W Christina's World zaserwowano nam American Gothic w całej beznadziejnej okazałości. Tylko w tym serialu zupełnie niepotrzebny wątek z babcią walczącą o życie swoich kotów mógł podpowiedzieć policji, że dzwoneczkowym zabójcą jest ktoś zupełnie inny, niż do tej pory zakładano. Niesamowite. Samobójcza śmierć ogrodnika z poprzedniego odcinka miała być odpowiedzią na wszystkie nurtujące bohaterów pytania. Policja pierwotnie założyła, że to właśnie on był mordercą i ze strachu przed odkryciem prawdy popełnił samobójstwo. Większość rodziny cieszyła się, że zarzuty wobec nich zostaną oddalone, ale Tessa i Brady musieli kłócić się o włosy ze szczotki, które zostały poddane analizie. Ponownie zatem pojawiają się zupełnie niepotrzebne w moim odczuciu wątki: niesmaczna sprawa z bohaterką bez stopy, którą straciła w wypadku w tunelu, narkotykowe życie Cama i jego byłej żony oraz wątek z nową kochanką Alison. Eva Tyler, kobieta, która straciła stopę w wymienionym wyżej wypadku, miała w sobie sporo charyzmy, którą - mam nadzieję - zaraziła chociaż część serialowej obsady. Jej krótkie pojawienie się na ekranie było ważne tylko dla rozbudowania wątku kampanii wyborczej Alison, która aby ratować siebie i firmę, zawarła sojusz z konkurentem w wyścigu o fotel burmistrza. Fanatyczka kotów odkrywająca nowe poszlaki w śledztwie, narkotykowe ekscesy, kobieta bez stopy i włos z grzebienia - to napędzało akcję w Christina's World. Ręka drżała mi przed włączeniem kolejnego odcinka, ale... nie żałuję! The Artist in His Museum okazał się być najlepszym odcinkiem w całym dotychczasowym sezonie. Ponownie uwaga policji skierowała się na rodzinę Hawthorne'ów. Oskarżenia padają więc na Cama, którego pasek był znaleziony przy ostatnim zabójstwie w tunelu. Detektyw Brady z jednej strony zaczął jeszcze poważniej wykonywać swoje obowiązki, a z drugiej starał się być wierny żonie. Po raz pierwszy nie był irytujący w swoich poczynaniach, co już jest sporym postępem. Cała rodzina oferuje Camowi pomoc w związku z zamieszaniem wokół jego osoby, odcinek skupia się więc na tym właśnie bohaterze i jego wspomnieniach, które odkrywają ciekawe wątki. Wreszcie było widać duże przywiązanie rodziny, zgranie i miłość, którą obdarzają siebie nawzajem jej członkowie. Było to przyjemne i naturalne, co również jest sporym progresem względem poprzednich odcinków. Najlepiej jednak wypadła Maddie, za którą nie przepadam, ale jej sprytne posunięcie pokazało jej prawdziwe intencje. Po raz kolejny niewiele się działo, jeśli chodzi o dzwoneczkowego zabójcę, ale ten odcinek naprawdę był dobry. Skupiał się na istotnych sprawach i był pozbawiony idiotycznych wątków, które nic nie wnosiły do fabuły. Bohaterowie wreszcie byli naturalni i podążali drogą, którą powinni iść od samego początku. Jeśli kolejne odcinki okażą się tak dobre jak The Artist in His Museum, to istnieje nadzieja, że produkcja ta będzie przyzwoitym średniakiem, a nie fatalnym zapychaczem letniej ramówki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj