Oto nadszedł oczekiwany plot twist. Dostajemy namiastkę prawdziwego życia wszystkich osób zaangażowanych w produkcję My Roanoke Nightmare, czyli przez pierwszą część odcinka oglądamy coś w stylu „Jak zmieniło się życie bohaterów po ogromnym sukcesie serialu”. Wgłębiamy się nieco w ich życie prywatne i z niemałym zaskoczeniem słuchamy o kolejnych zmianach, jakie w nich zaszły właśnie na skutek produkcji telewizyjnej. Co więcej, dowiadujemy się, że ogromny sukces, jaki odniósł program, zachęcił nieco zachłannego producenta do powrócenia na telewizyjne ekrany. Zamierza on uraczyć widzów kolejną historią osadzoną w dobrze już nam znanym, przeklętym domu. Jednak tym razem konwencja show ma być nieco inna. Możemy spodziewać się reality show, quasi Big Brothera, tylko w horrorowym wydaniu. Obserwując przygotowania ekipy filmowej, poznajemy też ciemniejszą stronę telewizyjnego świata, świata imponujących efektów specjalnych, które imitują prawdzie zdarzenia i mają na celu zamydlić oczy potencjalnym widzom. Widzimy jakimi prawami rządzi się ten biznes i zaczynamy poddawać w wątpliwość uprzednio opowiedzianą nam historię. W końcu, jak mówi jeden z bohaterów serialu – „rzeczywistość jest taka jaką tworzymy”. Jednak mimo wszystko zapowiada się, że jump scare’y przygotowane przez twórców nowego sezonu programu, nie będą potrzebne. Uczestnikom show z pewnością nie zabraknie wrażeń, które zostaną wywołane bardziej naturalnymi środkami. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że i tym razem duchy kolonistów, a także byłych mieszkańców domu, dadzą o sobie znać. Twórcy nie rezygnują z konwencji dokumentu, jednak tym razem wstawki z wypowiedziami bohaterów wypadają już naturalniej i mnie osobiście przestały już drażnić, choć już na wstępie otrzymujemy bardzo dużo informacji, które gdyby były ujawniane stopniowo, mogłyby z powodzeniem budować napięcie i wzbudzać więcej emocji. Jak na tacy zostaje podany fakt, że pięciu z sześciu uczestników programu zginie w niewyjaśnionych okolicznościach, a najnowszy sezon Return to Roanoke: Three days in hell nigdy nie doczekał się emisji. Choć kto wie, może to jedynie chwyt marketingowy producentów programu? A więc fabuła kolejnego dokumentu rysuje się następująco: w pamiętnym, nawiedzonym domu zostaje zamkniętych sześcioro uczestników. Atmosferę podsyca fakt, że zbliża się krwawa pełnia, jedyna noc, w czasie której, jak dobrze pamiętamy, duchy mogą zabijać. Osoby zamknięte w domu pod czujnym okiem kamer znajdujących się na każdym kroku będą musiały po raz kolejny przeżyć koszmar z Roanoke. Obserwując ich pierwsze, wspólne chwile na planie filmowym, możemy zauważyć podział, jaki dokonuje się w tej grupie. Aktorzy, odtwarzający jedynie poszczególne role w poprzednim dokumencie, tworzą niejako krąg wzajemnej adoracji. Wykazują raczej lekceważący stosunek do zdarzeń, które w niedalekiej przeszłości zaszły w tym tajemniczym domu, a także do osób, które przeżyły to wszystko na własnej skórze. Natomiast prawdziwi bohaterowie tej opowieści zmagają się ze skutkami (niestety w sporej mierze negatywnymi) wzięcia udziału w programie My Roanoke Nightmare. Zdają sobie także sprawę, że po raz kolejny będą musieli zmierzyć się ze złymi mocami, którymi dom jest przesycony. Wiedzą, że tym razem mogą już nie mieć takiego szczęścia, jak poprzednio. Mając na względzie traumę bohaterów związaną z tą nawiedzoną posiadłością, ogromnie dziwi mnie fakt, że poszkodowanych dosyć łatwo udało się namówić na powrót do niej. Któż chciałby wracać do miejsca, w którym omal nie zginął? Cóż, może w kolejnych odcinkach znajdzie się dla tego jakieś wytłumaczenie. Gdy po raz kolejny nieproszeni goście zjawiają się na terenie zamieszkiwanym przez kolonistów, znów zaczynają dziać się dziwne, niewytłumaczalne rzeczy. Dokładnie tak samo, jak podczas budowy domu, mają miejsce niewyjaśnione zjawiska, które są prawdopodobnie ostrzeżeniem ze strony zjaw. Ostrzeżeniem, które znów jest ignorowane. Dlatego możemy być pewni, że żądni krwi koloniści kolejny już raz będą zażarcie bronić swego terenu przed intruzami. Jednak tym razem nieco bardziej skutecznie. Napis MURDER został już skompletowany. Co będzie dalej albo raczej, kto będzie następny? Otrzymaliśmy upragniony zwrot akcji, twórcy serialu nas nie zawiedli. Sam pomysł jest interesujący, choć szczerze mówiąc, brakuje mi tego klimatu, który towarzyszył poprzednim sezonom. W przypadku szóstej odsłony produkcji postanowiono po prostu trochę poeksperymentować. Z początku konwencja dokumentu wzbudzała we mnie mieszane uczucia, teraz coraz bardziej przekonuje się do tej formy American Horror Story. Co prawda, mam zastrzeżenia do tego, że już na wstępie drugiej części tego sezonu ujawniono tak wiele faktów. Jednak, na szczęście jeszcze nie odarto zupełnie tej odsłony American Horror Story z tajemniczości. Nie ujawniono,  kim będzie ten szczęśliwiec, który to piekło przeżyje i mam nadzieję, że jeszcze przez pewien czas będą nas, widzów trzymać w niepewności, by zbudować odpowiednie napięcie i klimat, które były dotychczas mocnymi punktami tego serialu. W końcu to właśnie za nie American Horror Story uwielbiamy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj