W mediach społecznościowych i na forach poświęconych AHS dużo się mówi o zwrocie akcji, który wywróci do góry nogami bieżącą fabułę 1984. Podobno będzie to coś w stylu twistu z Roanoke, dzięki czemu kiczowaty slasher stanie się bardziej wysublimowaną formą. Jeśli rzeczywiście ma to nastąpić, to twórcy AHS są szczwanymi bestiami, ponieważ na tę chwilę nie widać żadnych oznak nachodzących zmian. Co więcej, z każdym odcinkiem pojawiają się nowe wątki, dzięki którym zanurzamy się w opowieść coraz głębiej. Retrospekcje rozbudowują poszczególne postacie, a część bohaterów wciąż stoi w kolejce do opowiedzenia swojej historii. Mamy więc wystarczająco dużo materiału, żeby doprowadzić opowieść do końca, bez stosowania fabularnego twistu. Wynikiem tego, od początku do końca konwencja może balansować na granicy kiczowatego slashera i młodzieżowego dramatu z lat osiemdziesiątych. Pojawia się tutaj jednak pytanie o słuszność takiej koncepcji. W drugim i trzecim odcinku dostajemy ciągłą opowieść – nie ma problemu, żeby oglądać oba epizody jako jedną całość. Fabułę da się streścić w jednym zdaniu: grupka młodych ludzi walczy o życie na terenie letniego obozu, gdzie grasuje dwóch seryjnych morderców. Nikt nie spodziewał się oczywiście niczego innego po sezonie zapowiadanym jako skrzyżowanie Piątku 13-tego i Halloween. Całe szczęście twórcy ubarwiają prostą opowieść licznymi retrospekcjami i niewielkimi zwrotami akcji. Część bohaterów ujawnia nam swoje mroczne historie. Na terenie obozu pojawiają się również postacie drugoplanowe, które jednak bardzo szybko opuszczają ziemski padół. Mamy też kilka niewyjaśnionych tajemnic, dzięki którym całość wydaje się nieco bardziej złożona i niepokojąca. Wszystko to sprawia, że AHS:1984 ogląda się całkiem znośnie. Nie ma tu mowy o czymś wybitnym, ani nawet bardzo dobrym, ale trzeba przyznać, że produkcja spełnia funkcję lekkiego i zabawnego odmóżdżacza. Jeśli tak podejdziemy do rzeczonego serialu, to mamy szansę całkiem nieźle się na nim bawić. W innym przypadku może być ciężko, zwłaszcza że tym razem AHS nawet nie próbuje nas łudzić bardziej wymagającym scenariuszem. Co gorsza, zaznajomieni ze sztuką z pogranicza horroru i thrillera będą mieli twardy orzech do zgryzienia, ponieważ ilość grubymi nićmi szytych sztamp przeraża. Owszem, cała filozofia AHS polega na konwertowaniu sprawdzonych motywów, ale tutaj mamy kalkę rozwiązań, które już w latach osiemdziesiątych były odtwórcze. Motywy takie jak morderczy satanista, pani doktor uwalniająca seryjnego zabójcę, uwięziona dusza zamordowanego czy przebrani za szaleńca naśladowcy mogą przyprawić co poniektórych o zawroty głowy. Momentami jest to tak słabe i mało kreatywne, że wywołuje jedynie odruch ziewania. Jest w tym oczywiście również pewien urok. Mimo prostoty scenariusza, co chwilę dostajemy pomniejsze zwroty akcji, dzięki którym oglądamy serial dalej. Śledzimy więc fabułę, zadając sobie w duchu pytanie, „jaką głupotę twórcy znowu wymyślą”. Mimo kuriozalnych pomysłów jesteśmy ciekawi, do czego to wszystko doprowadzi, choć w głębi duszy wiemy, iż konkluzja raczej nas nie usatysfakcjonuje. Dobrze, że w serialu jest tak dużo retrospekcji, bo odrywają nas one od bezsensownej ganianiny po obozie i pokazują Amerykę lat osiemdziesiątych z innej perspektywy. Są to najczęściej krótkie historyjki, mające formę lapidarnych przypowieści grozy. Zakrwawiona panna młoda, śmierć w domu studenckim czy narodziny małego szatana to zwięzłe opowiastki, które doskonale sprawdziłyby się jako odcinki w antologii typu Link not found. Retrospekcje są siłą nowej serii American Horror Story i oby było ich jak najwięcej. Zakładając, że nie uświadczymy w bieżącym sezonie twistu fabularnego, ich wzmożona obecność jest szansą na uratowanie całości przed totalną porażką. Jak na razie bowiem twórcy eksploatują konwencję slashera do granic możliwości. Sęk w tym, że tak prosta forma nie nadaje się do wieloodcinkowej, złożonej opowieści. Dwa omawiane epizody to klasyczna zabawa w kotka i myszkę z seryjnym mordercą. Całość jest oczywiście pokazana w krzywym zwierciadle, ale jak długo można śmiać się z przerysowanej estetyki lat osiemdziesiątych i głupkowatych rozwiązań fabularnych sprzed czterdziestu lat?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj