Poprzedni epizod Broadchurch zakończył się na wyznaniu Laury Benson (Kelly Gough), dostarczając zarówno policji, jak i widzom kolejnych zagadek. Prawdopodobnie Trish nie jest jedyną ofiarą tego samego mężczyzny, a śledztwo komplikuje się jeszcze bardziej. Okoliczności obu zdarzeń są bardzo podobne, a do tego wszystkiego pojawia się jeszcze trzecia kobieta, która nie zgłosiła się w przeszłości na policję. Tak więc masę przypuszczeń widzowie mogą wyrzucić do kosza – zamiast po kolei eliminować podejrzanych, scenarzysta Chris Chibnall dostarcza kolejnych wątpliwości w ilościach hurtowych. Oczywiście ciężko czynić z tego zarzut – wszakże dobry kryminał musi do samego końca trzymać w napięciu, a trzy odcinki przed końcem całego serialu wciąż niewiele wiemy. W tle rozgrywa się wątek typowo obyczajowy – Trish przyznaje się Cath do tego, że przespała się z jej mężem, a sama Cath nie sprawia wrażenia zbyt zdziwionej. Dziwi ją za to, że padło akurat na Trish. Jest to zresztą jedna z najlepszych scen w tym odcinku. Grająca Cath Sarah Parish rewelacyjnie zagrała kobietę zdradzoną zarówno przez męża, jak i najlepszą przyjaciółkę, przy okazji ujawniając swoją bardziej niebezpieczną stronę osobowości. Mało kto chyba się spodziewał, że Cath potrafi tak przekonująco komukolwiek grozić. Co do wydarzeń pobocznych, warto też wspomnieć księdza Paula. Arthur Darvill gra bohatera, który w tym sezonie na razie bez celu snuje się po ekranie, próbując coś robić, ale nikt szczególnie nie potrzebuje jego pomocy. Żałoba po Dannym już dawno się zakończyła, więc wierni zaszyli się w domach, a religijność mieszkańców Broadchurch wciąż utrzymuje się na mizernym poziomie. Bohater Darvilla wydaje się wiec wrzucony do większości odcinków zupełnie na siłę, nie inaczej jest też tutaj. Sfrustrowany Paul przyznaje się Beth, że ona przynajmniej swój smutek przekuła w siłę i pomaga kobietom przebrnąć przez traumę, zaś on sam nie ma wiele do roboty – rzeczywiście, słuszna uwaga… Właściwie każdy w tym odcinku odkrywa swoją nieznaną wcześniej twarz – Cath jest groźniejsza, niż mogło się wcześniej wydawać, jej mąż Jim także bez mrugnięcia okiem dusi taksówkarza Clive’a Lucasa, z kolei przemiły szef Cath, Ed, bez pardonu Jima bije i kopie. Leo Humphries każe swojej dziewczynie kłamać, a odsiadujący kiedyś za gwałt Aaron Mayford robi sobie z policji żarty (obrzydliwa postać!). Wydaje się, że w tym sezonie absolutnie każdy bohater ma coś na sumieniu, a już na pewno nie jest przemiłym kolesiem z sąsiedztwa. Chibnall z powodzeniem stosował już tę samą metodę w pierwszym sezonie Broadchurch – dodając każdemu bohaterowi grzeszki ciężko odróżnić, kiedy ukrywa on coś naprawdę strasznego, a kiedy na przykład romans… Po raz pierwszy od początku sezonu odnosi się wrażenie, że Ellie Miller i Alec Hardy są odrobinę postaciami drugoplanowymi. Pomimo aktywnego prowadzenia śledztwa, piąty odcinek serialu skupia się jednak zdecydowanie na bohaterach miasteczkach i ich problemach. Nie jest to zarzut, a raczej zwrócenie uwagi na to lekką zmianę proporcji wydarzeń. Zastanawiający jest za to wątek córki Hardy’ego, nie pasujący szczególnie do serialu. Jeżeli jej (najpewniej) nagie zdjęcie zdobywające popularność w szkole nie ma nic wspólnego z głównymi zdarzeniami, jest jedynie pretekstem do pokazania Aleca jako przepracowanego ojca, nie mającego wiele czasu dla córki. Koniec odcinka tradycyjnie rzuca nowe światło na śledztwo, podsuwając widza kolejnego podejrzanego. Ze świecą szukać widza, który nie oskarżał już każdego bohatera tego sezonu. Chris Chibnall po mistrzowsku lawiruje pomiędzy postaciami, nie ułatwiając widzowi zadania. Atmosfera gęstnieje, a my wciąż nic nie wiemy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj