Nowy epizod American Gods rozwija historię rozpoczętą cliffhangerem w poprzednim odcinku. Cień przegrywa z Czernobogiem pojedynek w warcaby i musi poddać się karze śmierci wykonywanej przez boga z młotem. Jednak za namową jednej z sióstr Zoryi decyduje się wyzwać Czernoboga na rewanż. Pan Wednesday ma dla swojego ochroniarza także inne zadanie. Cień ma mu pomóc w napadzie na bank. W międzyczasie w scenach nie związanych z fabułą poznajemy kolejne stare bóstwa. Chciałbym właśnie zacząć od tych sekwencji, które mają za zadanie wprowadzić nam do historii bogów i mityczne postacie z różnych wierzeń. Mimo że pozornie niezwiązane z fabułą, wydaje mi się, że będą dla niej bardzo ważne. Od początku stanowią istotną część serialu. To naprawdę interesujące, bardzo dobrze zrealizowane sceny, które są ciekawym urozmaiceniem dla głównej historii. Szczególnie spodobała mi się sekwencja, która przedstawiła nam jednego z najważniejszych bogów egipskich, Anubisa. Scena, w której pojawia się, aby zabrać kobietę, która nawet nie zdaje sobie sprawy, że właśnie umarła, została wykonana w mistrzowski sposób. Widz do końca nie orientuje się, o co w niej tak naprawdę chodzi, dopóki nie zobaczy na ekranie leżącego na ziemi ciała kobiety. Dodajmy do tego piękną wizualnie sekwencję na pustynnych piaskach, gdzie Anubis poddaje zmarłą rytuałowi z ważeniem dobrych i złych uczynków. Coś fantastycznego. Od początku bardzo ciekawą postacią jest Cień. Tajemniczy, z wieloma sekretami ukrytymi pod płaszczem gruboskórnego twardziela. Tak naprawdę do tej pory mało wiemy o tym bohaterze. Bardzo ważnym elementem od początku serialu są senne wizje Cienia, które tutaj przerodziły się nawet w sny na jawie. Wydawać by się mogło, że to właśnie te chochliki wyobraźni kierują postępowaniem bohatera, jednak sami nie możemy stwierdzić, co jest w tym serialu prawdą, a rzeczywistością, co jest bardzo dobrą grą twórców z psychiką widza. I właśnie ten odcinek jest tego najlepszym przykładem. Sam Cień nie może ufać temu, co mu podpowiada jego umysł, nie wie, czy poddać się temu i uwierzyć w to, co niemożliwe w przyziemnym świecie. Ricky Whittle, który wciela się w Cień, świetnie oddaje wszelkie rozterki, wahania swojej postaci, a scenarzyści umiejętnie prowadzą narrację, dając podpowiedzi, a jednocześnie myląc tropy. Jednak, jak można także zauważyć, ten odcinek okazuje się równocześnie bardzo psychodeliczny oraz mocno przyziemny, co dobrze oddaje scena, w której pokazane zostało, jak Pan Wednesday zdobywa pieniądze. Bogowie w tej produkcji są uczłowieczeni w największym możliwym stopniu i ta sekwencja z „napadem” na bank jest tego zabawnym i dobrym przykładem. Ian McShane po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Widać, że ta rola jest stworzona dla niego i doskonale się w niej odnajduje. Bardzo dobrze balansuje na granicy pewnej majestatyczności i kontrolowanego kiczu. Ciekawą postacią jest również Sweeney, którego wątek poboczny w odcinku związany ze zgubieniem szczęśliwej monety oglądało się naprawdę dobrze. Jego perypetie z dotarciem do naszych bohaterów, choć bardzo drastyczne, były miłym fabularnym dodatkiem. Twórcy zakończyli epizod też świetnym cliffhangerem, w którym żona Cienia została przywrócona do życia. Nowy odcinek American Gods nie pobił poziomem poprzedniego epizodu, jednak nadal prezentuje bardzo dobrą jakość. Pozostaje czekać na kolejną porcję przygód Cienia i Pana Wednesdaya.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj