Po wydarzeniach w domu cioci Khalila Jefferson i reszta rodziny starają się odnaleźć Jennifer i jej chłopaka. W ślad za dwojgiem zbiegów podąża również Giselle, najemniczka wynajęta przez Tobiasa, aby schwytać Khalila. Ten, po starciu z antagonistką zostaje zainfekowany zabójczą trucizną. Jennifer włamuje się do szpitala, aby ukraść leki dla ukochanego. W tym czasie w kręgu zainteresowań Tobiasa znajduje się młody geniusz, któremu nie przyznano grantu naukowego. Gangster stara się przekonać go, aby dołączył do jego projektu. Sam wątek poszukiwań przez Black Lightninga i drużynę Jennifer i Khalila uważam za udany połowicznie. Dynamika pomiędzy bohaterami, ich motywacje oraz całkiem niezłe dawkowanie napięcia w tej sytuacji zostały oddane w punkt. Postać Jeffersona wnosiła odpowiedni patos do grupy, Gambi element zdrowego rozsądku, a Anissa pewną dawkę luzu. Wszystko to było całkiem dobrze wyważone. Jednak w pewnym momencie twórcy za bardzo według mnie zaczęli ukazywać działania naszych bohaterów jako nieudolne, których sukces jest tylko kwestią przypadku i naprawienia prostych błędów. W pełni oddaje to scena, w której Jefferson orientuje się w czasie poszukiwań, że gogle nie są nastawione na odpowiednie parametry a miejsca, które mieli przeszukać kompletnie nie było na ich liście. Scenarzyści prowadzili swoich bohaterów od punktu A do punktu B, jednak w wielu przypadkach intryga z ich udziałem trzymała się tylko i wyłącznie na dobre słowo. Szkoda, bo w tym teamie drzemie o wiele większy potencjał. Podobnie sprawa ma się w wątku Jennifer i Khalila. Niestety nie za bardzo cały czas wierzę w tę gorącą miłość, która jest pomiędzy tymi bohaterami na ekranie. Całość budowania tej relacji zarówno przez twórców, jak i aktorów bije sporą dawką sztuczności, która psuje odbiór tej fabularnej kwestii. W ogóle nie czułem w tym epizodzie ekranowej chemii między Chiną Anne McClain a Jordanem Callowayem. Wyszedł taki tani, przepełniony zbytnim patosem młodzieżowy romans. Natomiast podoba mi się to, jaką przemianę na przestrzeni ostatnich odcinków przebyła postać Jennifer, co bardzo dobrze widać w tym epizodzie. Nie jest już taką zagubioną, ciągle naburmuszoną nastolatką, tylko w końcu jest w niej spora dawka twardzielki. W tym momencie to kobieta, która może sobie poradzić w każdej sytuacji. Świetnie oddaje to scena, w której przesłuchuje Giselle, w poszukiwaniu antidotum dla Khalila. Jestem ciekaw jak rozwinie się jej wątek, jednak mam nadzieję, że obędzie się bez tego słabego elementu romantycznego. Wspomniana już przeze mnie Giselle nie okazała się jakimś interesującym czarnym charakterem, który można byłoby zapamiętać na długo po emisji. Miałem wobec niej spore oczekiwania, jednak oprócz bardzo dobrze zrealizowanej sceny walki  z poprzedniego odcinka, w tym nie zaprezentowała żadnej silnej strony. Tak dołączyła póki co do niechlubnego grona słabych antagonistów seriali The CW na podstawie komiksów DC. Znacznie lepiej prezentuje się w tym momencie nowy antagonista z mocą teleportacji. Świetna scena masakry w barze zapowiada, że będzie on twardym orzechem do zgryzienia dla głównych bohaterów. Oby. Nieźle zapowiada się również wątek Todda Greena granego przez RJ Cylera. Młody aktor sprawdza się w rolach takich trochę aspołecznych mózgowców i tutaj to w pełni potwierdza. Twórcy nakreślili całkiem dobrą dynamikę pomiędzy geniuszem a Tobiasem i jestem ciekaw, co wyjdzie z tej mieszanki. Nowy odcinek Black Lightning ma swoje wady, niektóre całkiem spore, ale nie przeszkadzają one w odbiorze epizodu. Słabe rozwiązania fabularne zostały zrównoważone ciekawie nakreślonymi wątkami i rozbudowaniem przemiany jednej z postaci.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj