W latach 80. telewizyjny dramat kryminalny „21 Jump Street” był początkiem wielkiej kariery jednego z najbardziej rozpoznawalnych aktorów ostatnich lat. Serial stacji FOX emitowano przez 5. sezonów i był jedyną produkcją telewizyjną, w którym główną rolę grał Johnny Depp. Filmowa wersja „21 Jump Street” w reżyserii Phila Lorda i Chrisa Millera do tematu podchodzi nieco inaczej. Scenariusz jest znacznie luźniejszy, a film to udane połączenie komedii i akcji, głównie dzięki świetnemu Jonah Hillowi, któremu humorem starał się dorównywać Channing Tatum.
Robienie z dramatu kryminalnego parodii kina akcji w stylu „21 Jump Street” było dosyć ryzykowne, ale zarówno autorzy scenariusza, jak i reżyserzy wyszli z całej sytuacji obronną ręką. Produkcja jest na tyle luźna, łatwa i przyjemna w odbiorze, że po seansie nie czuć znużenia, bez względu na dosyć stereotypową fabułę. Główni bohaterowie nieprzepadający za sobą w liceum, zostają dobrymi kumplami w akademii policyjnej, gdzie wzajemnie sobie pomagają. Po pierwszym, niezwykle zabawnym aresztowaniu, Jenko i Schmidt zostają przeniesieni do tajnego oddziału policji, który zajmuje się zwalczaniem przestępczości wśród młodzieży. Ich zadaniem jest praca pod przykrywką w jednej ze szkół, gdzie rozprowadzany jest nowy, niebezpieczny narkotyk.
[image-browser playlist="600824" suggest=""]
©2012 Columbia Pictures
Wybierając taką a nie inną obsadę, starano się zachować pewną równowagę. Tatum wcielający się w Jenko to wysoki, przystojny facet, który jest jednocześnie bardzo wyluzowany i z dużym poczuciem humoru podchodzący do życia. Z kolei Schmidt to bohater idealnie napisany dla Hilla. Szkolny nieudacznik, który szuka spełnienia w szeregach policji. Mimo że Tatum nie jest zbytnio znany z występów w komediach, odniosłem wrażenie, że pozytywnie wpłynął na niego tak świetny komik, jakim jest Hill. Aktorzy, tak samo jak grani przez nich bohaterowie, świetnie potrafili się w filmie uzupełniać, co można uznać za duży plus całej produkcji.
Z pozoru dosyć oklepana historia okazuje się być całkiem interesująca wraz z rozwojem kolejnych wątków, a jej finał wcale nie jest przewidywalny. Jest co prawda kilka pomniejszych wątków, które jednak fajnie się uzupełniają i koniec końców tworzą jedną sensowną całość. Są więc i harleyowcy, którzy powracają w najmniej spodziewanych momentach, i wątki miłosne, w których przoduje Schmidt korzystający z możliwości cofnięcia się do liceum.
[image-browser playlist="600825" suggest=""]
©2012 Columbia Pictures
Dla mnie jednak największym atutem filmu jest… jego gatunek. „21 Jump Street” to na tę chwilę najlepsza komedia 2012 roku (razem z „American Reunion”). Przede wszystkim dlatego, że nie powiela schematów! Nowych, świetnych gagów jest całkiem sporo. Nie spodziewałem się, że scenarzyści mieli aż tyle dobrych pomysłów. Nie wiem jak Wy, ale ja staram się oceniać każdą komedię przez pryzmat żartów. Wychodząc z kina i wracając do domu często wspominam ze znajomymi najciekawsze fragmenty, których w „21 Jump Street” jest naprawdę sporo. Ważne jest jednak, by do tego filmu podejść z pewnym dystansem. Komedia jest bardzo wulgarna, przekleństw jest mnóstwo, podobnie jak zachwytów nad narkotykami (bez względu na to, jakie mają konsekwencje). Wszystko to jednak buduje świetny, luzacki klimat całej produkcji, która bawi nieraz do łez.
Na koniec jeszcze dwa pozytywy. Pierwszym jest genialny Ice Cube, wcielający się w wiecznie wkurzonego kapitana, przed którym odpowiadają bohaterowie. Dialogi wymyślone pod jego postać to absolutne mistrzostwo świata. Drugi – gościnna i niezwykle zabawna rólka Johnny’ego Deppa i Petera DeLuise’a, czyli gwiazd serialowego „21 Jump Street”. Jeśli ktoś pójdzie do kina i będzie liczył na wierną adaptację telewizyjnego hitu sprzed ponad 20 lat, to srogo się zawiedzie. Dla mnie jednak zmiana gatunku na komedię sensacyjną to „strzał w ósemkę”. Bo właśnie taką ocenę „21 Jump Street” ode mnie otrzymuje.
Ocena: 8/10