Yurusarezaru mono prezentowany był na tegorocznej edycji festiwalu Pięciu Smaków, który zapoznaje szerszą widownię z kinem azjatyckim. Film opowiada historię samuraja, który w wojnie pomiędzy Cesarzem, a Szogunem znalazł się po przegranej stronie. Budzący postrach i cieszący się zła sławą Jubei, przeżył polowanie na niedobitki szogunatu, założył rodzinę i wiódł spokojne życie farmera. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy został odnaleziony przez starego przyjaciela, który zdołał namówić go na zostanie tymczasowym łowcą głów. Instynkt zabójcy, który Jubei starał się w sobie stłamsić, na powrót zostaje obudzony.

Japońskie Yurusarezaru mono to bardzo wierny remake filmu z 1992. Reżyser zachował historię w prawie niezmienionym kształcie fabularnym. Zmienione zostały jedynie realia oraz konteksty kulturowe, tak aby film stał się zrozumiały dla Japończyków. Zachowane zostały nie tylko kolejne wydarzenia napędzające akcje, ale także gęsty klimat napięcia. Widz ma wrażenie, że nad bohaterami przeznaczenie wisi niczym miecz Damoklesa i cokolwiek by nie zrobili, w końcu musi ich dosięgnąć. W Japonii film został przyjęty bardzo entuzjastycznie, tam western, jako gatunek przeżywa swoją drugą młodość.

[video-browser playlist="614120" suggest=""]

Trzeba przyznać, że nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ Yurusarezaru mono to całkiem udany film. Na tyle udany, że obroni się jako dzieło samodzielne, bez łączenia go z pierwowzorem. Bez jego znajomości może nawet spodobać się bardziej. Historia została zbudowana w interesujący sposób, jest interesująca i wciąga widza do środka. Łatwo też identyfikować się z emocjami bohaterów i razem z nimi przeżywać poszczególne wydarzenia. To film angażujący w losy bohatera i duża w tym zasługa niezłego aktorstwa Kena Watanabe i Akiry Emoto, którzy wcielają się w główne role. Ich role zapadają w pamięć.

Co ważne, film zachował odpowiednie proporcje pomiędzy elementami typowymi dla westernu oraz krwawą sieczką, a dramatem bohatera, który nie może uciec od przeznaczenia i przeszłości, które napędza trauma oraz zemsta. To połączenie udało się zaskakująco dobrze, sprawia że film jest wiarygodny. Pomimo tego, że Yurusarezaru mono jest mocno zakorzenione w japońskiej kulturze i historii, widz który nie ma z nią styczności, nie będzie czuł się poszkodowany. Film jest kontekstowy, ale też nie na tyle, by go nie zrozumieć. Wszystkie wątki są spójne i odpowiednio uargumentowane. Jedna rzecz bezpośrednio wynika z drugiej, dzięki czemu seans jest przyjemnością.

Yurusarezaru mono udanie odświeża kultowy już obraz z Clintem Eastwoodem, a dzięki zmienionym kontekstom, widzowi zachodniemu dodatkowo przybliża inną kulturę. To także jest wartość tego filmu, który spodoba się widzom gatunku, a jest duże prawdopodobieństwo, że nie tylko im.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj