Z każdą kolejną odsłoną czwartego sezonu dobitnie przekonujemy się, jak wielki wpływ na Banshee miało jego skrócenie o jeden sezon. Wciśnięcie w osiem odcinków tylu wątków i bohaterów by doprowadzić do końca całą historię odbiło się mocno na jego jakości. Najdobitniej pokazała to scena z Clayem i nazistami, która zapowiadała się na jedną z najlepszych w historii nie tylko serialu, ale i telewizji. Twórcy wyjątkowo postarali się przy niej o zbudowanie odpowiedniego napięcia przy wyczekiwaniu na to, co zaraz ma się wydarzyć. To zresztą zabieg, który stosowali wielokrotnie i za każdym razem była to smaczna przystawka do głównego dania. Tym razem musieliśmy się obejść samą przystawką. W momencie, kiedy w ruch poszło krzesło, dwóch nazistów znalazło się nieprzytomnych na ziemi a Clay ruszał na kolejnych, kamera zaczęła uciekać w lewą stronę, dzięki czemu mogliśmy podziwiać ściany i kawałek sufitu. Gdy wróciła na miejsce, akcji już nie było. Był tylko umazany krwią Clay i kilkanaście jego ofiar. Rozczarowanie sposobem, w jaki producenci potraktowali poprzez tę scenę widzów, można porównać z sytuacją, kiedy mężczyzna spotyka atrakcyjną kobietę z pięknym, jędrnym biustem, który po odpięciu stanika opada i flaczeje. Być może jest to dość mocne porównanie, ale pokazuje też, jaki ten sezon Banshee jest. A jest nadal podobnie opakowany, jak poprzednie. Nadal widzimy tych bohaterów, których na zabój pokochaliśmy. To dalej to senne miasteczko, w którym dzieją się niewyobrażalne rzeczy, ale im bliżej jesteśmy końca, tym większa ilość powietrza uchodzi ze zbyt napompowanych oczekiwań. No url Scena z Clayem nie była przecież jedyną, która sprawiała, że mamy ochotę odwrócić wzrok i nie patrzeć na to, co twórcy robią z tym serialem. Była to jednak scena, która dobitnie pokazała nam, że w tym sezonie po prostu nie dało się zrobić wszystkiego na tym poziomie, na jakim to robiono w poprzednich. Dlatego też zakończenie wątku satanistów było jakie było. Bez fajerwerków, emocji, dynamiki i tego specyficznego udramatyzowania, jakie mogliśmy oglądać tylko w Banshee. Tu też doszło do jednego z tych dialogów, który miał być kluczowy dla całej serii, ale został rozmieniony na drobne. Mianowicie chodzi o scenę, gdzie pojmani przez satanistów Hood i Brock (tak w ogóle - sposób, w jaki zostali złapani zdecydowanie urąga marce tego serialu) rozmawiają na temat tego, kim tak naprawdę jest grany przez Antony'ego Starra bohater. Jego tożsamość, która przecież miała być jednym z kręgosłupów fabularnych ostatniego sezonu, została sprowadzona do desperackiej rozmowy człowieka, który musiał zostać szeryfem, z człowiekiem, który szeryfem nie chciał już być. Sam dialog był mimo wszystko ciekawy, a zwłaszcza moment, kiedy Brock stwierdza, że zabijał dla fałszywego szeryfa, na co Hood odpowiedział mu: „Zabijałeś dla siebie, jak tylko pokazałem ci drogę”. Słowa Hooda są też symptomatyczne dla całego serialu i tego, co robił przez ostatnie lata, a co robi teraz. Banshee od momentu pojawienia się na antenie w pewnym sensie wyznaczyło nowe trendy w pokazywaniu na małym ekranie iście męskiego kina z wyrazistymi (i momentami przerysowanymi) postaciami, ciekawą fabułą i świetnie pokazanymi scenami walk. Obecnie tego już praktycznie nie ma, bo przecież nawet Brock nie jest już tą postacią, która poszłaby w ogień za Hoodem, przy okazji ciągnąc za sobą rzeszę trupów. I tak też chyba należy podsumować obecny stan Banshee – jak widać na ekranie, ani producenci, ani scenarzyści, ani tym bardziej aktorzy, nie chcieli (bądź nie mogli ze względu na ograniczony budżet) pójść na całość, choć widać, że starają się odejść z podniesionym czołem zostawiając widzowi, mimo wszystko, jak najlepsze wspomnienia. Choć przedostatni odcinek Banshee był naprawdę nieźle zrealizowany (a zwłaszcza cieszyły sceny z odrodzonym Jobem), to pokazał też, że finał nie będzie taki, o jakim marzą fani tego serialu. Na pewno zostaną dopięte wszystkie wątki z tego sezonu, włącznie z ostatecznymi starciami między braćmi Bunker, nazistów z Proctorem, a gdzieś między tym wszystkim będzie Carrie prowadząca swoją prywatną krucjatę przeciwko burmistrzowi miasteczka. I prawdopodobnie efekt będzie niewspółmierny do oczekiwań. Być może będzie krwawo, być może trup będzie ścielił się gęsto, ale wszystko będzie to podane w biedniejszej, nie aż tak emocjonującej oprawie, jak do tego się przyzwyczailiśmy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj