W powietrzu napięcie czuć od początku epizodu, gdy dowiadujemy się, że dziś jest ten dzień, w którym Peaky Blinders pozbędą się Kimbera i powiększą swoje wpływy. Wydawałoby się, że Tommy wszystko kontroluje i nic nie może pokrzyżować jego planów. Kimber jednak dowiaduje się o spisku i sam rusza z armią na Peaky Blinders. Wątek ma fantastyczny klimat, który jest wzmacniany przez pracę kamery oraz muzykę, ale co najważniejsze - Steven Knight nie próbuje być tutaj efektowny. Twórca stawia na efektywność i nietypowość, więc zamiast krwawej strzelaniny, Ada w końcu przydaje się na coś ciekawszego niż dotychczas. W scenie jej przemowy do grupy uzbrojonych po zęby gangsterów wyczuwalne jest napięcie, bo do końca nie wiadomo, czy zaraz ktoś jej nie zastrzeli i nie zacznie się rzeź. W tym wszystkim błąd popełnia Kimber, który myślał, że impulsywny atak na Tommy'ego przyniesie efekty, ale to właśnie udowadnia nam, jak kiepski był z niego przywódca. Tommy jest twardszy i bardziej bezwzględny. Takich ran na wojnie przeżył pewnie wiele, więc nic dziwnego, że to przetrwał, a starcie zakończyło się jego zwycięstwem. Chociaż chciałbym w Peaky Blinders zobaczyć trochę więcej gangsterskich akcji, to takie rozwiązanie Knighta wydaje się odpowiednie dla serialu, który stworzył. Jest klimat i satysfakcja, a przede wszystkim dobry, otwarty wątek rozwoju organizacji na drugi sezon.
Campbell ukazany jest w tym odcinku w trochę w innym świetle. Widzimy to, gdy udaje się do chińskiego domu uciech, gdzie krzywdzi prostytutkę. Jest w tym pewna ironia, że człowiek, który tak fanatycznie mówi o oczyszczeniu miasta z plugastwa, sam jest w istocie ludzki i pełen wad, gdyż korzysta z tego, czym rzekomo gardzi. Mamy niezłą scenę rozmowy Tommy'ego z Campbellem, która mimo wszystko nie daje pełnej satysfakcji. Wydawało mi się, że Shelby dobrze wie, iż Campbell go oszukał w ich umowie, a dalej z nim dywaguje. W Peaky Blinders najbardziej brakuje mi większej liczby aktorskich pojedynków Sama Neilla i Cilliana Murphy'ego. Świetnie one wypadają, ale jest ich zbyt mało.
Polly Gray jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci w Peaky Blinders, która mimo że działa na drugim planie, kradnie wiele scen. Jej rozmowa z Grace to prawdziwy popis bohaterki oraz grającej jej aktorki. Bezwzględna, lojalna i twarda Polly pokazuje nam jedną z najbardziej wyrazistych kobiet, jakie ostatnio w telewizji zagościły. Z powodzeniem mogłaby prowadzić organizację tak samo dobrze jak Tommy, co na pewno robiła przed jego powrotem z wojny. Problemem jest jedynie specyfika czasów, gdzie kobietę na takim stanowisku nie traktuje się równie poważnie jak mężczyznę.
Sam wątek romantyczny jest zaskakująco dobrze poprowadzony. Bałem się, że zmieni Tommy'ego i wprowadzi sporo banału do Peaky Blinders, ale twórca serialu wychodzi z tego obronną ręką. Co prawda ma wpływ na Shelby'ego, który staje się bardziej ludzki, ale nie popełnia takich błędów, jakich się obawiałem. W samym wątku kluczowej roli nie odgrywa jednak uczucie, a pretekst do budowy istotnej historii na drugi sezon. Fenomenalnie wygląda scena na peronie, gdzie pojawia się Campbell. Klimat i ogromne emocje obiecują nam, że w drugiej serii Tommy straci resztki człowieczeństwa, a dla Campbella był to ostatni błąd w życiu.
Finał Peaky Blinders to prawdopodobnie najlepszy i najciekawszy odcinek sezonu, który skupia się na tym, co w nim najlepiej działało. Są emocje, jest klimat i obietnice wielu wrażeń w kolejnej serii. Steven Knight stworzył serial w typowym dla siebie stylu - najważniejsi są bohaterowie, historia i wyśmienite dialogi, a nie efektowne strzelaniny.