Alienista już w pierwszym sezonie budził mieszane uczucia wśród widzów. Jedni dali się porwać klimatowi serialu i niepokojącemu śledztwu, a drudzy wytykali banalność fabuły. Na pewno też nie zyskał sympatii wśród czytelników książki o tym samym tytule, którą produkcja dosyć luźno się zainspirowała. Drugi sezon Alienisty również czerpie inspiracje z kontynuacji powieści Caleba Carra pt.: Anioł Ciemności i efekty są bardzo podobne. Więc kto liczył na wzrost jakości pod względem fabuły lub nieco wierniejszej adaptacji książki, poczuje się ponownie rozczarowany. Nowy sezon znowu opowiada historię bardzo powierzchownie, a aktorzy robią, co mogą, aby choć trochę nadać swoim postaciom indywidualnego charakteru. Mimo to nie zmieniła się też inna rzecz – wciąż świetnie i z zainteresowaniem ogląda się ten serial. Nowy sezon oznacza nowe śledztwo. Tym razem skupimy się na pościgu za mordercą niemowlaków, który porywa i zabija je w bestialski sposób. Zostaje to jasno nakreślone już w pierwszym odcinku, przez co aura tajemniczości nieco się ulatnia. Jednak zaczął się on z przytupem, bo od wyroku skazującego kobietę na śmierć na krześle elektrycznym. Już wydawało się, że postać Sary w końcu się rozkręci, bo ekspresyjnie walczyła o życie skazanej, ale to był tylko chwilowy zryw. Wszystko wróciło do normy w kolejnym epizodzie, choć bohaterka poczyna sobie śmielej, jak wtedy, gdy groziła bronią, ratując Moore'a. Mimo wszystko to właśnie u panny Howard dokonało się najwięcej zmian - założyła własną agencję detektywistyczną, w której zatrudnia same kobiety. W pierwszym sezonie motyw emancypacji kobiet zawitał na krótki moment, ale szybko przepadł na rzecz śledztwa. Druga seria jakby śmielej podchodzi do tego tematu, pokazując kobiecy protest pod więzieniem czy inicjatywę Sary. Na pewno warto go zgłębić, ponieważ serial na tym skorzysta, wprowadzając do fabuły coś wartościowego. A dodatkowo przybliży realia życia końcówki XIX wieku, co jest największą zaletą Alienisty. Drugi odcinek nie zwalnia tempa, a fabuła tak pędzi, że chwilami trudno się połapać, skąd wzięły się pewne poszlaki i śledcze wątki, jak ten z Goo Goo Knox. Znowu też śledztwo sabotuje mąciwoda Byrnes, chociaż tym razem ma znacznie ciekawszych „przyjaciół” spod ciemnej gwiazdy - Hearsta i doktora Markoe. Z kolei główni bohaterowie, doświadczeni sprawą Beechama, sprawnie ze sobą współpracują, wykorzystując nabyte umiejętności. Z jednej strony serial przestaje fascynować poprzez to, że postacie są obeznane w technikach śledczych i przesłuchaniach tamtego okresu, więc brakuje mu tego ekscytującego elementu odkrywczości. Również rzucane od czasu do czasu przez bohaterów regułki behawiorystyczne, analizy psychologiczne i wnioski czasem brzmią sztucznie, byle tylko posunąć śledztwo do przodu. Ale z drugiej strony pozwala to historii na szybki rozwój i wartką akcję, dzięki czemu w serialu nie ma miejsca na nudę. Efektem ubocznym jest jednak mniejsza rola samego alienisty, który nie wydaje się już taki wszechwiedzący. Kreizler przestaje być centralną postacią Alienisty, a do tego scenariusz nie pomaga Danielowi Brühlowi, aby jego bohater miał coś sensownego do powiedzenia i zdziałania. Póki co wkrada się dużo mechaniczności w poczynania tej postaci, co może wynikać z pośpiechu śledztwa. Scenariusz bardzo ogranicza grę aktorów, którzy muszą opierać się na tym, co udało im się wypracować w poprzednim sezonie. Krótko mówiąc – Daniel Brühl, Dakota Fanning i Luke Evans robią swoje. Natomiast cieszy to, że twórcy poświęcili chwilę uwagi Johnowi Moore’owi, któremu dopisano przyziemne życie prywatne i pracę w gazecie. Teraz ten bohater nie snuje się bez celu i nie wydaje się oderwany od rzeczywistości. Warto też wspomnieć o nowej, bardzo solidnej obsadzie, która urozmaica drugi sezon. Michael McElhatton (Markoe) i Matt Letscher (Hearst) wzbogacają historię, grając przekonująco, a Bruna Cusí (Isabella Linares) to dobry wybór do roli cierpiącej, hiszpańskiej matki. Wygląda też na to, że Doyle (Martin McCreadie) z powodzeniem przejmie pałeczkę irytowania widzów po kapitanie Connorze. Takie postacie też są potrzebne! Alieniście można naprawdę wiele zarzucić, ale nie zmienia to faktu, że dobrze się go ogląda. Niezmiennie kostiumy robią ogromne wrażenie. A do tego bardzo wiarygodne odwzorowanie XIX-wiecznych nowojorskich ulic, pozwala uwierzyć w ten świat i dać się mu pochłonąć. Tylko klimat wydaje się jakby mniej upiorny i mroczny, co może wynikać z większej liczby scen podczas dziennego oświetlenia. Mimo to serial zachował swój niepowtarzalny styl, więc sprawia wiele przyjemności pod względem wizualnym. Alienista zalicza dobry start tymi dwoma pierwszymi odcinkami. Co prawda odczuwa się duży pośpiech w fabule, bo w końcu twórcy musieli upchać ponad 800 stron powieści w osiem odcinków, ale śledztwo wzbudza zainteresowanie. Wątki poboczne też prezentują się intrygująco, choć szybkość, z jaką przeskakujemy między nimi, dezorientuje. Ponadto serial dalej bazuje na szokowaniu widzów makabrycznymi obrazkami, co dodaje Alieniście emocji i odwraca uwagę od jego niedoskonałości. Ważne, że produkcja jeszcze nie straciła swojego specyficznego uroku, który skutecznie potrafi wciągnąć w tę historię. Niecierpliwie czekam, co się dalej wydarzy!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj