Szósty odcinek sezonu jest zdecydowanie tym najsmutniejszym. Do tej pory rządził i dzielił główny wątek śledztwa, jednak to tragedia z przeszłości zaważyła na wydarzeniach, które rozegrały się w tym epizodzie.
Najnowszy odcinek
Broadchurch rozpoczyna się snem Marka Latimera – rozpaczliwie smutnym, ponieważ śni mu się Danny. W dodatku jako nastolatek, czyli będąc w wieku, którego syn Marka nigdy nie doczekał. Ta prosta rozmowa, a później gwałtowne przebudzenie zwiastuje dalsze, dużo dramatyczniejsze wydarzenia. Niczego niespodziewający się widz w skupieniu ogląda wydarzenia dotyczące śledztwa, a tymczasem odcinek dąży ku zaskakującemu końcowi. Spotkanie z Joem także nie przebiega standardowo – morderca oraz ojciec ofiary rozmawiają spokojnie. Nie dochodzi do żadnych rękoczynów, a Mark nie jest w stanie skrzywdzić byłego przyjaciela. Podobnie mają się rzeczy ze strony Joe’ego. Ich rozmowa jest zresztą jedną z najlepszych scen odcinka, zagrana koncertowo, a także przepełniona emocjami. Już wtedy widz może spodziewać się, co wydarzy się dalej, a telefon Marka do córki upewnia w podejrzeniach, że zamierza on zrobić to, do czego Joe, jak się przyznał, nie jest zdolny.
Chris Chibnall pozostawia widza po seansie w stanie bliżej nieokreślonym – wstrząsa końcowa scena, kiedy Mark unosi się na powierzchni wody; nie tonie, ale też całkowicie poddając się wodzie. Telefon do Chloe świadczy ewidentnie, że mężczyzna spróbuje popełnić samobójstwo, ale do następnego epizodu nie możemy być pewni, czy jego próba się powiodła. Sama scena jest też nakręcona w sposób niezwykle subtelny, minimalistycznie i ze smakiem. Muzyka skomponowana przez Ólafura Arnaldsa wspaniale dopełnia całość. Grający Marka Andrew Buchan skradł ten odcinek, a choć jego bohater nieraz irytował, tutaj wybacza mu się wszystko – w końcu jest (był?) człowiekiem, który samotnie próbuje ukarać mordercę swojego syna, ale jest już tak zmęczony życiem, że nie ma siły nawet na to.
Poszukiwania gwałciciela przybierają coraz to bardziej dramatyczny obrót. Wychodzą na jaw powiązania Katie Harford z jednym z podejrzanych, Edem, który z kolei okazał się obsesyjnie zakochany w Trish.
Broadchurch wciąż zaskakuje ilością sekretów, które są ukrywane przez mieszkańców miasteczka. Bardzo też intryguje wątek danych z laptopa Trish, które z jakiejś przyczyny zagrażały jej mężowi. Nie da się ukryć, że na dwa odcinki przed końcem serialu wciąż w zasadzie nie da się wytypować sprawcy trzech znanych policji gwałtów. Kolejni podejrzani są w jakiś sposób
odhaczani, ale odkrywanie ich tajemnic w dalszy ciągu przeważnie ma niewiele wspólnego ze znalezieniem winnego. Po raz pierwszy w tym sezonie wychodzi na jaw złość śledczych, wyładowana na Katie, odsuniętej słusznie od śledztwa. Alec Hardy oraz Ellie Miller błądzą wciąż po omacku, posiadając paradoksalnie coraz mniej dowodów, świadczących na niekorzyść przynajmniej kilku osób. Pojawia się też trzecia ofiara gwałtu, Nira (Ellora Torchia), która stanowi kolejny przykład podejścia do współpracy z policją. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych zgwałconych kobiet, ona nie ma zamiaru wracać do bolesnych wspomnień, tym samym pokazana jest skrajnie odmienna postawa ofiar gwałtów.
Broadchurch po raz kolejny udowadnia, że jest serialem kryminalnym z prawdziwego zdarzenia, ponieważ jak zawsze wątek kryminalny do ostatniego momentu trzyma w napięciu, nie pozwalając widzom na błyskawiczne wytypowanie sprawcy. Jednak to całe tło obyczajowe, czyli życie mieszkańców miasteczka napiętnowanego tragedią jest najważniejsze. Żadna zbrodnia nie pozostaje w końcu bez echa. Mark Latimer jest kolejnym tego przykładem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h