W najnowszym sezonie American Horror Story robi się bardzo klimatycznie. W trzecim odcinku serialu na pierwszy plan wychodzą koloniści z Roanoke. Zapowiada się obiecująco.
Granica między rzeczywistością a światem nadnaturalnym powoli się zaciera. Główni bohaterowie, w zaistniałych okolicznościach, zostają zmuszeni otworzyć oczy nieco szerzej i przyjąć istnienie czegoś, czego logicznie nie da się wyjaśnić. Oczywiście w dalszym ciągu starają się znaleźć wyjaśnienie dla zjawisk z pozoru niewytłumaczalnych. Zdarzeniem, które staje się do tego pretekstem, jest zaginięcie córki Lee. W domu bohaterów pojawia się tajemniczy mężczyzna, medium, w którego skuteczność i przydatność dla sprawy z początku wszyscy wątpią. Jednak matczyna miłość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Trzeba przyznać, że postać medium dosyć często powraca w kolejnych sezonach
American Horror Story. Jak dobrze pamiętamy, z usług medium bohaterowie korzystali już w pierwszym (
Murder House). Ten motyw pojawił się również w piątej odsłonie produkcji (
Hotel). Krótko mówiąc, to już dla widza żadna nowość. Dosyć przewidywalny zabieg, tak jak i początkowe niedowiarstwo bohaterów. Jednak nie zrażamy się i czekamy, jak tym razem potoczy się ten wątek.
W szóstym sezonie medium łączy się z duchem Thomasine White (w tej roli Kathy Bates) i dzięki temu stopniowo odkrywamy historię kolonistów z Roanoke. Jej bohaterowie z marginalnych postaci stają się jednym z ważniejszych elementów najnowszego sezonu. Duchy zmarłych kolonistów postanawiają bronić swojego terenu, na którym znaleźli się intruzi – Lee, Matt i Shelby. Wszystkie paranormalne zjawiska, których świadkami byli główni bohaterowie, stanowiły dla nich swego rodzaju ostrzeżenie, że z pewnością w tym miejscu nie czeka ich nic dobrego. Gra toczy się dalej.
Twórcy serialu dawkują widzom emocje, powoli budując napięcie. Można powiedzieć, że w najnowszym odcinku
American Horror Story skupiono się bardziej na tym, by stworzyć specyficzny klimat ubarwiający opowiadaną historię niż na przestraszeniu widza. Jak dla mnie na plus. Nastrój, jaki udało się zbudować, jest ogromnym atutem tego odcinka. Tworzy on atmosferę tajemniczości, doskonale pasującą do przedstawionej historii. Jest trochę niepokojąco, trochę mrocznie, czyli tak, jak fani
American Horror Story lubią najbardziej. A ujęcia w lesie to majstersztyk! Wtedy czuje się ten klimat, zagubienie i niepewność bohaterów. Wydawać by się mogło, że wraz z wejściem w las spowity ciemnością znajdują się oni w innym wymiarze, a duchy, które zamieszkują ten teren, bawią się z nimi w kotka i myszkę. W końcu to one tam rządzą.
W najnowszym odcinku serialu dostaliśmy także jasny sygnał, że
My Roanoke Nightmare to program dokumentalny, w którym przedstawiana jest historia Matta, Shelby oraz Lee. Co prawda większość fanów domyślała się tego, jednak ten odcinek nie pozostawia już absolutnie żadnych złudzeń. W niektórych ujęciach mogliśmy słyszeć zza kadru głos mężczyzny dopytujący bohaterów o pewne elementy historii. Dostaliśmy także ujęcie z planu, gdy wskutek wybuchu emocji Lee trzeba było przerwać nagrywanie. W dalszym ciągu z niecierpliwością oczekuję na zwrot akcji, który odkryje przed nami tajemnicę skrywającą się za taką właśnie formą najnowszego sezonu.
Jest naprawdę dobrze, robi się bardzo klimatycznie. Historia kolonistów, którzy bronią swojej ziemi, przedstawia się obiecująco. Jak na razie jedyne, czego bym sobie życzyła w stosunku do najbliższych odcinków, to przynajmniej lekkie przyspieszenie tempa akcji i jakiś element zaskoczenia. Coś, co widza po prostu przestraszy. A przecież dobrze wiemy, że twórcy
American Horror Story potrafili to robić, i to dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h