Jest rok 1916. Młody chłopak, Eugeniusz Bodo, ucieka z domu, ponieważ zamiast zostać lekarzem, jak chciałaby rodzina, marzy o karierze scenicznej. Droga na szczyt będzie długa i nie raz rzuci go w miejsca, które inni artyści omijaliby szerokim łukiem. Ciężka praca da jednak efekty i już za kilka lat jego nazwisko będzie znała cała Polska, a nawet i część Hollywood. Mógłby zostać gwiazdą USA, ale jego plany pokrzyżuje wybuch okrutnej wojny. Nie wiem, jaki jest sens wprowadzania do kin skróconej wersji serialu, który wciąż za darmo można zaleźć w telewizji. Zwykle działa to w drugą stronę, czyli do kin trafia film, który następnie jest w szerszej formie pokazywany w TV. Film Michała Kwiecińskiego został pozbawiony fabuły. Reżyser pozostawił jedynie piosenki, które przeplatają, jakby mogło się zdawać, przypadkowe wydarzenia z życia Bodo (Antoni Królikowski / Tomasz Schuchardt). Akcja tak szybko skacze w czasie, że widz nieznający serialu gubi się w tym, co widzi na ekranie, a osoby znające wersję telewizyjną tylko się denerwują taką skrótowością. Najlepszym przykładem jest wątek ojca głównego bohatera, który w filmie zostaje sprowadzony do dosłownie dwóch scen i to wcale nie definiujących chłopca. Jest to idiotyczny zabieg, ponieważ to właśnie dzięki ojcu Eugeniusz chce zostać gwiazdą i zakochuje się w teatrze. Bodo miał być historią pierwszego polskiego celebryty, który nauczył się, jak wykorzystywać prasę do swoich celów. Niestety, to także z filmu zostało usunięte. W efekcie otrzymujemy obraz zadufanego w sobie artysty, który kobiety zmienia jak rękawiczki, przyjaciół nie ma, a jego kariera opiera się tylko na występach scenicznych w Warszawie. Nie ma tu ani walki o sławę, praktycznie nic o podboju kina, ani o jego twórczości. Kinowa wersja Bodo to fabularna wersja szkolnego bryku, pokazująca zaledwie ułamek tego, co pełna wersja. Ciężko się ją ogląda. Odnoszę nawet wrażenie, że chodzi tylko o zaprezentowanie utworów muzycznych, bo jest ich naprawdę sporo. Film jak burza przechodzi przez młode lata Bodo, co oznacza, że fani talentu Antoniego Królikowskiego raczej się nim nie nacieszą. Choć z drugiej strony w serialu też nie za dużo czasu mu poświęcono. Wersja kinowa jest zdominowana przez Tomasza Schuchardta. Twórcy pokazali związek gwiazdora z Reri, w którą wcieliła się Patricia Kazadi. Wielka szkoda, że akurat ten aspekt życia tytułowego bohatera reżyser postanowił ukazać, ponieważ ciekawszy dla widzów wydaje się płomienny romans z Zulą Pogorzelską (Roma Gasiorowska), którym żyła cała Warszawa. Bodo to pozycja skierowana dla miłośników wokalnych talentów tego bohatera. Reszta może sobie go odpuścić lub poczekać aż TVP będzie po raz kolejny przypominać wersję serialową.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj