Buzz Astral wraca w solowym filmie. Czy bez Chudego i reszty jest w stanie przykuć naszą uwagę? Sprawdzamy.
Buzz Astral już od pierwszego filmu
Toy Story budził u najmłodszych widzów większe zainteresowanie niż kowboj Chudy. Kosmonauta był nie tylko fajnie napisany, ale też miał ciekawą historię. Disney bardzo szybko dostrzegł jego potencjał i postanowił stworzyć serial animowany zatytułowany
Buzz Astral z Gwiezdnej Bazy, w którym główny bohater wykonywał różne misje. Seria składała się z 63 odcinków, ale nieszczególnie zainteresowała młodą widownię. Być może zbyt mocno odbiegała od filmowego oryginału? To jednak nie zniechęciło Disneya. Po 21 latach w końcu doczekaliśmy się solowego filmu o Buzzie. Zastanawiałem się, jak twórcy połączą tę opowieść z
Toy Story, by nie był to kolejny ordynarny spin-off odcinający kupony od znanej marki. Okazało się, że wpadli na świetny pomysł. Otóż film
Buzz Astral jest tą samą produkcją, którą Andy oglądał w kinie w 1995 roku. To właśnie ona stała się inspiracją do powstania serii zabawek walecznego kosmonauty – chłopiec jedną z nich dostał na urodziny. Zabieg prosty, ale genialny. Dzięki temu twórcy mogli puścić wodze fantazji, bo wiedzieli, że widzowie i tak będą zachwyceni.
Scenarzysta Pete Docter (
Odlot,
W głowie się nie mieści, Co w duszy gra) tym razem postawił na dużo prostszą – co nie znaczy, że gorszą! – opowieść. Chciał, abyśmy lepiej poznali postać, która jest nieustępliwa i zawsze przekonana o swojej racji. Bohater produkcji musi skonfrontować się z samym sobą – swoim strachem i koncepcją świata, w której misja jest najważniejsza. Ważniejsza od wszystkiego dookoła! Buzz jest typowym żołnierzem. Nie zna lub nie pamięta czasów, w których miał czas wolny i mógł zrobić coś dla siebie. Koncentruje się wyłącznie na obowiązkach i nie przyjmuje do wiadomości, że mógłby ponieść porażkę. Gdy więc statek kosmiczny z całą załogą z jego winy rozbija się na nieznanej planecie, robi wszystko, by naprawić swój błąd.
Jest to prosta historia, którą dobrze znamy, ale Pete Docter tak ją napisał, że będziemy się śmiać, płakać, a miejscami nawet z ekscytacji siedzieć na krawędzi fotela.
Buzz Astral jest produkcją świetnie zbalansowaną, z idealnie zachowanymi proporcjami. Postaci są zarówno komiczne, jak i śmiertelnie poważne. Nie ma tu bohatera, którego byśmy nie polubili. Pod tym względem przypomina inny zapomniany hit Disneya –
Atlantydę. Mamy dużo ciekawych postaci, a każda potrafi zagarnąć naszą uwagę.
fot. Pixar/PIXAR - © 2022 Disney/Pixar. All Rights Reserved.
Za reżyserię odpowiada Angus Maclane, który od kilku lat ostrzył sobie zęby na pełnometrażowy projekt ze świata Toy Story. Wyreżyserował aż cztery krótkometrażówki o przygodach zabawek:
Wakacje na Hawajach,
Zestaw pomniejszony,
Imprezator Rex, a także
Toy Story: Horror. W końcu dostał większą szansę! I trzeba przyznać, że świetnie ją wykorzystał. Widać, że zna tę postać bardzo dobrze, ale też ma pomysł na to, by pokazać ją w innym świetle – by nawet najwięksi fani serii byli zaskoczeni i znaleźli tu coś nowego dla siebie. Trzeba przyznać, że Angus stworzył film dla całej rodziny, na którym dobrze będą bawić się zarówno rodzice z dziećmi, jak i dziadkowie z wnukami.
Pixar znów pokazał, że nie ma sobie równych, jeśli chodzi o filmy animowane. Miałem pewne obawy, czy
Buzz Astral będzie w stanie dorównać serii, z której się wywodzi, ale po seansie mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że stoi na tej samej półce. Jest to produkcja z jednej strony inna, z drugiej – bardzo znajoma.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h