W Bastionie poznajemy kolejnych członków społeczności Boulder. Tym razem są to Larry Underwood i Nick Andros oraz ich towarzysze, Nadine, Joe i Tom. Larry to uzależniony od narkotyków muzyk, dla którego epidemia staje się ucieczką od problemów. Nick natomiast to głuchoniemy chłopak podróżujący po Stanach. W czasie epidemii w końcu znajduje swoje miejsce na Ziemi. Bohaterowie stanowią ważną część proroctwa Matki Abigail. Po drugiej stronie barykady, w "drużynie" demonicznego Randalla Flagga poznajemy Lloyda Henreida, młodego kryminalistę, którego Flagg wyciąga z więzienia.
Niestety cały czas nie mogę przekonać się do sposobu prowadzenie narracji w produkcji, a te odcinki tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Twórcy chcą tak ukazać historię, jak to miało miejsce choćby w serialu Zagubieni, w którym losy teraźniejsze bohaterów przeplatały się z ich przeszłością. Jednak w tym wypadku nie za bardzo to się sprawdza, ponieważ scenarzyści zdradzają za wcześnie, co stanie się z daną postacią, przez to trochę psują zabawę widzom nieznających literackiego pierwowzoru. Przy tym zawodzą również czytelników oryginału (takich jak ja) i nie dają w pełni zobaczyć metamorfozy pewnych bohaterów i antagonistów na przestrzeni kolejnych odcinków. Tutaj o wiele lepiej spisałaby się standardowa linearna narracja, bez mieszania czasowego, która wyciągnęłaby o wiele więcej głębi z poszczególnych postaci. Po nowych odcinkach niestety nie mogę tego napisać o produkcji CBS All Access.
Przez to mieszanie czasem ucierpiały niektóre wątki w nowych epizodach. Chodzi mi szczególnie o kwestię Lloyda. W czasie, gdy inne aspekty były prowadzone na dwóch planach czasowych, jego był na jednym, a ten pojedynczy plan nie był za bardzo wykorzystany, jakby twórcy nie mieli na niego pomysłu. W związku z tym wątek nie miał prawa wybrzmieć tak, jak powinien. Jednak już część historii dotycząca głównych protagonistów ( takich jak Larry Underwood i Nick Andros) została poprowadzona sprawnie, chociaż zaznaczam, lepiej sprawdziłoby się to w linearnej narracji, co w nowych odcinkach widać jak na dłoni. A tak mamy kilka ważnych elementów pobocznych ich historii przemilczanych. Można by poświęcić choćby trochę więcej czasu aspektowi uzależnienia Larry'ego. Jednak nie zmienia to faktu, że jak już dochodzi do ukazania ich wątków z przeszłości, to są one ciekawe i budują całkiem niezły fundament pod kolejne przygody, chociaż część ich losów już znamy.
Muszę pochwalić Alexandra Skarsgarda, który bardzo dobrze sprawdza się w roli demonicznego Randalla Flagga. Aktor właściwie nie używa wielu środków wyrazu, ale sama jego mina, ten pozornie stonowany sposób mówienia, tworzą upiorny efekt. To dobrze widać choćby w scenie, w które Flagg po raz pierwszy spotyka Henreida i uwalnia go z więzienia albo w sekwencji wizji Nicka, w której grają w karty przy stole. Jednak samo nakreślenie konfliktu dobra i zła w serialu jak na razie kuleje. Mniemam, że po to wprowadzono narrację na dwóch planach czasowych, aby pogłębić tę kwestię. Niestety, oprócz dobrze zrealizowanej sceny opętania jednego z byłych ludzi Flagga nie dostałem nic, co miałoby poszerzyć ten temat. Tak naprawdę sceny z Boulder w tym momencie ograniczają się tylko i wyłącznie to bardziej obyczajowych sekwencji, co niestety nie dodaje punktów na plus produkcji.
Nowe odcinki Bastionu nie wykorzystują potencjału historii i poza ciekawymi wątkami Larry'ego i Nicka z przeszłości nie mają do zaoferowania wielu dobrych rzeczy.