Człowiek Nietoperz w projekcie Nowe DC przeszedł wyraźną rewitalizację – otrzymaliśmy początki jego fascynującej kariery, udane połączenie wątków z pierwotnej serii z ostatnimi rewolucjami w jego życiu (wprowadzenie syna Damiana), a także spojrzenie na znanych adwersarzy w zupełnie nowym świetle (vide: Joker, Riddler). Obok święcącej tryumfy serii „Batman”, w której niepodzielnie rządzi niezatapialny duet artystów, Scott Snyder i Greg Capullo, oraz znacznie słabszych przygód zebranych w „Detective Comics”, polscy czytelnicy otrzymali niezwykle efektownego „Batmana: Mrocznego Rycerza”. W otwierającym niniejszą serię woluminie, zatytułowanym „Nocna trwoga”, mieliśmy do czynienia ze spójną historią opętania znanych wrogów Batmana przez jad Bane'a połączony z toksynami Trującego Bluszcza oraz specyfikami Stracha na Wróble. W zamkniętej w ośmiu zeszytach opowieści scenarzyści Paul Jenkins oraz David Finch zaserwowali nam prawie cały wachlarz niesławnych szaleńców z Arkham. Oprócz wspomnianej trójki zwyrodnialców na kartach rzeczonego albumu pojawili się: Joker, Two-Face, Clayface, Szalony Kapelusznik czy Brzuchomówca. Jeśli doliczymy do tego jeszcze Supermana, Flasha, komisarza Gordona oraz seksowną dziewczynę przypominającą białego królika, wyjdzie nam spory tłum. Wspomniany komiks cierpi zatem na zbytnie nagromadzenie postaci, niejasną motywację niektórych bohaterów, marginalne potraktowanie mniej znaczących epizodów (np. atak Deathstroke'a na Batmana) oraz istny chaos w konstrukcji fabularnej. „Nocna trwoga” nadrabia te mankamenty udaną szatą graficzną, za którą odpowiada biegły rysownik David Finch. Tym razem postanowiono cały komiks (zawierający zeszyty 10-15) skonstruować wokół jednego wątku – skąpanego w krwi i szaleństwie starcia Batmana z anemicznym doktorem Jonathanem Crane'em. Na stołku scenarzysty mrożącej krew w żyłach opowieści zasiadł uznany pisarz, Gregg Hurwitz, dzięki czemu seria zyskała na jakości, a jej warstwa fabularna stała się bardziej uporządkowana i logiczna. W Gotham dochodzi do serii porwań dzieci, które po jakimś czasie zostają uwolnione. Sprawę prowadzi komisarz Gordon z niemałą pomocą Mrocznego Rycerza. Batman stosunkowo szybko trafia na ślad porywacza, którym okazuje się Strach na Wróble. Jednocześnie Gordon zostaje uprowadzony. Wszystkie działania psychopaty sprowadzają się do schwytania Człowieka Nietoperza i zainfekowaniu go toksynami. W decydującym momencie na szali zostaje postawione życie setek niewinnych mieszkańców przeklętej metropolii, a starcie z wychudzonym szaleńcem przeobraża się w brutalną, bezwzględną rzeź.
Źródło: Egmont
Najlepszym składnikiem komiksu jest kreacja Stracha na Wróble oraz ukazana z wielką pieczołowitością przemiana strachliwego Jonathana Crane'a w morderczą maszynę o psychopatycznych upodobaniach. Świetnie wypada początkowa scena zaszycia ust przez niezrównoważonego osobnika oraz jego budzący trwogę strój, śmiercionośna broń (kosa przypominająca ludzki kręgosłup) i zaniedbane dłonie – przykuwające uwagę długie, poniszczone pazury. Jego walka z Batmanem dostarcza odpowiednią porcję wrażeń, choć należy zauważyć, że scenarzysta recenzowanego albumu popełnił niewybaczalny błąd: powielił scenę ataku Jokera na Gotham z „Batmana” Tima Burtona z 1992 roku. Słabo prezentuje się wrzucony na siłę do komiksu romans Bruce'a Wayne'a z piękną pianistką, a także wykorzystanie stałych schematów dotyczących lęków protagonisty (śmierć rodziców odciskająca na jego osobowości trwałe piętno). David Finch przyzwyczaił miłośników przygód Batmana do realistycznej, precyzyjnej, momentami zabrudzonej kreski. Nie inaczej jest w przypadku rzeczonego albumu. Pojedynek ze Strachem nie przedstawiałby się tak okazale, gdyby nie fachowa praca amerykańskiego ilustratora. Pierwszorzędnie wypada całostronicowy kadr, na którym widzimy zakrwawionego, pokonanego szaleńca w jego posępnej pracowni. Wisienką na torcie jest podziemne laboratorium opętanego naukowca, niesmaczny wizerunek Pingwina i okładki poszczególnych zeszytów. „Batman: The Dark Knight - Cycle of Violence” to album, który z czystym sumieniem polecam nie tylko fanom Mrocznego Rycerza, ale również wielbicielom makabrycznych thrillerów. Gregg Hurwitz ukazał świeże spojrzenie na postać Stracha na Wróble, a jego opowieść skrzy od dramatyzmu, napięcia i niepohamowanej destrukcji. Na deser otrzymujemy historię „Sprawca zbrodni”, w której nieopierzony Wayne próbuje odnaleźć zabójcę swych rodziców. Krótka nowela o dużym ładunku emocjonalnym. Parafrazując znaną maksymę: „Strach ma szalone oczy”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj