Nie oznacza to jednak, że produkcja NBC nagle staje się serialem na poziomie. Twórcom nie można odmówić kreatywności, gdyż często ich pomysły są albo sztampowe, albo tak głupie, że aż trudno uwierzyć. Revolution najbardziej jednak zaczyna dołować, gdy skupia się na relacjach postaci. I tak też jest w tym odcinku, gdzie już na samym początku powracamy do jednego z najgorszych bromance'ów telewizji - Milesa i Monroe. Przypominają oni dwóch nastolatków, którzy byli zakochani w jednej pannie i od tego czasu pałają do siebie niechęcią. Nie czuć tu w ogóle, że Monroe zabił pół rodziny Milesa i kilkakrotnie próbował też ubić jego. Nie, no bo po co? Parę słów wyjaśnień, zero emocji i znów jesteśmy przyjaciółmi, ale dla pewności powiedzmy, że tylko powierzchownie.
Wszystko to przybiera absurdalną formę w scenie w chatce, gdy na spotkanie wpadają Rachel i Aaron. Wówczas moja teoria zaczyna nabierać większego sensu - Rachel zachowuje się w sposób bardzo wesoły, próbując udawać urażoną, cierpiącą lub coś w tym stylu. Trudno do końca rozgryźć, co aktorka chce przekazać, gdyż jej brak emocji jest zatrważający. Do tego reakcja Rambo-Charlie na fochy matki, duma na obliczu, gdy mówi, że to ona go przyprowadziła oraz zarazem cierpienie na twarzy Rachel, gdy Charlie przytula Aarona... Zastanawiam się czasem, czym ma być tak naprawdę Revolution. Sitcomem? Parodią? A może telenowelą?
[video-browser playlist="634263" suggest=""]
Połączenie Monroe z grupą może jednak trochę rozrusza ten serial, bo Monroe wprowadza coś bardzo rzadko w tutaj spotykanego - nieprzewidywalność. Widać to w końcowej scenie wątku, gdy z zimną krwią zabija strażnika Teksasu. Szkoda, że Jima Beavera wykorzystano do tak nijakiej roli, ale sam pomysł na sprowokowanie wojny wydaje się w porządku (aczkolwiek na pewno możemy spodziewać się realizacji w takiej formie, że głowa rozboli).
Odcinek ponownie kradnie Neville, którego perypetie dają nam najwięcej informacji na temat tego, co się dzieje i kim są Patrioci. Esposito świetnie nakreśla wyrazistą postać, która przyciąga do ekranu. Wygląda na to, że Patrioci to organizacja mniej spójna, niż mogliśmy się tego spodziewać. Najwyraźniej też mniej potężna, skoro boi się konfliktu.
Gdzieś tam w tle przemyka wątek Aarona i jego emocjonalnych dylematów oraz banalnych wspominek. Wątek Patriotów wydaje się interesujący, więc jeśli twórcy bardziej skupią się na intrydze, a nie na tragicznych relacjach postaci, to Revolution może jeszcze zapewnić miłą rozrywkę.