Advance Wars 1+2: Reboot Camp to remake dwóch gier, których oryginalne wersje trafiły na rynek odpowiednio w 2001 i 2003 roku. Te około 20 lat to naprawdę dużo w tak intensywnie rozwijającej się branży, ale szybko da się odczuć, że rozgrywka niemal wcale się nie zestarzała i w dalszym ciągu jest w równym stopniu przystępna i satysfakcjonująca.  Na graczy czekają tutaj między innymi dwie kampanie fabularne, które stanowią doskonały punkt wejścia i stopniowo wyjaśniają wszystkie tajniki rozgrywki. Podczas zabawy śledzimy zmagania kilku frakcji i przejmujemy kontrolę nad liderami stojącymi na czele armii i wysyłającymi je do turowej walki. Nie jest jednak tak, że kampania to jedynie bardziej rozbudowany samouczek. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę rozbudowanymi trybami, które oferują co najmniej po kilkanaście godzin dobrej zabawy.  Poszczególne misje mają dość proste założenia. Najczęściej musimy po prostu wyeliminować wszystkie wrogie jednostki lub przejąć ich bazę, choć sporadycznie zdarzają się wyjątki. Podobnie sprawa wygląda z różnego rodzaju podejściami. Zdarzają się zadania, w których sprawdzi się po prostu postawienie wszystkiego na czystą siłę i rzucanie na mapę najpotężniejszych machin wojennych, ale od czasu do czasu trzeba się bardziej pomęczyć i pokombinować z jakąś strategią. To właśnie tego typu momenty, w których musimy się zastanowić, przemyśleć strategię, a następnie wdrożyć ją w życie, są zdecydowanie najbardziej satysfakcjonujące. Oddane do dyspozycji grających jednostki są bardzo zróżnicowane. Opisano je nie tylko szeregiem statystyk, takich jak maksymalna odległość, na jaką mogą się poruszyć czy z jakiej mogą zaatakować. Każda ma także inną rolę na wirtualnym polu bitwy. Piechota jest dość słaba, ale może przejmować miasta zapewniające nam fundusze oraz fabryki, w których wytwarzamy kolejne elementy składowe naszej armii, czołgi doskonale sprawdzą się w pierwszej linii, a samoloty i helikoptery zdominują oponentów, którzy zapomnieli o inwestycji w obronę przeciwlotniczą. Dodatkowe urozmaicenie wprowadzają też specjalne zdolności, jakimi dysponują CO, a więc liderzy stojący na czele wojsk. Każda z postaci ma wyjątkową moc i choć część z nich nie brzmi może zbyt imponująco "na papierze", to są one w stanie mocno namieszać w rozgrywce.
fot. Nintendo
Wszystkie te elementy zebrane razem są całkiem ciekawą mieszanką. Zabawa jest na pozór bardzo prosta, ale kryje się w tym sporo głębi i pola do eksperymentowania i zabawy. Gameplay naprawdę godnie zniósł próbę czasu i kompletnie nie czuje się, że to tytuły, których korzenie sięgają 2001 roku! Trudno jednak dziwić się, że gra tak mocno stawia na rozgrywkę, bo fabuła dla wielu osób niemających styczności z oryginałami może okazać się rozczarowująca. Opowieść jest bardzo prosta. I choć od czasu do czasu wprowadzane są nowe frakcje czy bohaterowie, to zdecydowanie nie jest to coś w stylu serii Fire Emblem, gdzie można zaangażować się w historię, zżyć z postaciami i z wypiekiem na twarzy czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Dwie kampanie nie są oczywiście jedynymi atrakcjami, jakie czekają na osoby, które sięgną po Reboot Camp. Mamy tutaj także prosty w obsłudze edytor map oraz możliwość zabawy dla wielu graczy – zarówno lokalnie (przy jednym lub kilku konsolach) oraz online. Niestety sieciowy multiplayer pozbawiony jest matchmakingu, co oznacza, że nie zagracie z losowo dobranymi rywalami. No chyba że pokusicie się o szukanie rywali na internetowych grupach czy mediach społecznościowych, bo z pewnością w wielu miejscach będzie można znaleźć graczy tym zainteresowanych. Szkoda tylko, że takiej opcji zabrakło w samej grze. Mieszane odczucia wywołała u mnie również oprawa graficzna. Odpowiadające za Reboot Camp studio WayForward porzuciło znany z oryginałów pixelart na nieco "plastikową" stylistykę, która przypomina inny remake z GameBoya Advance, a mianowicie The Legend of Zelda: Link's Awakening. Zdecydowanie wymaga to przyzwyczajenia – zwłaszcza że niektóre jednostki są do siebie bardzo podobne i w pierwszych godzinach wielokrotnie zdarzało mi się pomylić typy czołgów czy omyłkowo wydać wirtualne środki na zakup pocisków przeciwlotniczych, a nie rakiety, które mogą zaatakować cele naziemne. 
fot. Nintendo
+5 więcej
Grafika podczas samych misji nie do końca mnie przekonała, ale cała reszta mi się podobała. Bardzo dobrze prezentują się animowane przerywniki, portrety bohaterów oraz animacje towarzyszące ich specjalnym zdolnościom. Widać tutaj rękę artystów z WayForward.  Advance Wars 1+2: Reboot Camp to udany remake i zarazem dowód na to, że strategie mogą świetnie sprawdzać się na konsolach. Komfortowe sterowanie idzie tutaj w parze z mnóstwem dostępnej zawartości i dość prostą, ale jednocześnie wciągającą rozgrywką.  Plusy: + mnóstwo dostępnej zawartości; + przystępna, ale satysfakcjonująca. Minusy: - brak matchmakingu w trybie online; - specyficzny styl graficzny nie każdemu przypadnie do gustu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj