Po pilocie mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że tak. Oczywiście przy założeniu, że twórcy zdołają utrzymać, a najlepiej nawet podnieść, poziom. Mam tylko nadzieję, że "Banshee" nie pójdzie w kierunku procedurala, w którym Lucas rozwiązywał będzie kolejne sprawy, a gdzieś dopiero na dalszym planie zamajaczy wątek główny. Jeśli tylko historia konsekwentnie będzie się rozwijać, bez zbędnych zapychaczy, to jest szansa na naprawdę świetną produkcję.
Serial utrzymany jest w konwencji, którą pozwolę sobie nazwać "Tarantino dla ubogich". Całość potraktowano z pewnym przymrużeniem oka - nie brakuje zakręconych bohaterów, przegiętych akcji, zabawnych dialogów, czarnego humoru oraz przemocy i seksu. Do grindhousowo-campowych klimatów daleko, ale propozycja Cinemaxu z pewnością poważna nie jest i czuć w niej nutkę takiego przyjemnego kiczu.
[image-browser playlist="595852" suggest=""]©2013 Cinemax
Obawiałem się nieco tego, jak przedstawiony zostanie sam motyw przejęcia tożsamości po zamordowanym szeryfie przez głównego bohatera. W końcu już w założeniu brzmi to dość niewiarygodnie, że były więzień podszywa się pod stróża prawa, składając nawet oficjalna przysięgę, ale nie zwraca przy tym niczyjej uwagi. Na szczęście całkiem wiarygodnie rozwiązano tę kwestię i bynajmniej nie kłuła ona w oczy w trakcie seansu.
Raziła mnie za to zupełnie inna rzecz. Już w zapowiedziach informowano nas, że Lucas ma być ekspertem w dziedzinie sztuk walki, a na ekranie kompletnie tego nie widać. Pan szeryf bije się bez jakiejkolwiek finezji, nie ma ciekawych choreografii ani nic z tych rzeczy. Walki odbywają się na zasadzie "wszystkie chwyty dozwolone" i naparzania się tym, co się pod rękę nawinie. Nie tak to sobie wyobrażałem i mam nadzieję, że kolejne odcinki będą pod tym względem lepsze, bo na chwilę obecną Lucas może i jest ekspertem, ale co najwyżej w kwestii wiedzy teoretycznej, bo w praktyce zdecydowanie na takiego nie wygląda.
Podobała mi się natomiast w zasadzie cała reszta. Tempo jest odpowiednie, dobrze udało się wyważyć co bardziej dynamiczne sceny z tymi spokojnymi, nie brakowało też efektownych momentów. Do gustu przypadła mi również muzyka, która zwyczajnie pasuje do tego typu produkcji i w dodatku nieźle oddaje małomiasteczkową atmosferę. Sama historia także jest niczego sobie i już w pilocie udało się zaakcentować co ważniejsze wątki, którym nie brakuje pazura i w przyszłości mogą zapewnić sporo mocnych wrażeń. Nie mam też zastrzeżeń do aktorstwa, Antony Starr w głównej roli wypada tak jak powinien - jest lekko cwaniakowaty, zawadiacki i szybko można go polubić. Reszta obsady w niczym mu nie ustępuje, choć po jednym odcinku ciężko tak naprawdę być obiektywnym. Osobiście do gustu przypadł mi Ulrich Thomsen, który wciela się w gangstera rządzącego całym miasteczkiem i będzie jednym z głównych przeciwników Lucasa. Niby elegancki i opanowany, ale źle mu z oczu patrzy i, jak później się dowiadujemy, nie tak trudno wyprowadzić go z równowagi. Bez wątpienia sprawdza się jako schwarzcharakter.
[image-browser playlist="595853" suggest=""]©2013 Cinemax
Ciężko przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie serial, ale na chwile obecną propozycja Cinemaxu zaintrygowała mnie na tyle, że z wielką przyjemnością sprawdzę kolejne odcinki. Seans pilota zleciał mi błyskawicznie i nie nudziłem się ani przez moment. Miejmy nadzieję, że tak będzie przez cały czas i staniemy się stałymi bywalcami miasteczka Banshee, w końcu dobrych akcyjniaków nigdy za wiele.
Ocena: 8/10