Debiut Glenna Tablota (Adrian Pasdar) na szczęście nie był naszpikowany aluzjami do jego wyjątkowej relacji z Hulkiem, a zamiast tego skupiono się na oddaniu realiów świata po wydarzeniach z filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz i zranieniu organizacji T.A.R.C.Z.A. Takim sposobem zasugerowano widzom kierunek rozwoju uniwersum oraz samego serialu. HYDRA wyszła na powierzchnię i wciąż panuje nad większością baz T.A.R.C.Z.Y. Ze słów Coulsona jasno wynika, że sytuacja przedstawiona w Zimowym żołnierzu to tak naprawdę początek wojny, która może być atrakcyjnie rozbudowana w serialu w drugim sezonie. Na tę chwile T.A.R.C.Z.A. tak naprawdę nie istnieje, bo Talbot przyjeżdża opanować jej siedzibę. Agenci są w rozsypce, więc odbudowa organizacji jest kolejnym wartym uwagi motywem.

Przemiana Phila Coulsona może się podobać. Zawsze sprawiał wrażenie sympatycznego, wyluzowanego i czasem zbyt otwartego oraz naiwnego. Teraz jest bezkompromisowy, twardy, pewny siebie i sprawia wrażenie, że nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Nie chce rozmawiać o uczuciach, choć jest sfrustrowany sytuacją, a działanie jest dla niego jedyną metodą poradzenia sobie z emocjami. To właśnie dzięki Coulsonowi ten odcinek przekonuje, bo obserwujemy perypetie jedynej naprawdę wyrazistej i ludzkiej postaci. Ważna jest też jego rozmowa z Melindą, podczas której zasugerowano, że to nie Fury stał za jego wskrzeszeniem. Komu tak naprawdę mogłoby na tym zależeć? Z uwagi na technologiczny aspekt jego powrotu do życia stawiam na Tony'ego Starka. 

[video-browser playlist="635536" suggest=""]

Ward jest zły, podstępny i niegodziwy - nikt w tym odcinku nie sugeruje niczego innego. Niestety jego wątek jest troszkę rozczarowujący, bo po tak szokującym cliffhangerze oczekiwania były znacznie wyższe. Choć wspólne akcje z Garrettem (gdy razem wchodzą do magazynu T.A.R.C.Z.Y.) mogą się podobać, to jego powrót do grupy nie do końca przekonuje. Obawiam się, że twórcy za bardzo oprą tę część fabuły na jego związku ze Skye, na czym znów ucierpi jakość serialu. Wyraźnie widać, że Ward lubi młodą hakerkę, ale na razie nie czuć tutaj żadnej miłości ani bliższej relacji. Każda scena z Wardem sugeruje, że on udaje, jest fanatycznie lojalny wobec Garretta i pomimo sympatii do Skye nie zamierza tego zmieniać. Oby jednak tak pozostało, bo wprowadzenie tutaj dylematu moralnego z uwagi na problemy sercowe jedynie popsuje budowane ostatnio pozytywne wrażenie. W końcu też twórcy wykorzystują potencjał pozaziemskich technologii. 

Problemem tego odcinka jest niepewność bohaterów i skupienie się na czymś mniej atrakcyjnym niż powinno. Wysłanie Coulsona i grupy do tajnej bazy pozbawia Agentów... zalet poprzedniego odcinka - poczucia celu, zagrożenia i emocji (te zapewnia jedynie Coulson). Przez brak rzucenia ekipy do walki z HYDRĄ wrażenie jest trochę gorsze, ale trzeba przyznać, że taki odcinek był serialowi potrzebny, aby pokazać wpływ wydarzeń na postacie - i to zostaje zrealizowane poprawnie. Plus też za gościnny występ Pattona Oswalta, którego postać wzbudza sympatię, oraz za dołączenie do ekipy agenta Tripletta, który - w odróżnieniu od Warda - przypomina człowieka.

Agenci T.A.R.C.Z.Y. oferują odcinek słabszy od fantastycznego "Turn, Turn, Turn", ale dzięki temu, jak Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz zmienił uniwersum Marvela i jak bardzo duży wpływ ma na fabułę serialu, nadal jest to ogromny skok jakościowy w porównaniu do początku sezonu. W końcu utrzymuje się chęć jak najszybszego poznania dalszego rozwoju historii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj