Po raz pierwszy akcja odcinka toczyła się cały czas tylko w jednej lokacji. Niektórzy mogą powiedzieć, że twórcy sami wbijają sobie gwóźdź do trumny. Nic bardziej mylnego. Jedna lokacja była właśnie jednym z kluczy do sukcesu. Drugim - dwie naprawdę niesamowite Alphy. Natomiast to wszystko uzupełniała wartka akcja, której w ostatnich odcinkach mieliśmy jak na lekarstwo.
Zacznijmy jednak od fabuły. Ta nie skupiała się wyłącznie na jednej historii, ale nawiązała do wątku głównego. Co więcej rozbudowała go. Mogliśmy dowiedzieć się naprawdę dużo o „Czerwonej Fladze”, jej celach i zadaniach. Wreszcie widać, że twórcy mają jakiś zamysł, koncepcję. Może jest to spowodowane zbliżającym się finałem, a może taki był plan, żeby dopiero teraz ujawnić pewne rzeczy, niemniej jednak było to strzałem w dziesiątkę. Widz mógł poznać nieco więcej głównego wątku, dostać odpowiedzi, na które czekał i zadać nowe, ciekawe i intrygujące pytania. Mógł poczuć, ze produkcja SyFy dokądś dąży, ma jakiś zamierzony cel.
[image-browser playlist="607975" suggest=""]©2011 Syfy
Alphy także powróciły na najwyższym poziomie. O ile na przestrzeni dotychczasowych odcinków dostaliśmy 2-3 ciekawe jednostki z niezwykłymi umiejętnościami, to teraz otrzymaliśmy razy dwa. Dr Kern, czyli Alpha soniczna, to jeden z najciekawszych przypadków. Potrafi robić rzeczy, o których się nie śniło filozofom. A może raczej obserwujemy przekucie nauki w czyn. Natomiast „niezaakceptowana zmienna” lub „Ronin” to kobieta, która potrafiła wykorzystać tzw. martwy punkt, który jest winą jednego z naszych zmysłów, czyli wzroku. Niezwykle zabawne było obserwowanie ducha poruszającego się po biurze DCIS. Natomiast sam martwy punkt (obszar, którego człowiek nie jest w stanie dostrzec) jest oczywiście jawnym odniesieniem do tytułu odcinka. Dwie Alphy z takimi umiejętnościami – twórcy zasługują na więcej niż piątkę z plusem. Zaskoczyli widza po raz kolejny w ciągu tych 45 minut.
Pozwolę sobie jeszcze wspomnieć o efektach specjalnych, które były tym razem dobrze dobrane i użyte z głową. Ponadto, jak już wcześniej wspominałem, „Blind Spot” był przepełniony akcją i emocjami, co sprawiało, że widz nie czuł się znużony, a w połączeniu z resztą całość stanowiła mieszankę wybuchową. Niestety twórcy nie uniknęli kilku drobnych błędów. Dr Rosen po raz pierwszy wydawał się zagubiony i jakiś sztuczny. Było to spowodowane albo źle napisanym scenariuszem dla tej postaci, albo może aktor miał gorszy dzień. A szkoda, bo odcinek miał aspiracje na bycie tzw. „crème de la crème” produkcji Syfy. Druga wpadka to wątek romansu Hicksa z Niną. Nie został jakoś dobrze rozwinięty oraz poświęcono mu za mało czasu, żeby można było dobrze ukazać tę relację. Przez to wydawał się takim dopchniętym do odcinka, aby wypełnić czas antenowy. Przecież można było tego uniknąć, rozwijając wątek „Czerwonej Flagi”. Ponadto jak zawsze śmieszył Gary z legitymacji DCIS w najmniej oczekiwanych momentach, a Bil bez swych umiejętności był, że tak powiem, ciekawą zmienną.
[image-browser playlist="607976" suggest=""]©2011 Syfy
Przerwa wyszła serialowi na dobre. Odbił się od dna i znowu zaczął intrygować i wciągać, a tego przecież oczekujemy od takiej produkcji. Ciekawa fabuła, interesujące postacie, sporo akcji i humoru – oby tak dalej, bo jak wiemy, twórcy już nie raz w tym sezonie zaprzepaścili taki potencjał.
Ocena: 7+/10