Tym razem mamy dziwną sytuację z Batwoman, ponieważ pierwszy odcinek jest fatalny jak większość, a drugi pokazuje potencjał, który częściej powinno się wykorzystywać.
Scenarzyści
Batwoman przechodzą sami siebie w kreowaniu banalnych wątków. To jest sztuka, jak z czegoś pozornie prostego i z potencjałem, zrobić coś tak złego, że zmienia się w parodię gatunku. A tym jest cały wątek ataków paniki Kate Kane'a, które pojawiły się nagle i znikąd, bo tak - w końcu jeszcze odcinek czy dwa temu nic jej nie było poza wyrzutami sumienia. Twórcy stwierdzili, że teraz to będzie pasować, by wprowadzić w życie bohaterki komplikację, która nie ma żadnego sensu. W końcu szybko zwalcza ona swoją dolegliwość, jakby była to nieznośna czkawka.
Odcinek finalizuje wątek zabójcy Luciusa Foxa i robi to w sposób nudny i oczywisty. Od kilku odcinków wiemy, że stoi za tym jeden z pracowników oddziału Kruków, więc ani to ciekawy złoczyńca, ani jego motywacje nieszczególnie mają jakiegokolwiek znaczenie. Twórcy po prostu wykorzystują motyw do rozruszania Luke'a, który ma stanąć przed tym samym dylematem co Kane - zabić w zemście lub podjąć złą decyzję. W logice twórców to miało idealnie zgrywać się z problemami Kate i koniec końców miało dla nich obojga być czymś w rodzaju katharsis. Poradzeniem sobie z emocjami, które doskwierają. To jest przerażające, jak z naprawdę solidnych pomysłów, które na papierze wyglądają nieźle, realizacyjnie wszystko przypomina nieśmieszny żart. Słaby serial z lat 90., gdy nikt nie wiedział, jak dobrze opowiadać historię i jak robić to z sercem. Pustka emocjonalna i przesyt oczywistości jest w tym przypadku za bardzo odczuwalny.
18. odcinek to kompletnie inna bajka, bo dostajemy szereg przykładów na to, czym
Batwoman mogła i powinna być. Wszystko za sprawą James Bamforda, etatowego szefa kaskaderów seriali Arrowverse, który wyreżyserował ten odcinek. Nagle dostajemy kapitalne sceny walk nakręcone na dłuższych ujęciach i z pomysłową choreografią. Wykorzystano nawet nieźle zabiegi z gadżetami w tej choreografii, które pokazują, że kreatywność w departamencie kaskaderów ma się dobrze. Są to zasadniczo trzy dłuższe sceny, które wywołują bardzo pozytywne wrażenie, bo wykorzystują fakt posiadania bohaterki w masce, którą łatwo zastąpić kaskaderką z umiejętnościami. Wiemy przecież, że Ruby Rose nie gra w swoich scenach akcji, bo nie posiada ku temu żadnych umiejętności, a nie zapominajmy, że w scenach emocjonalnych, dialogowych znów nie wykazuje się niczym.
Nawet sposób opowiadania historii ze strony kaskadera jest inny. Mamy lepsze tempo, mniej bzdur i absurdów, a nawet motyw odcinka w postaci odcinania przybranej siostry Kate nie jest jakoś specjalnie irytujący. Dobrze się to zgrywa, nabiera więcej sensu i w swojej banalności wznosi się na wyżyny, których ten serial nigdy nie widział. A sceny akcji nakręcone z pomysłem to wisienka na torcie, pokazująca, że w końcu można zrobić niezły odcinek.
Oczywiście jest w tym trochę scenariuszowych uproszczeń, głupot i absurdów. Cała kwestia genezy superzłoczyńcy Hush, którym ma zostać Elliott, pozostawia wiele do życzenia. Do tego sam fakt, że Alice i Mysz tak łatwo opanowali Arkham, woła o pomstę do nieba. To prawdopodobnie jedno z większych nieporozumień tego serialu, które związane z wątkiem Husha nie daje pełnej satysfakcji.
Pozostały dwa odcinki pierwszego sezonu i nie spodziewam się po nich wiele, bo
Batwoman to fatalny serial. 17. odcinek to tak maksymalnie 1/10, bo nic w tym nie ma sensu, nie działa i jest fatalnie zrealizowane. 18. odcinek to solidne 6/10 z pokazem tego, że kaskader umie wyciągnąć z tego serialu więcej niż zawodowi reżyserzy. Więcej takiej drogi w rozwoju tego serialu pozwoliłoby uratować jego jakość.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h