W najnowszym epizodzie Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. Coulson i spółka docierają na powierzchnię Ziemi i odkrywają grupę ludzi, która ukrywa się w Zephyrze. Wśród nich znajduje się między innymi dojrzała już Robin, którą agenci poznali jako małą dziewczynkę potrafiąca przewidywać przyszłość. Nasi bohaterowie starają się dowiedzieć od kobiety sposobu na powrót do swoich czasów. Jednak jak się okazuje, Coulson i jego zespół będą musieli zmierzyć się z zagrożeniem, które pojawi się ze strony sojuszników. W nowym epizodzie przede wszystkim w pewnym momencie bardzo zwalniało tempo akcji, przez co czasami dało się odczuć, jak cała akcja zbytnio się wydłuża, nie oferując w zamian żadnej pełnej napięcia sceny lub ciekawego rozwiązania fabularnego. W tym wypadku słabiej niż poprzednio wypadł wątek związany z naszymi bohaterami i grupą ludzi przebywających na powierzchni. Interesujący był jedynie element tej opowieści, który poruszał sprawę postrzegania czasu przez Robin i jej alternatywnej wizji, w której to May ją wychowała po odejściu matki. Ta więź pomiędzy bohaterkami została bardzo dobrze ukazana i to wszystko świetnie prezentowało się na ekranie. Niestety pozostałe sprawy agentów, w tym relacja Daisy i Deke'a, dywagacje Fitza i Simmons na temat wykorzystania monolitu, a także działania Coulsona mające na celu wyciągnięcie od Robin informacji, nie prezentowały się już tak dobrze. Szkoda, bo sytuacja, w której znaleźli się nasi bohaterowie, umożliwiała lepsze rozwinięcie ich rysów psychologicznych. Trochę lepiej prezentował się za to wątek związany z Mackiem, Yo-Yo i Flintem, którzy musieli zmierzyć się z chmarą Karaluchów w bunkrze. Twórcy w bardzo ciekawy sposób rozwijają relację pomiędzy młodym, świeżo upieczonym Nieczłowiekiem a dwojgiem doświadczonych w boju agentów. Całość odbywa się na zasadzie interakcji uczeń-mistrzowie, bardzo dobrze ogląda się jak Yo-Yo i Mack dają kolejne rady chłopcu związane z jego mocami ale także wpajają mu różne życiowe zasady oraz roztaczają nad nim swoją troskę. Jednak świetnie, że nie jest to związaniem z odłączeniem młodego bohatera od niebezpieczeństwa z jakim muszą się zmierzyć agenci, ale opiera się to na przyspieszonym kursie obchodzenia ze swoimi umiejętnościami w ekstremalnych warunkach. Najlepiej oddają to sceny, w których Flint, Mack i Yo-Yo wyruszają do strefy, w której przebywają Karaluchy. Flint, jak widać, w tych sekwencjach jest już nie tylko pełnoprawnym członkiem zespołu, ale z czasem przejmuje także inicjatywę. O tym, że młody Nieczłowiek będzie bardzo ważny dla dalszej fabuły świadczy również cliffhanger odcinka, w którym wydaje się, że Flint może pomóc agentom w powrocie do domu. Słabo w najnowszym epizodzie wypadły czarne charaktery, które mogliśmy zobaczyć w opowieści. Voss i reszta ekipy z powierzchni po prostu zostali potraktowani jako rodzaj antagonistów tygodnia, którzy posłużyli za jednorazowe wypełnienie, zanim do historii powróci wątek związany z Kasiusem i jego wielkimi ambicjami. Ciężko uznać ich w ogóle za pełnoprawnych złoczyńców, ponieważ twórcy nie za bardzo wdawali się w rozwijanie rysów psychologicznych tych postaci. Dostaliśmy tylko krótkie przedstawienie ich przywódcy, następnie mało ciekawy twist fabularny i szybkie rozprawienie się z przeciwnikami. Całość miała pewien rodzaj bezbarwnego charakteru. Dlatego nie mogę się doczekać powrotu Sinary, która właśnie wyruszyła na polowanie na agentów, a już w poprzednim odcinku jej przemiana zapowiadała, że będzie bardzo dobrym czarnym charakterem. Nowy odcinek Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. nie był pozbawiony błędów wynikających między innymi ze słabego tempa prowadzenia narracji czy źle rozwijanych wątków niektórych postaci. Jednak koniec końców epizod nie oglądało się, źle, a kilka rozwiązań fabularnych i zarysowanie nowych wątków prezentowało się bardzo dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj