Reżyser Ramin Bahrani postanowił zaprezentować widzom inne spojrzenie na historię młodego człowieka, który stara się wyrwać z hinduskich slumsów. Jak wyszło? Przeczytajcie naszą recenzję.
Reżyser
Ramin Bahrani, twórca takich filmów jak
Bez względu na cenę i
451 Fahrenheita, zabiera nas w podróż do Indii, ukazując tamtejszy podział społeczny oraz marzenia niższej klasy, by za wszelką cenę wyrwać się ze slumsów. Ekranizacja
powieści autorstwa Aravinda Adiga opisuje życie Balrama Halwai (
Adarsh Gourav), biednego wieśniaka, który zaliczył drogę od pucybuta do milionera, tyle że nie w amerykańskim stylu. W niczym nie przypomina ona również historii Jamala z produkcji
Slumdog. Milioner z ulicy Danny’ego Boyle'a. Jest o wiele brutalniejsza, a sam bohater już na wstępie jako narrator mówi nam, że istnieje teleturniej, który może go wyrwać z tego świata. Balram postanowił wziąć los we własne ręce i podstępem wkradł się w łaski zamożnej, wpływowej rodziny w swoim regionie, by zostać kierowcą ich najmłodszego syna Ashoka (
Rajkummar Rao) i jego żony Pinky (
Priyanka Chopra). Chłopak od najmłodszych lat czuł, że jest stworzony do wielkich rzeczy, jednak świat, w którym się urodził, skutecznie mu te możliwości udaremniał. Kasta, w której się wychowywał, nie pozwalała marzyć o wielkim świecie. Babcia - głowa rodu - wszystkich trzymała krótko. Zasada była jasna i obowiązywała wszystkich, niezależnie od wieku: pracować i przynosić pieniądze głowie rodziny. Na inne aktywności nie ma czasu. Balram się z tym nie zgadzał. Będąc dzieckiem, widział, jak takie podejście wykończyło jego ojca, który zaharował się na śmierć i nikt po nim nie płakał. Chłopak postanowił przerwać ten krąg, jednak aby to uczynić, musiał znaleźć lepiej płatną pracę, bo tylko wtedy dostałby zgodę od babci, by opuścić wioskę. Co i tak wiązało się z przysięgą, że wszystkie zarobione pieniądze będzie odsyłać do wioski.
Biały Tygrys to bardzo gorzka historia obnażająca system kastowy w Indiach i pokazująca, jak bardzo jest on odarty z uczuć. Ludzie w niskich kastach są od urodzenia uczeni tego, by służyć. Nie marzą o niczym innym. Nie wyobrażają sobie innego życia niż to, do którego byli przygotowywani. Dają się traktować gorzej niż zwierzęta i są zawsze wdzięczni swojemu panu za to, że mogą mu służyć. Balram porównuje to do kogutów czekających w klatkach na rzeź. One wiedzą, co je czeka, i już dawno pogodziły się z losem. Nie próbują uciec, po prostu czekają posłusznie na swoją kolej.
Ramin Bahrani świetnie oddaje charakter Indii. Ubóstwo na ulicach, wszechobecny brud i klarowny podział na bogatych i biednych. Jakby coś takiego jak klasa średnia nie miała prawa istnieć. Każdy, kto był w Indiach i przechadzał się ulicami Waranasi, Delhi czy Mumbaju, wie, że obrazki pokazane w
Białym Tygrysie są prawdzie i nie stanowią fikcyjnego produktu wyobraźni autora. Tam życie ludzkie ma bardzo małe znaczenie, o czym szybko przekonuje się nasz bohater.
Od samego początku reżyser mówi widzowi, że główny bohater jest tak naprawdę antybohaterem. By znaleźć się na szczycie, dopuścił się strasznej rzeczy, a teraz własnymi słowami opowie nam, co się wydarzyło. Narracja bardzo szybko przywodzi na myśl
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa, gdzie tez główny bohater przeprowadzał widza przez swoje życie, tłumacząc mu poszczególne posunięcia i decyzje. Balram nie jest postacią, którą można polubić. To obślizgły typ, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel. Nie ma dla niego żadnej świętości, choć z perspektywy czasu niektórych swoich poczynań żałuje. Jednak nie mamy pewności, że będąc ponownie w takiej sytuacji, postąpiłby inaczej.
Ramin Bahrani w swoim filmie pokazuje, że czas w Indiach się zatrzymał i większość ludzi z niższych kast nawet nie wie, co to jest internet. Nie potrafią czytać ani pisać, a zmiany powoli nadchodzą, czy mieszkańcy tego chcą, czy nie. Jednym z takich przykładów jest Pinky, dziewczyna, która wyjechała do USA w wieku 12 lat i tam zdobyła odpowiednią edukację. Po powrocie do rodzinnych stron męża, nie rozumie i nie godzi się na to, by służących traktować jak przedmioty. Uważa, że kraj może się zmienić i stać się nowocześniejszy. Choć i ona szybko daje się skorumpować istniejącemu układowi, gdy jest on jej potrzeby do przetrwania. Jednak jej nastawienie zmienia coś w myśleniu Balrama. Zostawia pewne pękniecie, które z biegiem czasu zaczyna się powiększać, aż w końcu kruszy ten idealistyczny obrazek sługi w jego głowie.
Biały tygrys to świetnie nakręcona opowieść, która bardzo leniwie się rozpoczyna, ale z każdą minutą nabiera tempa, by w finale mknąć już jak błyskawica. Jest też w tej historii coś z
Parasite'a Bonga, tylko w bardziej subtelnym wymiarze. Po zakończeniu seansu ta historia z nami na trochę zostaje i to jest jej dużym atutem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h