Black-ish stawia bohaterów w sytuacji dość znanej serialo- i kinomaniakom. Oto mama i tata zamieniają się na kilka dni rolami, dzięki czemu z jednej strony można pokazać równość płci oraz problemy, z jakimi zmagają się postacie podczas spełniania swojej roli, a z drugiej przede wszystkim komiczne gagi. Twórcy Black-ish pokazują, jak dobrze bawić się schematami, opierając je na barkach utalentowanej obsady, która dostarcza widzom niemało śmiechu.

Anthony Anderson jako zwariowana mama sprawdza się wyśmienicie. Aktor ładnie wykorzystuje swoje talenty, by rozbawić widzów solidnymi gagami, jednocześnie pokazując, jak bardzo jest w roli matki nierozgarnięty. Wydaje się, że jedynie sceny z uzależnieniem od poklasku w szkole zostały troszeczkę przesadzone, przez co nie zawsze dobrze działają, ale poza tym wszelkie elementy trafiały w sedno i potrafiły rozbawić.

[video-browser playlist="633025" suggest=""]

Powoli przekonuję się do Tracee Ellis Ross w roli żony głównego bohatera. Przez pierwsze 3 odcinki jakoś mi ona nie pasowała oraz nie zawsze jej postać odnajdywała się w fabule. Tutaj to się zmienia na korzyść aktorki. Jej nieporadne sceny kontaktu z dziećmi, kiedy Dre wszystko już zrobił, są naprawdę zabawne.

Jedynym dziwnym zabiegiem tego odcinka, który się nie sprawdził, jest motyw z oglądaniem życia bohaterów na ekranie kina. Wstawka niepotrzebna i przekombinowana. Bynajmniej nie spełnia nawet roli humorystycznej. Eksperymenty w serialach komediowych są mile widziane, ale w tym przypadku wyraźnie coś nie gra.

Czytaj również: Dodatkowe odcinki dla seriali "Chirurdzy", "Dawno, dawno temu" i innych

Black-ish bawi konceptem, historią oraz bohaterami, z których każdy jest odpowiedzialny za warstwę humorystyczną. Gdyby wszytko było oparte tylko i wyłącznie na Andersonie, mogło by się nie udać, a tak - jest dobrze.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj