Belle Epoque to serial z ogromnym potencjałem, który marnowany przez przeciętną realizację i scenariuszowe błędy. I choć źle się tego nie ogląda, nowy odcinek ponownie zwraca uwagę na niedopracowania.
Wbrew pozorom same pomysły na sprawy kryminalne są mocnym punktem
Belle Epoque. Być może dlatego, że opierają się na prawdziwych historiach, więc przeniesienie ich na ekran telewizora sprawdza się nieźle. Tym razem dostajemy doświadczonego boksera, któremu porywają syna dla okupu. Patrząc na sam koncept jest w tym kilka dobrych momentów, jak chociażby sam fakt, że dzieciak ostatecznie ginie oraz że odpowiada za całość ówże legendarny bokser. Mimo wszystko przez większość odcinka sprawa jest prowadzona tak, że podejrzenia nie spadają na postać graną przez Pazurę. A gdy przychodzi co do czego, jest w tym pewna satysfakcja.
Problemem jest to, że choć koncept na sprawę kryminalną jest jak najbardziej dobry, nie do końca sprawdza się realizacja. Prowadzenie śledztwa tym razem nie było tak banalnie proste, ale i tak były sceny kiczowate (sekwencja oddania okupu zgrzyta mocno) i naciągane. Tak jakby w tym odcinku chciano rozwiązywać sprawy opierając się na modelu z
Kryminalnych zagadek, czyli w większości przypadków ma być to oparte na analizie naukowców, którzy odkrywają dowody. Tym razem bryluje w tym Weronika, która okazuje się, że jest biegła we wszystkim związanym z kryminalistyką łącznie z naukowym sprawdzaniem stylu pisania w liście. Sęk w tym, że jest to tak przedstawione, że nie ma tym krzty wiarygodności. I nie jest to problem postaci, czy pomysłu na pchnięcie sprawy, ale realizacji, która nie pozwala dobrze zaprezentować kolejnego etapu śledztwa. W tym wszystkim jest taki plus, że rola Koryckiego zmniejsza się w odcinku do statystowania i egzekwowania nowych tropów, więc nie błyszczy bohater swoimi detektywistycznymi umiejętnościami. To też po raz kolejny pokazuje, że jak zmniejszy się rolę tak słabo rozpisanej postaci, serial na tym zyskuje. Szczególnie, że świetny Jelinek w kilku scenach przejmuje dowodzenie. Trochę, ale zawsze jest to jakiś atut.
fot. TVN/Mirosław Sosnowski
Cezary Pazura dodał serialowi sporo jakości. Nie tylko imponuje fizycznym przygotowaniem do roli boksera, to jeszcze nieźle mu wychodzi w scenach emocjonalnych. Tego typu gościnny występ sprawia, że
Belle Epoque jest po prostu ciekawsze, bo w odróżnieniu od co najwyżej przeciętnych głównych bohaterów serialu, tego typu postacie mają jakość i wyrazistość. Nawet, jeśli w pewnym sensie są to stereotypy, to są one dobrze przedstawione.
Gdy większość odcinka jest co najmniej przeciętna, jakość obniża każda scena wątku relacji z Konstancją. Dosłownie wygląda to jak słaby romans pokroju
Mody na sukces. Wszystko tutaj zgrzyta, jak tylko może - tragiczne dialogi, wyreżyserowanie postaci, sztuczność każdego momentu i komicznie przedstawione zachowania. Kuriozalna jest już scena pogrzebu, która jedynie podkreśla słabość tego serialu. W tle towarzyszy nam kompletnie nie pasująca do momentu muzyka, która niby powinna coś budować, a podejrzliwe spojrzenia Koryckiego miały sugerować coś, ale to nie działa. Tak jakby twórcy stwierdzili, że w takich momentach przecież w amerykańskich serialach tak się robi, ale nie przemyśleli, jak to dobrze pokazać i jaki w tym ma być sens. Ja go nie dostrzegam, przez co scena wydaje się śmieszna. Po prostu kolejna kropka nad "i" w tym najsłabszym elemencie serialu.
Belle Epoque samo w sobie nie ogląda się źle, bo są w tym całym chaosie pozytywne elementy z dobrego serialu. Są one jednak przytłaczane przez ciągłe wady z kiepskim Koryckim, naciągania w prowadzeniu spraw i tragicznym wątkiem z Konstancją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h