Mam mieszane odczucia co do siódmej serii Californication. Odczucia te towarzyszą mi od dobrych trzech sezonów i nie sposób nie zauważyć, że serial mocno pikuje. Nie wiem, co się stało z Hankiem Moodym. Gdzieś pomiędzy kolejną książką a pisaniem bloga dla magazynu pogubił się i próżno szukać jego dawnego ja. Czasy się zmieniają, Hank niby pozostaje ten sam, ale jednak nie do końca. Widać to doskonale w siódmym sezonie, gdzie twórcy zamiast dążyć do rozwiązania i w miarę godnego pożegnania bohatera na siłę komplikują mu życie. Oczywiście pomysł wprowadzenia syna z poprzedniego związku nie jest zły; każdy, kto zna Moody'ego, spodziewał się, że do takiej sytuacji może dojść. Nie wiem jednak, czy najlepszym rozwiązaniem jest robienie tego w finałowym sezonie. Możliwe, że mam co do tego złe odczucia, gdyż mocno kibicuję Hankowi i Karen. Możliwe, że twórcy zrobili wszystkim psikusa, próbując przekonać zarówno głównego bohatera, jak i widzów, że Karen jest tą jedyną. Może nigdy tak nie miało być? Za dużo tutaj gdybania.
Przedostatni odcinek kontynuuje najważniejsze wątki całego sezonu, dając rozwiązanie przynajmniej jednego z nich. Produkcja serialu "Gliniarz z Santa Monica" dobiega końca. Widzom nie spodobał się pilotażowy odcinek i trzeba zakończyć produkcję. Nawet jeśli wszystko pokazane jest z przymrużeniem oka, to właśnie w podobny sposób funkcjonuje Hollywood. I tutaj mamy pewne mrugnięcie okiem do fanów. Widzowie będący na bieżąco z produkcjami telewizyjnymi zdają sobie doskonale sprawę, że Brandon T. Jackson (czyli Hashtag) miał grać syna Eddiego Murphy'ego w serialu będącym kontynuacją "Gliniarza z Beverly Hills". Produkcja ta również nie dostała zamówienia na sezon. Niby mała rzecz, a cieszy. Tylko co dalej z Hankiem, który obecnie jest bezrobotny? Może zacznie pisać kolejną książkę? Jego obecne życie, dowiedzenie się o synu i lawirowanie pomiędzy Karen a Julią to doskonały materiał na nową powieść.
Niestety, jeżeli chodzi o powrót do największej miłości życia, czyli Karen, nie idzie po myśli Moody'ego. Matka jego córki nie ma zamiaru się z nim ponownie wiązać, choć między dwójką bohaterów iskrzy aż miło. Natasha McElhone i David Duchovny tworzą świetną serialową parę, czuć między aktorami chemię i chcąc nie chcąc kibicuje się im.
[video-browser playlist="635408" suggest=""]
Nie lepiej ma Runkle. Charlie bez pracy Hanka pozostaje całkowicie spłukany i jedynym wyjściem zdaje się być przystąpienie na propozycję Stu. Zdeterminowana wydaje się szczególnie pani Runkle, która jest w stanie oddać swoje ciało, żeby dostać milion dolarów. Umowa podpisana, choć nie przeczuwam, żeby do stosunku doszło. Na szczęście Charlie nie pozostaje na lodzie i dostaje pozwolenie na zabawienie się z kimś innym. Dzięki temu dostajemy jedną z zabawniejszych scen odcinka, kiedy Runkle podrywa kobietę w barze, a obok przechodzi jej facet - dwa razy większy od biednego agenta onanisty.
Najważniejszy jest jednak powrót Bekki. Córka Hanka wraca z wiadomością stulecia - ma zamiar wziąć ślub. To mocno komplikuje plany Hanka, jego poglądy i fakt, jak postrzega swoją małą, ale przecież już tak dojrzałą latorośl. Jak sam zresztą zaznacza, Becca zawsze była jedyną dorosłą w rodzinie, a posiadanie takiego, a nie innego ojca wymusiło na niej szybszy proces dojrzewania.
Co będzie dalej? Co pokaże nam wielki finał Californication? Nie wiadomo. Hank dalej się miota pomiędzy Karen a Julią, nie mogąc wybrać. Normalny facet oparłby się Julii, żeby pokazać Karen, iż chce być tylko z nią. Ale Moody nie jest normalnym facetem, więc korzysta z każdej okazji. Jego asertywność osiąga poziom zerowy, ale to żadna nowość. Możliwe, że twórcy chcą iść tym tropem. Może Californication jest właśnie tym? Nie historią pisarza alkoholika z przygodami seksualnymi, próbującego powrócić do utraconej miłości - historią trudnych relacji z happy endem na końcu. Może od początku chodziło o to, by pokazać, że życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Może tą wielką miłością ma być właśnie Julia, pierwsza matka jego dziecka? Levon ma wiele z Hanka, choć jest bardzo nieśmiały. Julia wydaje się być zakochana w Moodym, a Hank? Sam nie wie, czego chce, po prostu płynie z nurtem rzeki.
Możliwości pozostaje wiele i właściwie każda będzie dobra. Pomimo tego, że mocno kibicuję Hankowi i Karen, potrafiłbym pogodzić się z ostatecznym wyborem. Nie zmienia to jednak faktu, że siódmy sezon podobnie jak kilka poprzednich nie należy do najlepszych. Brak tutaj tego, za co wszyscy pokochali postać graną przez Duchovnego. Mało seksu, prawie w ogóle golizny i właściwie tylko Runkle ratuje sytuację swoim specyficznym humorem i sporym pechem. Czar gdzieś prysł, a twórcy, mimo że gmatwają coraz bardziej życie głównego bohatera, zdają się być przygotowani na ostateczne rozstanie.