Anna Boleyn jest miniserialem inspirowanym historią tytułowej kobiety, drugiej żony Henryka VIII. Produkcja jeszcze przed premierą wywołała spore kontrowersje ze względu na kolor skóry odtwórczyni głównej roli, Jodie Turner-Smith. W związku z tym zarzucano twórcom zakłamywanie historycznych wydarzeń na rzecz poprawności politycznej, co od początku brzmiało dość absurdalnie, ale żeby mieć pewność przed wydaniem wyroku, należałoby obejrzeć miniserial. Kładzie on nacisk na portret psychologiczny bohaterki, która nie była najbardziej lubianą osobą na dworze króla. Jej trudny charakter przysporzył jej wielu wrogów i widzimy to w samym miniserialu, który ze względu na ograniczoną liczbę odcinków nie ma okazji do przytoczenia wielu innych znanych z historii przykładów specyficznego podejścia królowej do życia. Skupiono się jednak na ostatnich miesiącach życia Anne Boleyn i wszystkich tych momentach powoli pchających ją w sidła śmierci. Począwszy od braku męskiego potomka dla Henryka VIII (Mark Stanley), po utarczki z Cromwellem (Barry Ward) i podstępne działania Jane Seymour (Lola Petticrew). Od początku śledzimy historię inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, ale wydaje się, że zadbano o uzasadnienie wszelkich swoich wyborów. Twórcy nie dają nam zbyt wielu okazji do sympatyzowania z tytułową bohaterką, którą śledzimy w jej ostatnich tygodniach życia. To opowieść o osobie, która nie uzyskała nigdy pełnej akceptacji otoczenia, która mogłaby zostać zlinczowana, gdyby wyszła do ludu. Odrzucona wreszcie ze względu na swoje ciało, które nie było w stanie wydać na świat syna. Ukazanie psychologii bohaterki zostało bardzo ciekawie sportretowane, a dodanie do tego narosłych kontrowersji wokół koloru skóry aktorki tworzy bardzo ciekawą metaforę i jest raczej interesującym zabiegiem, wpływającym korzystnie na recepcję elementem, aniżeli podstawą całości. W trzech odcinkach napisanych przez Eve Hedderwick Turner, mamy wiele świetnych elementów ukazujących złożony charakter postaci, która nieprzypadkowo doczekała się kolejnej produkcji. Jodie Turner-Smith daje popis swoich umiejętności, pokazując jednocześnie silną władczynię, świadomą swojej władzy i potrafiącą postawić się swojemu mężowi, ale też kobietę zmagającą się z przeciwnościami losu i dworskimi konszachtami, które ostatecznie nie wyszły jej na dobre. Miniserial Anne Boleyn sprawdza się jako thriller psychologiczny bardzo dobrze, a ciekawym zabiegiem są sceny, w których postać słucha słów wypowiadanych przez osoby z dworskiego otoczenia, a które najczęściej nie są korzystne. Odbiór miniserialu będzie jednak mocno zależał od wrażliwości i podejścia do interpretacji prawdziwych wydarzeń, które nie zawsze były podkręcane przez twórczynie i postawiły one na melancholijny charakter całości. Brakowało stopniowego zwiększania napięcia, choć ostatnie tygodnie życia bohaterki były bardzo przygnębiające i ostatecznie taką kreatywną decyzję można uzasadnić.  Anne Boleyn jako przyczynek do refleksji na temat absurdów tamtego czasu sprawdza się świetnie. Czerpie z prawd i kłamstw zawartych w źródłach traktujących o życiu tytułowej bohaterki, ale przy tym nie pozwala sobie zbyt mocno pójść w stronę fałszu. Jest zaskakująco bezpiecznie, jakby odwaga skończyła się na wyborze aktorki. Nad tym pierwszym można dyskutować, to drugie zdecydowanie zasługuje na brawa. Ostatecznie sam miniserial Channel 5 cechuje solidność w przedstawianiu wątków oraz bardzo dobre ukazanie dylematów i trudności targających bohaterką. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj