Niesamowite historie, nowy serial Apple TV+, to produkcja utrzymana w charakterze antologii – każdy odcinek przedstawia nam zupełnie inną „niesamowitą historię”, stanowiąc zbiór krótkich opowiastek, które możemy oglądać niezależnie od siebie. Pilotowym epizodem zdecydowano się uczynić The Cellar, historię o piwnicy, w której można przenosić się w czasie. Wraz z głównym bohaterem, Samem (Dylan O'Brien), przenosimy się zatem przypadkiem do roku 1919, w którym poznajemy smutną Evelyn (Victoria Pedretti). Dwójka szybko znajduje wspólny język i staje przed dylematem do rozwiązania – pozostać w pełnych ograniczeń realiach 1919, a może spróbować wspólnego skoku do teraźniejszości? Niesamowite historie bynajmniej nie są „strasznymi historiami”, więc jeśli liczyliście na coś w rodzaju Gęsiej skórki, możecie się lekko zawieść. Zgodnie z zapowiedziami będą to opowieści o przeciętnych ludziach, którym zdarzają się wyjątkowe rzeczy i doświadczenia – twórcy prawdopodobnie mają przeróżne historie w rękawie, jednak pierwsza z nich raczej nie wbija w fotel. Powiedziałabym tak - jeżeli pilotowy odcinek nowej produkcji miał być najmocniejszym epizodem, Amazing Stories zapowiadają się raczej przeciętnie. Trwająca blisko godzinę zegarową historia toczy się raczej powoli i tylko raz na jakiś czas proponuje widzom dynamiczniejsze zwroty akcji. Sama opowieść o skokach w czasie oczywiście ma potencjał – twórcy mogli pozwolić sobie na wykreowanie dwóch zupełnie różnych światów i uwypuklanie różnic między nimi. To temat raczej łatwy do ogrania, oparty na kontrastach i uczeniu się siebie nawzajem – czuć, że bohaterowie z dwóch stuleci są sobą zafascynowani i rzeczywiście, chemia między nimi jest na ekranie bardzo wyraźna, a motyle w brzuchu niemal udzielają się także widzowi. Z perspektywy historii miłosnej opowieść jest wdzięczna, momentami wzruszająca. Kiedy jednak na scenę ma wkroczyć dramatyzm, robi się trochę zbyt przewidywalnie, by mogło to wzbudzać większe napięcie. Ponadto, epizod w pewnym sensie pada ofiarą swojego tematu – opowieść jest ograniczona i zamyka się w godzinie, co moim zdaniem nie wystarczy na to, by odpowiednio ją zbudować. Tego typu historia bardziej nadawałaby się na miniserial, w którym wszystkie wątki miałyby wystarczająco dużo czasu, by wybrzmieć. Tutaj tymczasem wszystko bardzo szybko się zmienia, co często utrudnia wzięcie tej historii na poważnie. Widać to zwłaszcza po zachowaniu bohaterów, które przy takim tempie opowieści wydaje się momentami irracjonalne - z samą wielką miłością od pierwszego wejrzenia na czele. Z całym szacunkiem dla gry aktorskiej, która tutaj nie zawodzi - scenariuszowo wypadałoby to jednak rozwiązać lepiej. Twórcy serialu operują zamkniętymi i niezależnymi od siebie opowieściami, za które odpowiadają inne zespoły reżyserów czy scenarzystów. Jednak jak się okazuje, nawet to nie uchroniło pierwszego odcinka przez niedociągnięciami i pojawiającym się raz na jakiś czas brakiem logiki. Otóż - w serialu wychodzimy z założenia, że przeskok w czasie możliwy jest wyjątkowo rzadko i że Sam, doświadczając go, był tym przypadkiem jednym na milion. W dalszej części odcinka rzeczywiście utrzymuje się nas w tym przekonaniu, pokazując, z jakim wytęsknieniem bohaterowie czekają na kolejną okazję. Tymczasem chwilę później, w najbardziej dynamicznej części epizodu, Sam skacze tam i nazad wtedy, kiedy tylko mu się podoba – w takiej sytuacji całość przestaje sprawiać wrażenie wyjątkowej, a historia po prostu robi się naiwna. Można to odebrać trochę tak, jakby twórcom spieszyło się do finału i jakby odłożyli logikę na półkę, bo na budowanie ciągu przyczynowo-skutkowego trochę już im brakuje czasu. Co prawda nie warunkuje to odbioru, a historia klei się nawet mimo tego, jednak takie elementy trochę uderzają w oczy. Jeżeli chodzi o grę aktorską, O'Brien i Pedretti rzeczywiście dają z siebie wszystko. Bohaterowie grani przez nich są autentyczni, prawdziwi, trochę nieroztropni i w gorącej wodzie kąpani, ale w dalszym ciągu ludzcy, za co oczywiście należy się plus. Na pochwałę zasługuje zwłaszcza aktorka, która ma nieco więcej okazji, by zagrać emocjami – jej Evelyn budzi pozytywne emocje i sprawia, że z łatwością możemy ją polubić i kibicować jej w postanowieniach. Sam natomiast, przy całej swojej odwadze i determinacji do działania, zdaje się być trochę pobieżnie nakreślony na kartkach scenariusza – to właśnie on jest postacią, która doświadcza wielkiej wewnętrznej przemiany, jednak ja nie czuję jej logicznego przebiegu. W początkowych scenach przedstawiano go jako kolesia, który tylko przebiera między dziewczynami w aplikacjach randkowych, by chwilę później pokazywać go jako zakochanego na zabój i gotowego do wszelkich poświęceń superbohatera, który za Evelyn może skoczyć w ogień. Uczucie między tą dwójką narodziło się zbyt szybko, by tak po prostu uznać postępowanie bohaterów za naturalne, logiczne i właściwe. Amazing Stories to serial, który trudno ocenić z góry, bowiem każdy odcinek może przedstawiać zupełnie inną jakość. Po seansie pilotowego epizodu pozostaję jednak lekko zawiedziona, bo moim zdaniem dałoby się wycisnąć z niego coś więcej. Na razie z czymś "niesamowitym" niewiele ma to wspólnego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj