Już sam początek odcinka jest interesujący: do krakowskiego szpitala trafia umierający mężczyzna, którego niestety nie udało się uratować. Jednak przed śmiercią udaje mu się wypowiedzieć jedno zdanie, a mianowicie: „Adolf, ty chamie skończony…”. Jak więc widać, punkt wyjścia całkiem intryguje – kim jest Adolf i co też takiego zrobił? Pomijając oczywiście fakt, że prawdopodobnie doprowadził do śmierci nieboraka. Tajemniczy nieboszczyk rzekomo sam dowlókł się do parku z pobliskiego targu, więc to właśnie tam rozpoczyna swoje śledztwo Jan Edigey-Korycki wraz z komisarzem Ferdynandem Jelinkiem, który postanawia rozstać się na chwilę z biurkiem i pokazać podwładnym, jak wygląda praca w terenie. Tak więc pod przykrywką przeciętnych obywateli obaj panowie rozpoczynają poszukiwanie tajemniczego Adolfa będącego chamem. Samo proste prowadzenie śledztwa przez komisarza Jelinka sprawia, że trochę mniej w tym odcinku Jana Edigeya-Koryckiego, co zwyczajnie sprawia, że nagle Belle Epoque lepiej się ogląda. Szósty epizod tego serialu udowadnia więc, że główny bohater serialu jest jednym z jego najsłabszych elementów, a lekko poczciwy, ale też i cwany czy chwilami surowy Jelinek to po prostu znacznie ciekawsza postać. Może gdyby bohater Olafa Lubaszenki prowadził wszystkie sprawy, Belle Epoque byłoby strawniejsze? Odcinek jest też odrobinę zabawniejszy – choć bez przesady. Ckliwe spojrzenia Skarżyńskiego w stronę Mili może nie są szczytem humoru, ale dobre i to. W końcu postanowiono zrobić coś z Weroniką, a przynajmniej dać jej szansę na pokazanie charakteru. Szkoda, że jej przemiana w „kobietę lekkich obyczajów” nie doszła ostatecznie do skutku, a twórcy zdecydowali się na prostsze rozwiązanie, czyli użycie Mili w roli przynęty na złowrogiego Adolfa, który porywa młodzież i Bóg jeden wie, co z nią robi. Nareszcie ograniczono wątek miłosny, który wywoływał co najmniej niekontrolowany chichot. Konstancji tu wiele nie uświadczymy, za to pojawia się słynna Misia, o której od kilku odcinków bohaterowie wciąż rozmawiają, a poza tym nic z ich czczej gadaniny nie wynikało. Takie śmieszne rozmówki typu „zapytajmy Misi, co właściwie chciała osiągnąć, prowokując do pojedynku” pojawiały się co chwilę, ale bohaterowie do tej pory nic szczególnego nie robili, aby w końcu dowiedzieć się prawdy. Teraz jednak Jan udaje się do Misi, ta nieodmiennie pije, mężczyzna niczego w sumie się nie dowiaduje, a Misia nic więcej już nie powie. Ostatnie minuty odcinka niestety są bardzo, ale to bardzo przewidywalne. Wystarczy widok biegnącego Jana, aby domyślić się, że Misia ma ochotę rozstać się z życiem. Nie trudno nawet odgadnąć sposób, w jaki kobieta się zabije. Śledztwo Jana po raz kolejny napotyka na spore problemy… Pod względem wizualnym ten odcinek wypada różnorako – główne miejsce akcji, czyli targ z jednej strony wygląda, jak powinien wyglądać, czyli tętni życiem. Tłumy, stoiska, sprzedawcy, złodzieje, prostytutki… Nie jest źle, ale cały czas ma się wrażenie, że to miejsce stoi sobie gdzieś, hen, poza miastem, jakby było od niego odizolowane. Może wynika to z braku wyższych budynków gdzieś w tle. Twórcy zapewne mieli niezłą zagwozdkę ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Adolf okazuje się ciekawą osobą – muszę przyznać, że rozwiązanie sprawy zaskakuje, choć znając finał, nie trudno zauważyć, że całość jednak nie jest tak skomplikowana, na jaką początkowo wygląda. Lokalny Hannibal Lecter jest jednak zdecydowanie przerażający, a taki powinien być. O czym przekonała się zresztą zwłaszcza Mila. A reasumując – szósty odcinek Belle Epoque reprezentuje wciąż serial przeciętny, ale nie da się ukryć, że jest odrobinkę lepiej. Jan znów okazuje się bohaterem ostatniej akcji, ale taka jego natura. Teraz tylko trzeba postulować o dłuższy czas antenowy dla komisarza Jelinka oraz o ograniczenie wątku miłosnego…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj