Różne rzeczy dzieją się za kulisami produkcji telewizyjnych. Mogę tylko spekulować, dlaczego Timothy Olyphant – do tej pory niezaprzeczalna gwiazda hitu FX – pełni w tej serii jedynie rolę drugoplanową i nie jest bezpośrednio związany praktycznie z żadnym z głównych wątków. Być może z inicjatywy aktora Justified zakończy się na szóstym sezonie, a on sam wypalił się już w roli Raylana Givensa (momentami jego gra właśnie tak wygląda); może też twórcy po prostu implementują w życie historię, której słabsze punkty wynagrodzą z nawiązką w przyszłości. Osobiście wierzę, że mamy do czynienia z tą drugą opcją, bo choć ostatnie kilka epizodów było bardzo przeciętnych, widać na horyzoncie pewne sygnały, że serial zmierza do ekscytującej konkluzji.
Po seansie dotychczasowych dziesięciu odcinków mogę stwierdzić, że centralną postacią tej serii jest Boyd. Jego przemiana może mieć diametralne znaczenie dla fabuły finałowej odsłony. Wszyscy stopniowo się od niego odwracają, a każdy ma swój limit cierpliwości. Crowder okazał jej niesamowitą ilość, ale chłodne i skalkulowane myślenie powoli zaczyna schodzić na dalszy plan i tylko kwestią czasu jest, aż emocje całkowicie wezmą górę, a bohater przejdzie kompletnie na ciemną stronę mocy. Jest bliski utraty Avy, która przestała na nim polegać i zaczęła sama o siebie dbać, a Wynn Duffy knuje za plecami Boyda z tajemniczą Katherine (Mary Steenburgen), która może rozrusza nieco końcówkę sezonu.
[video-browser playlist="635450" suggest=""]Ponownie w centrum całej historii mamy rodzinne dramaty klanu Crowe. Dopóki Michael Rapaport przewodził temu wątkowi, oglądało się go nieźle, ale od pewnego czasu na pierwszy plan wychodził inny członek familii, czyli Kendal. Jego perypetie szybko wyczerpały swój potencjał. Zapewne wszystko to było tylko pretekstem, aby pakt krwi z wujkiem zaowocował w niedalekiej przyszłości wymagającą próbą lojalności. To jeszcze przed nami. Wisienką na torcie była dobra scena, w której Danny mógł w końcu wypróbować sławetną regułę 21 stóp. Rezultat znakomicie odzwierciedla całą linię fabularną związaną z gośćmi z Florydy – zaczęli odważnie i energicznie, by po krótkiej chwili potknąć się o własne nogi i wpaść w dołek, który sami sobie wykopali.
Raylan zawsze ma udział w kluczowych scenach odcinków, ale wszystko to jest parszywie sfragmentaryzowane i chaotyczne. Zamiast skupić uwagę bohatera na jednej ważnej sprawie, zajmuje się on wszystkim naraz i pojawia się ni stąd, ni zowąd, by rozstrzygnąć jakiś spór albo kogoś aresztować. Nie wspominam już o totalnej marginalizacji reszty szeryfów, z których tylko Art zalicza ostatnio epizodyczne występy. Udał się natomiast scenarzystom gościnny występ Dickiego Bennetta, a scena między Olyphantem i Daviesem należała do lepszych w tej serii.
Tylko trzy odcinki Justified czekają nas w tym roku i może w końcu serial wrzuci drugi bieg – lepiej późno niż wcale.