Popkultura zwykła romantyzować dalekomorskie podróże zarówno w okresie wielkich odkryć, jak i w późniejszym czasie, kiedy morza i oceany zdominowane zostały przez korsarzy i piratów. Wystarczy przywołać ikoniczne produkcje, np. cykl Piraci z Karaibów czy też jeden z kilku pastiszowych przypadków mierzenia się z konwencjami gatunkowymi przez Romana Polańskiego – znakomitych Piratów. I choć momentami dostrzegamy tam – jak to się potocznie mówi – brud, smród i ubóstwo (typowe dla specyfiki ówczesnych morskich podróży), to jednak trzymane jest to z dala od oczu odbiorcy. Pozostaje co najwyżej w sztafażu tła i solidnym niedopowiedzeniu, maskowanym szczyptą ironii. Twórcy niniejszego komiksu odchodzą od tej maniery, obnażają całą prawdę o dalekomorskich podróżach lat dawnych i uwypuklają nieludzkie warunki, a także idące za tym upodlenia załogi i pasażerów – niezależnie do zajmowanego hierarchicznie miejsca na pokładzie. Historia z komiksu to z jednej strony bardzo stonowana opowieść o okręcie, na którym ścierają się wydumane i ugruntowane na podbudowie pieniądza i brutalnej siły ówczesne korporacyjne interesy i zwykła, ludzka chęć przetrwania. Na szali tego pojedynku położone zostaną zaś – niczym składane w ofierze – zwyczajna ludzka przyzwoitość i godność. Bo o wyszukanych manierach i wysokiej, arystokratycznej pozycji społecznej oraz przynależnych jej przywilejach przyjdzie bohaterce i bohaterom jeszcze szybciej zapomnieć.
Źródło: Egmont
Scenarzysta Xavier Dorison – doświadczony autor, który zadebiutował w 1997 roku Trzecim Testamentem, pracujący nad takimi tytułami, jak XIII Mystery, Undertaker, Długi John Silver czy kultowa seria Thorgal – dobrze radzi sobie z tą nakreśloną z rozmachem, marynistyczną opowieścią i nie spieszy się z prowadzeniem fabuły. Zaczyna od pełnoplanszowego, mocnego uderzenia, by zaraz potem, zaostrzywszy nasze apetyty, cofnąć nas do zarania historii, do początku nieszczęsnego rejsu. Wiemy już na starcie, a nawet po samym tytule, iż wyprawa skończy się tragicznie. Jednak to, jak doszło do owych katastrofalnych (w wymiarze ludzkim) zdarzeń na okręcie, pozostaje dla nas tajemnicą. I warto zaznaczyć, że fabuła prowadzona jest na tyle niespiesznie, że pierwszy tom to powolne narastanie napięcia, bez rzeczywistej, ostatecznej jego kumulacji. Trudno więc oceniać całościowo opowiadaną historię, albowiem to koniec winien wieńczyć dzieło. Zbyt mało wiemy na temat tego, czy autor zdoła udźwignąć całą historię w finale, czy to spiętrzane starannie, aż do epickich wymiarów, napięcie znajdzie należyte, z odpowiednim rozmachem nakreślone ujście? Możemy tylko zakładać, domniemywać, po jakości dotychczas prezentowanej. Ale pewni będziemy dopiero po lekturze drugiego tomu. I wtedy dopiero władni staniemy się wydać ostateczny werdykt, finalną ocenę.
Graficznie komiks to frankofon pełną gębą, a powiększony ponad standard format tylko pozwala lepiej uwypuklić jego epicki rozmach. Okręty na kolejnych planszach i w kadrach doprawdy przesycone są detalami, a rysownik nie szczędzi szczegółów – nawet tych najbardziej brutalnych i ohydnych w wydźwięku, co doskonale koresponduje z fabułą, potęgując jeszcze poczucie dusznej beznadziei, towarzyszącej nam praktycznie od pierwszych stron. Szokująca scena rozszarpywania zwierzęcych resztek i spijania krwi przez wygłodniałą załogę pozostaje długo w pamięci, uwypuklając koszmarne warunki samego rejsu i podkreślając dwuznaczność oceny samych wydarzeń. Trudno tu wyrokować zero-jedynkowo, trudno obarczać winą tylko jedną stronę, ponieważ podróż z otwartym ogniem na beczce prochu nie niweluje oczywistości wybuchowych cech ładunku, ale i współdzieli za jego eksplozję również tego, który tak nieopatrznie zabawia się w jego obecności ogniem.
Źródło: Egmont
Thimothée Montaigne zdecydowanie podołał, ale jako że polski czytelnik już wie, na co stać tego pana – odpowiada m.in. za wydaną u nas Piątą Ewangelię od Lost In Time, wspominany już Trzeci Testament czy serię Książę nocy (tom 8 i 9) – to zaskoczeń w tym obszarze nie ma. To bardzo wprawny artysta, dobrze radzący sobie z detalem, ze szczegółami tła, ale też z ludzką anatomią, którą oddaje bardzo realistycznie. Jego warsztat wspaniale pasuje do ilustrowanej historii. 1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła to rzecz, która bardzo dobrze się zapowiada, a jakością wykonania obiecuje tyle, że naprawdę z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu. Na chwilę obecną daję duży kredyt zaufania tej historii i mam nadzieję, że autorzy nie zawiodą w finale. Wystarczy, jeśli utrzymają poziom tomu pierwszego i będzie to całościowo historia znakomita.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj