cały świat wewnętrzny, którego nie ma [śmiech], ponieważ buduje go na stelażu opinii ludzi z zewnątrz.
Z kolei o swojego bohatera Artur Żmijewski określił w ten sposób:
Nie jestem specjalnie dobrym psychologiem. Powiedziałbym, że jest to człowiek lękliwy, który nigdy w swoim życiu samodzielnie nie podjął żadnej decyzji.
Wątek Doroty Segdy i Artura Żmijewskiego jest bardzo silnie związany z podróżami samolotem. Aktorzy mają całkiem inne podejście do latania po udziale w filmie.
Artur Żmijewski:
Nie boję się latać samolotem. To jest statystycznie najbezpieczniejszy środek transportu. Dużo większą szansę, żeby doznać jakiejkolwiek krzywdy, mam, gdy wsiadam do samochodu lub pociągu
Dorota Segda:
Od czasu zakończenia zdjęć tylko raz leciałam samolotem, na Maltę. Bałam się potwornie. A teraz, kiedy już ten film zobaczyłam i mam za dwa tygodnie lecieć do Egiptu, to boję się, że tego nie przeżyje. Ja ogólnie panikuje, ale nie aż tak. Panikuję, jeśli chodzi o rzeczy małe, na przykład, gdy coś mi ginie albo nie wiem, w co mam się ubrać. Natomiast w poważnych sprawach umiem wziąć się w garść. Jestem rektorem wyższej uczelni, więc ta cecha jest konieczna.
W trakcie rozmowy z obsadą poruszyłem temat uniwersalnego przekazu, morału jaki niesie ze sobą film oraz tego czy da się go wpleść w jakiś konkretny gatunek.
Julia Wyszyńska:
Daleko byłabym od określania, jaki to jest gatunek. Jest to na pewno kino gatunkowe, ale ciężko powiedzieć jaki dokładnie. Tak jak w przypadku filmów Tarantino trudno powiedzieć, żeby to były komedie. Podejmują bardzo poważne tematy, które nie muszą być w poważny sposób ukazane. To na pewno kino gatunkowe, które jest bardzo radykalne, bardzo odważne. Mieliśmy przez to szanse na bardziej wyraziste granie problemów, nad którymi się skupialiśmy. [...] Wydaje mi się, że Paweł kompletnie uciekałby od jakiegoś rodzaju moralizatorstwa. Na pewno nie dajemy żadnej recepty na to jak powinno być, ponieważ każdy z nas nie raz znajdzie się w podobnej sytuacji myśląc, że nas te historie nie dotyczą.
Dorota Segda:
W filmie na początku jeden z bohaterów, którego historia dość szybko się kończy, robi pewną rzecz. Mianowicie dmucha balonik, na którym narysował czarne punkty. Pokazuje jak wszechświat oddala od siebie planety. Generalnie ten film, który jest z jednej strony bardzo śmieszny, to chcę podkreślić, ale jest o tym, że ludzie się od siebie oddalają z różnych powodów, choćby komputera i gier komputerowych. Z powodu tego, że nie potrafią mówić sobie prawdy, zakłamują swoje relacje lub za bardzo trzymają się swoich form. Może trochę o tym jest mój wątek, ale faktycznie ta diagnoza ludzkości i tego zaniku autentycznych relacji i umiejętności mówienia prawdy jest dość ponura w tej komedii i to jest w niej cudowne, że nie jest to od taka sobie durna, farsowa komedyjka tylko komedia o trochę abstrakcyjnym poczuciu humoru dla inteligentnego widza. [...] Paweł mówi, że nie chce robić kina społecznego. On jest bardzo prawdziwy i te całe relacje ludzkie jak i jego komediowa strona wynika z prawdziwych relacji, dramatycznych nieraz, ale to jest film, który mógł się zdarzyć absolutnie wszędzie na świecie.
Artur Żmijewski:
Dla mnie to jest film o braku porozumienia pomiędzy ludźmi, bo jednak ten wątek i te sceny, które ja mam przyjemność grać z Dorotą Segdą, wydaje mi się, że na tym to właśnie polega. Ludzie troszkę za mało ze sobą rozmawiają a ten pęd jaki występuje w naszym życiu zmusza nas do wielu sytuacji, których wolelibyśmy uniknąć a nie zawsze nam się to udaje i to być może powoduje, że ludzie tacy słabi i lękliwi nie znajdują pomocy tylko są wykorzystywani. To jest film bardzo uniwersalny, bardzo prosto można go określić jako tragikomedię i myślę, że to będzie najwłaściwsze określenie, przynajmniej tak ja odczytuje tę opowieść.
Aktor po chwili dodał także:
Uważam, że każdy z tych wątków dałoby się opowiedzieć osobno, ale żaden z nich w taki sposób opowiedziany, bez kontekstu, bez postaci, które się plączą w różnych innych wątkach nie byłby tak sexy, mówiąc lekko kolokwialnie. One właśnie w połączeniu dają komplet, pewien anturaż. Każdy wątek z filmu Babel dawało się oglądać osobno, ale dopiero w połączeniu one zyskiwały. Nie można porównać konstrukcji Ataku paniki wprost do filmu Babel, ale coś w tym filmie jest, że każdy z tych wątków ogląda się i każdy z tych wątków chce się oglądać. O ile na początku nie za bardzo się orientujemy o co chodzi, gdy widz zasiądzie w fotelu być może w pierwszych 10 minutach filmu będzie sobie musiał tę mapę rozrysować w głowie, ale bardzo szybko okaże się jaki film będziemy oglądać i z czym mamy do czynienia. On zaczyna po chwili bardzo wciągać i mimo, że jest on bardzo gadany, ale przy tym nie jest przegadany.
Dorota Segda opowiedziała mi w nawiązaniu do swojego filmowego wątku o swojej najstraszniejszej przygodzie związanej z podróżami samolotem.
Miałam bardzo dużo przygód samolotowych. Najstraszniejsza chyba trafiła mi się nie w samym samolocie, a na lotnisku, kiedy pojechałam do Cannes. Jako młodziusieńka aktorka, grająca główną rolę w węgierskim filmie Mój wiek XX, biorąc jedyne 50 dolarów mojej mamy, zbierane chyba przez całe życie i szyjąc sobie u krawcowej sukienkę. Wtedy za paszport mój i w ogóle za wszystkie wyjazdy odpowiadał Film Polski, organizacja, która brała dużo pieniędzy i dawała mi tylko za to paszport. Nie dopilnowali nawet tego, żeby poinformować produkcję węgierską, że przyjeżdżam do tej Nicei. Czekałam tam 8 godzin, zrobiło się ciemno, nie miałam żadnego telefonu, te 50 dolarów nie dowiozły by mnie chyba nawet na skraj Nicei. Miłe panie na lotnisku dzwoniły od hotelu do hotelu w Cannes pytając czy przypadkiem nie mieszka tu ekipa węgierska. Udało im się w końcu trafić. Hotel nazywał się Palma. Kazali mi przyjechać taksówką, więc jeszcze uprosiłam tę panią pracującą w informacji lotniska, żeby ze mną wyszła i powiedziała taksówkarzowi, że nie mam pieniędzy i nie jestem złodziejką tylko inni ludzie zapłacą.
Atak paniki od dzisiaj na ekranach kin.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj