Niestety nie można oprzeć się wrażeniu, że to wszystko już gdzieś było. A gdzie dokładnie? Oczywiście w pierwszym sezonie (Murder House). Mamy małżeństwo, które traci dziecko. Wiedzeni impulsem i nadzieją na lepszy, nowy początek, kupują dom. Niestety nie zostają uprzednio poinformowani o jego przerażającej historii i sami stopniowo odkrywają szokującą prawdę. W domu dzieją się rzeczy, których logicznie nie da się wyjaśnić, choć bohaterowie początkowo próbują to zrobić. Umysł walczy z kolejnymi dowodami na to, że istnieje „coś”, co wymyka się wszelkim racjonalnym tłumaczeniom. Wszystkie znaki na niebie i ziemi niemalże krzyczą – uciekać stąd! A jednak zostają. Bezpośrednim nawiązaniem do pierwszego sezonu American Horror Story jest już sam motyw przewodni. Legenda o Roanoke pojawiła się tam w momencie, gdy Violet szukała pomocy przy wypędzeniu duchów z domu. Kto wie, może w kolejnych odcinkach nawiązań będzie jeszcze więcej? Może szykuje się ładna klamra, jako że mówi się, iż to ostatni sezon AHS? Poznajemy tragiczną historię domu, który zamieszkują główni bohaterowie. Słyszymy ją z ust Briana O’Hare, który tym razem wciela się w rolę tajemniczego pisarza. Mężczyzna nagrał video, które znajdują Matt oraz Shelby, i właśnie ten film dodał ostatniemu odcinkowi klimatu i spowodował, że widz, przynajmniej przez chwilę, mógł poczuć napięcie, którego doświadczało się w poprzednich sezonach. To właśnie dzięki niemu odkrywamy rąbek historii poprzednich właścicieli domu – sióstr prowadzących własny dom opieki. Okazuje się, że rozgrywały się tam sceny rodem z horroru, których pozostałości zamaskowane zostały gustownymi tapetami. Co więcej, pozostali „domownicy” tajemniczej posiadłości coraz śmielej ujawniają swoją obecność. Przeszłość zamknięta w czterech ścianach zaczyna dobijać się do drzwi teraźniejszości. Nastrój budowały także mroczne ujęcia spowitego mgłą lasu, który został ukazany jako labirynt prowadzący do tajemniczych i niepokojących zakamarków przypominających miejsca kultu czy starodawnych obrzędów. Warto również przytoczyć, że dziecko, a konkretnie córka Lee, przedstawione zostało jako ktoś, kto widzi więcej niż dorośli. Można nawet powiedzieć, że stała się ona łącznikiem między światem rzeczywistym a tym „czymś”, co okupuje dom. Jestem ogromnie ciekawa, jak ten wątek zostanie poprowadzony dalej. Konwencja paradokumentu, w której sezon jest utrzymany, nie zachwyca. Gdy na ekranie oglądamy wydarzenia mające miejsce w nawiedzonym domu, jest klimat, napięcie, jakaś tajemniczość. To wszystko pryska jak bańka mydlana, gdy pojawiają się wstawki z wypowiedziami bohaterów. Po pierwsze, wygląda to dosyć sztucznie i bardzo nieautentycznie, a z pewnością nie taki zamiar mieli twórcy American Horror Story. Po drugie, widz może odetchnąć z ulgą – bohaterowie są cali i zdrowi, może jedynie trochę poturbowani psychicznie. Zastanawiający jest co prawda dobór innych aktorów do dokumentalnych wstawek. I kto wie, może to właśnie dyskretny znak, że kryje się w tym jakiś głębszy zamysł, który jeszcze nas wszystkich zaskoczy. Bardzo na to liczę, bo na razie nie jest to atut serialu. Wciąż czekamy na pojawienie się kolejnych bohaterów, którzy wniosą coś zaskakującego do nowego sezonu AHS. Na razie twórcy dawkują widzom emocje, akcja toczy się w wolnym tempie, a napięcie powoli narasta. Stopniowo poznajemy historię, która ma ogromny potencjał. Po pierwszym odcinku, który dla mnie był rozczarowaniem, muszę powiedzieć, że jest coraz lepiej. Oby tendencja wzrostowa się utrzymała.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj