Odcinek zaczyna się nieco inaczej niż wszystkie. Tym razem pacjent znajduje się już na miejscu, brak rytuału wejścia, przywitania się itd. Kolejna sesja Szymona zostaje otwarta przez scenę, w której terapeuta przygotowuje dla siebie i pacjenta herbatę. Z pozoru może się wydawać, że jest to czynność, która bynajmniej nie zasługuje na uwagę, cóż bowiem może być ciekawego w procesie przygotowywania tego napoju. Jednakże warto pamiętać, że o drugiej osobie najwięcej dowiadujemy się podczas przebywania z nią na co dzień, obserwowania jej podczas wykonywania codziennych czynności. Cóż zatem zdradził nam o sobie Szymon? Otóż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przez cały czas toczy z terapeutą swego rodzaju walkę o dominację, mimo tego, iż to właśnie on potrzebuje pomocy. Bardzo znamienne było to, gdy strofował Andrzeja, że w niewłaściwy sposób przyrządza napój. Potem z nieukrywaną satysfakcją przejął inicjatywę. Oczywiście dał wyraz swojej dezaprobaty na temat herbaty z torebki, wypluwając pierwszy łyk na ziemię.

[image-browser playlist="607233" suggest=""]fot. © 2011 Home Box Office Inc

Tym razem Szymon odkrywa przed widzem i przed terapeutą nieco faktów dotyczących swojej rodziny. Poznajemy między innymi mroczną tajemnicę związaną z ojcem wojskowego i II wojną światową. Dowiadujemy się też paru rzeczy o pani Kowalczyk. Z opowieści mężczyzny wyłania się nam obraz dobrej, kochającej żony i matki. Jednakże Szymon opowiada o niej w sposób bardzo specyficzny. Nie chodzi nawet o to, że wydaje się obwiniać ją o całe zło świata, ale o to, że wszystkie jej zachowania, które powinny podobać się wojskowemu czy mężczyźnie, zamienia w wady i czyni to w taki sposób, że widz przestaje mieć wątpliwości, iż potrzebuje on rozmów z psychologiem.

Gdy patrzy się z perspektywy osoby trzeciej na tę sesję terapeutyczną, przypomina ona nieco partię szachów. Obaj mężczyźni siedzą naprzeciwko siebie, nie ma żadnych gwałtownych gestów, nikt nie podnosi głosu, a mimo to napięcie jest niemal namacalne. Jako widz szczerze podziwiałam opanowanie terapeuty. Natomiast Marcin Dorociński w sposób fenomenalny potrafi skupić uwagę na sobie i na swoim bohaterze. On nie musi starać się sygnalizować wewnętrznego napięcia głosem - wystarczy, że otworzy w odpowiednim momencie szerzej oczy, czy pozwoli sobie na jakiś krótki grymas.

Jako widz dałam się wciągnąć bez reszty we wtorkowe spotkania. Co więcej, z niepokojem obserwuję dalszy rozwój sesji, czekając na to, co się stanie, gdy Szymon wreszcie pęknie. A propos wciągnięcia w akcję, ostatnio obserwuję u siebie i swoich znajomych następujący fenomen: zdarza nam się rozmawiać o serialu, jednakże unikamy sformułowań „mój ulubiony bohater”; raczej rozpatrujemy to w kategorii „ciekawa terapia”. Ten fakt bardzo przemawia na korzyść twórców serialu. Nie starają się oni wytworzyć sztucznej więzi widza z bohaterami, nie starają się, żebyśmy ich polubili lub nie. Kreacja postaci moim zdaniem oparta jest na rachunku prawdopodobieństwa, że w naszym społeczeństwie z pewnością znajdą się jednostki, które będą w większym lub mniejszym stopniu utożsamiać się z poszczególnymi pacjentami. Poza tym zachowany jest klimat terapii, lekarz nie powinien w sposób widoczny faworyzować czy też okazywać niechęci wobec pacjenta.

[image-browser playlist="607234" suggest=""]fot. © 2011 Home Box Office Inc

Chociaż kto wie? Może w miarę rozwoju serialu któryś bohater zaskarbi sobie serca polskich widzów? Bardzo jestem ciekawa, ilu oglądających ulega jego magii i bawi się w psychoterapeutów-bohaterów, próbując dociec przyczyn ich problemów.

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj