Dwayne "The Rock" Johnson wchodzi do DC Universe jako Black Adam. Jak wypada w tej roli? Czy film ma coś więcej do zaproponowania niż tego gwiazdora w trykocie? Sprawdzamy.
Dwayne Johnson miał marzenie – chciał zrealizować film o Black Adamie. Podobno jako dziecko lubił tego bohatera i czekał na jego kinowy debiut. Lata mijały, a nic takiego się nie działo. Nawet w produkcjach animowanych heros ten był pomijany lub pojawiał się sporadycznie. Dwayne postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. Przekonał decydentów z WB, by powierzyli mu zagranie tej postaci. Wydaje mi się, że te negocjacje nie trwały długo. DCU jak tlenu potrzebuje projektów, które przyciągną ludzi do kin. Gdy już umowa została podpisana, The Rock ruszył na siłownię, by zwiększyć swoją tkankę mięśniową. Nie wiedziałem, że w jego przypadku jest to jeszcze możliwe, a jednak! Na ekrany kin na całym świecie trafia właśnie film o antagoniście Shazama.
Akcja rozgrywa się w fikcyjnym kraju Kahndaq, którym władają najemnicy terroryzujący jego mieszkańców. Ich celem jest wydrenowanie krainy ze wszystkich zasobów mineralnych, zwłaszcza cennego Eternium. Społeczeństwo ma już tego dosyć. W powietrzu wisi rewolucja. Brakuje jedynie przywódcy, który mógłby zmotywować cywilów do walki. Na kogoś takiego wyrasta Adrianna Tomaz (Sarah Shahi), która z pomocnikami stara się odnaleźć pewien artefakt. W trakcie poszukiwań w jednej ze świątyń bohaterka przywołuje na ziemię dawnego czempiona, Teth-Adama (Dwayne Johnson). Jego pojawienie się sprowadza do kraju Justice Society of America w składzie: Hawkman (
Aldis Hodge), Doctor Fate (
Pierce Brosnan), Atom Smasher (
Noah Centineo) i Cyclone (
Quintessa Swindell). Na polecenie Amandy Waller (
Viola Davis) mają oni aresztować Teth-Adama i sprowadzić go do specjalnego więzienia. Rozpoczyna się walka – nie tylko o przyszłość krainy Kahndaq, ale też o wolność jej wojownika.
Black Adam mocno wyróżnia się na tle innych produkcji DCU. Jest dość brutalny, ale nie taki mroczny jak poprzednie tytuły z tego uniwersum. Ma także zupełnie inny wydźwięk.
Jaume Collet-Serra, twórca akcyjniaków z Liamem Neesonem, prowokuje pytania, kim dokładnie jest człowiek, którego możemy nazwać bohaterem, i czym tak naprawdę jest bohaterstwo. Każdy może je przecież definiować inaczej. Dla mieszkańców kraju Kahndaq Teth-Adam jest zbawieniem i herosem, na którego czekali od dawna. Natomiast dla reszty świata jest on po prostu potworem chcącym zdestabilizować region, w którym od lat panował pokój. Sprawa nie jest oczywista, ponieważ działania bohatera mocno różnią się od tego, jak dotychczas postępowali herosi. Życie ludzkie nie znaczy dla niego nic. Ma się za boga i tak się też zachowuje. Każdy, kto stanie mu na drodze, zostanie zlikwidowany. I to w dość brutalny sposób.
Muszę przyznać, że nowa produkcja Warner Bros. została dopracowana pod względem castingu. Dwayne Johnson jest świetnym superbohaterem. Nie wygłupia się jak w innych swoich filmach. Jest bardziej poważny i opanowany. Do tego, jak już wspomniałem na początku, zwiększył masę mięśniową, dzięki czemu nawet bez efektów specjalnych czy napompowanego kostiumu wygląda jak prawdziwy heros. Widać to zwłaszcza podczas scen z innymi aktorami – na przykład tymi wchodzącymi w skład Justice Society of America. Uwagę w tej grupie skupiają na sobie Pierce Brosnan i Aldis Hodge. Panowie świetnie ze sobą współpracują. Mam wrażenie, że dobrze bawili się podczas nagrań. Pierce jako Doctor Fate sprawdza się idealnie. Podkreśla pewną elegancję i spokój tej postaci. Po drugiej stronie jest właśnie Hawkman – lider, który wierzy wyłącznie w rozwiązania siłowe. Najpierw bije, później zadaje pytania. Muszę przyznać, że ta wersja Hawkmana (a jest to już czwarta w telewizyjno-kinowym świecie DC) należy do moich ulubionych. Aldis dobrze ukazuje ten pazur i napompowane ego swojej postaci.
Do tego Sarah Shahi spokojnie mogłaby zagrać nową wersję Lary Croft. Jako rebeliantka Adrianna sprawdza się wyśmienicie. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczymy ją w DCU. Jej bohaterka jest taką odpowiedniczką Jane Foster w tym uniwersum, chociaż nie ma tutaj miejsca na romans. Jest jedynie chęć zemsty i walka o sprawiedliwość.
Najsłabiej z całej grupy wypada Quintessa Swindell jako Cyclone. Odniosłem wrażenie, jakby ta postać była wciśnięta do historii na siłę. Nie wnosi do niej nic istotnego. Gdyby jej nie było, to widzowie nawet by tego nie odczuli. Oprócz kilku scen w slow motion i dwóch kwestii wygłaszanych podczas obsługi komputera jej bohaterka nie ma tutaj nic do roboty. To zmarnowany potencjał. Szkoda, bo Quintessa ma talent aktorski, o czym mogliśmy się przekonać w serialu
Euforia.
Nie będę tu nikogo czarować – scenariusz
Black Adama nie jest zaskakujący. To historia o tym, jak tytułowy bohater stał się obrońcą krainy Kahndaq. I przyznam, że nie miałem większych oczekiwań. To napakowane akcją kino rozrywkowe o superbohaterach. Oczywiście, że fabuła jest mocno przewidywalna. Oczywiście, że od początku wiemy, kto wygra, a kto przegra. Co z tego? Na pochwałę zasługuje humor, widowiskowe walk i wybuchy. Jeśli mam być szczery, to w kilku scenach widać niedociągnięcia w sferze efektów specjalnych. Jednak nie są one tak widocznie jak w ostatnich produkcjach Marvela.
Black Adam spełnił moje oczekiwania. Nie jest to może produkcja perfekcyjna, ale dostarcza sporo rozrywki. Chętnie zobaczę drugą część. Zwłaszcza po tym, co twórcy zaprezentowali nam w scenie po napisach. Oby nie były to czcze obietnice.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h