Zgodnie z zapowiedziami piąty epizod to wyprawa kapitana Flinta i jego załogi, którzy wyruszyli w pościg za okrętem z bronią. Większość tego czasu pozwala odetchnąć od zbyt sztampowego, nudnego klimatu wyspy i poczuć trochę morskiej przygody. Pościg pokazujący trudy sterowania okrętem oraz strategiczny plan abordażu to motywy, które działają tutaj wyśmienicie. Mieszane odczucia pojawiają się, gdy dochodzi do walki, gdyż wówczas dostajemy pseudoartystyczną papkę, którą twórcy ukazują z punktu widzenia okularnika nigdy wcześniej nie biorącego udziału w akcji. Z tego powodu cała warstwa rozrywkowa scen walk ugina się pod nie najlepszym konceptem ukazania bitwy. Przypuszczam, że chciano pokazać różnice natury ludzkiej pomiędzy krwiożerczymi piratami i zwyczajnymi ludźmi oraz to, że człowiek staje się taki z powodu okoliczności, gdy musi walczyć o życie (scena z przegryzaniem szyi). Szkoda, że pomysł ten jest dobry tylko na papierze, bo po dość mdłych trzech odcinkach Black Sails potrzebowało rozruszania, a nie eskalacji nieudanych pomysłów.
Problemem są papierowe postacie, którym brak jakiegokolwiek rozwoju. Nadal nie wiem, po co w tym serialu zapychacz w postaci Max. Nie ma ona żadnego znaczenia dla fabuły, a jej związek z Eleanor i wpływ na poczynania kobiety jest znikomy. Czy naprawdę twórcy myślą, że dziwaczne sceny aborcji i spojrzeń dwóch najbardziej stereotypowych postaci w tym serialu to coś, czego widz oczekuje?
[video-browser playlist="633780" suggest=""]
Kompletnie rozczarowuje Vane, który po dość krwawym zakończeniu poprzedniego odcinka przejmuje burdel i nic z tym nie robi. Nie panuje nad załogą, jedynie czeka. Spodziewałem się jakiejś aktywności i odzyskania wigoru, a nie takiej nadzwyczajnej bierności. Rozumiem, że Vane czeka na rozwój wypadków z wpływami na wyspie, ale nic z tego na razie nie wynika.
Postać Eleanor w tym odcinku jest straszliwie irytująca. Trudno uwierzyć, że bez protekcji ojca ktoś w tych czasach może traktować kobietę poważnie. Niby twórcy silą się na pseudorealizm, a jednocześnie oferują nam wątki tak mało wiarygodne. Bez Flinta Eleanor praktycznie nie ma zauszników, więc aż dziwne, że ktokolwiek w tej sytuacji chce ją wysłuchać. Bardziej prawidłowa wydaje się reakcja ludzi Vane'a, którzy chcą z nią zrobić porządek. Nie potrafię uwierzyć twórcom Black Sails, że postać tak wyzwolonej kobiety bez wpływów ojca może w ogóle być brana pod uwagę przez brutalnych piratów.
Połowa sezonu za nami, a Black Sails nadal rozczarowuje - nuda, papierowe postacie, kiepskie wątki i przeciętna realizacja. Jak widać, nawet kablówki nie zawsze robią dobre seriale.