Beniamin i Beniamina to kolejna, nieznana wcześniej na polskim rynku seria wybitnego francuskiego tandemu –Rene Goscinny'ego i Alberta Uderza. I kolejny raz mamy okazję doświadczyć, jak rozwijały się talenty obu twórców w czasie, kiedy Asteriks nie ujrzał jeszcze światła dziennego.
Podobnie jak w przypadku wydanego wcześniej
Luca Juniora, album
Beniamin i Beniamina obfituje w dodatki, które przybliżają nam wczesną twórczość
Goscinnego i
Uderza. Możemy się dowiedzieć, jak trudna i pełna niepewności droga wiodła ich do utworzenia magazynu
Pilote, w którym obaj twórcy mogli w pełni rozwinąć skrzydła. To bardzo pouczająca lektura, mówiąca o tym, że sukces nie przychodzi sam z siebie – nawet utalentowani twórcy muszą mieć mnóstwo samozaparcia. Zwłaszcza gdy są traktowani przez wszechmocnych wydawców jako artystyczna siła robocza.
Główne danie tego albumu (bo to jeszcze nie wszystko ze świetnych dodatków) to jednak cztery części komiksu
Beniamin i Beniamina. Co ciekawe, nie jest to wcale autorska seria obu twórców, tylko praca na zlecenie nad wydawanym już wcześniej tytułem. Dlatego może nas dezorientować brak odpowiedniej ekspozycji, w której mielibyśmy okazję poznać bohaterów. Nie wiemy, kto zacz. To po prostu francuska para młodych ludzi o nieokreślonym wieku i relacji (nastolatkowie, dorośli, para, rodzeństwo?), którym przytrafiają się szalone przygody. I to szalone po całości, co możemy sprawdzić w czterech kolejnych częściach komiksu.
Dwie historie z tego tomu to można powiedzieć humorystyczne komiksy podróżnicze. W
Powietrznych rozbitkach dwójka bohaterów wyprawia się samolotem do fikcyjnego państwa – Carambii, a powodem jest prośba o dostarczenie tajemniczej przesyłki. Ta historia to przede wszystkim satyra na dyktatorskie (z zacięciem terrorystycznym) reżimy, co już samo w sobie jest zaskakujące, razem z dawką wybuchowej, acz nietraktowanej serio przemocy (zarówno fizycznej, jak i psychicznej), której dopuszczają się Carambianie wobec dwójki bohaterów i swoich krajan.
To pierwszy z wyraźnych sygnałów przed
Asteriksem, że podkręcona absurdalnie przemoc może być znakiem rozpoznawczym komiksu. Podobnie jest zresztą w ostatniej opowieści tego tomu –
Beniamin i Beniamina u kowbojów. Bohaterowie zostają w niej obdarowani przez amerykańskiego gangstera rozległą ranczem w USA, z którego po pełnej przygód podróży starają się zrobić atrakcyjną miejscówkę do wynajęcia. Niestety wynajmujący (wśród których są rzecz jasna inni gangsterzy plus jedna szalona starsza pani) będą sprawiać przede wszystkim problemy, te zaś będą dotykać głównie drugoplanowego bohatera tej historyjki, czyli ochroniarza (z przypadku) Beniamina i Beniaminy. Słowem – znowu przemoc na całego. Szalenie to fascynujące, biorąc pod uwagę, że były to komiksy przeznaczone dla dzieci.
Dwie pozostałe opowieści dzieją się już lokalnie, we Francji. W
Leć ptaszyno Goscinny i Uderzo przerabiają temat szalonego, acz jednocześnie sympatycznego wynalazcy, konstruktora urządzenia, dzięki któremu można latać (samemu lub na różnorodnych przedmiotach). I znowu pojawiają się tutaj przestępcy czyhający na wynalazek, co prowadzi do różnorodnych bijatyk i dziwacznych scen. Druga opowieść to najlepszy w całym tomie
Wielki Dzidźja – jest cudownie absurdalna i ma w sobie ducha nadchodzącego
Asteriksa. O co chodzi? O sektę, a właściwie dwie, które nawzajem się zwalczają z bardzo przyziemnego powodu. A co napędza fabułę? Fakt, że Beniamin w pewnym momencie zostaje zwierzchnikiem jednej z sekt i staje się tytułowym Wielkim Dzidźią, co przynosi więcej problemów niż korzyści (sekta jest bajecznie bogata). Tu już mamy czyste szaleństwo, koncepty rodem z najlepszych tomów serii o Galach, choć humor nie jest jeszcze aż tak błyskotliwy jak w
Asteriksie czy książkowym
Mikołajku. Ale widać za to, jak się hartował, jak krok po kroku, dialog po dialogu, rysunek po rysunku kształtował się w takich seriach jak mniej znane
Luc Junior, czy właśnie
Beniamin i Beniamina.
Na deser dostajemy jeszcze humorystyczne wstawki w postaci kilku odcinków różnych serii:
Smyk i Sapek,
Rodzinka Odrzecznych czy
Rodzina Baranków. W tej pierwszej koncept jest uroczy – bohaterami są mały, raczkujący bobas i starający się go upilnować pies. Na kilku planszach widać, że Goscinny i Uderzo wciąż poszukiwali różnorodnych możliwości fabularnych i wynikających z nich humorystycznych sytuacji. W tym przypadku mniej polegali na dymkach dialogowych. Natomiast w komiksach z rodzinką w tytule elementem humorystycznym są po prostu różnice pokoleniowe, stwarzane przede wszystkim przez dziadka, podawane naprawdę w bezpretensjonalny, pomysłowy sposób. Tym razem bez wszędobylskich bijatyk, które charakteryzowały
Beniamina i Beniaminę, co daje pewne wyobrażenie o tym, jak różne podejścia do opowiadanej historii charakteryzowały jeden z najsłynniejszych komiksowych twórczych tandemów. To wszystko składa się na przebogaty w tropy fabularne album, w którym jak na dłoni widać kształtujące się talenty obu francuskich twórców.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h